Pogrzeb Joanny Kołaczkowskiej
Trudno uwierzyć, iż Joanny Kołaczkowskiej już z nami nie ma. Wszyscy do ostatniej chwili wierzyli, iż wyzdrowieje i do nas wróci. Niestety, "cud nie nastąpił" - jak napisali jej przyjaciele z Kabaretu Hrabi. Od nich też wiemy, iż artystka "odeszła spokojnie, bez bólu. W otoczeniu najbliższych i przyjaciół - wśród tych, których kochała i którzy kochali Ją bezgranicznie" w nocy z 16 na 17 lipca 2025 roku. Niecały miesiąc wcześniej obchodziła 59. urodziny. Wiedząc, jak wielu ludzi ją uwielbiało i odczuło boleśnie jej stratę, rodzina poinformowała, iż pogrzeb Joanny Kołaczkowskiej odbędzie się 28 lipca w Warszawie.
REKLAMA
O godzinie 11 zaplanowano mszę żałobną w Kościele św. Karola Boromeusza,, a pożegnalną uroczystość świecką w Sali ceremonialnej na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach. "Asia nie przepadała za patosem i wieńcami. Zamiast kwiatów - jeżeli czujecie taką potrzebę - spełnijcie Jej wolę i wesprzyjcie Fundację Avalon" - przekazali życzenia zmarłej członkowie Kabaretu Hrabi. "Rodzina Asi bardzo prosi, by podczas uroczystości nie składać kondolencji. Wszystkie dobre myśli i sama obecność są dla nich ogromnym wsparciem. Czują Waszą miłość i są za nią głęboko wdzięczni" - poinformowali także o prośbie rodziny zmarłej.
Joanna Kołaczkowska była jedna na milion
Joanna Kołaczkowska to bez wątpienia jedna z najwspanialszych i najbardziej ukochanych osobowości polskiej sceny kabaretowej, na której spędziła ponad 40 lat swojego stanowczo za krótkiego życia. Niektórzy nazywali ją "carycą kabaretu", inni bez wahania wskazywali, iż jej wyjątkowy talent do dawania ludziom euforii plasuje ją obok Hanki Bielickiej i Ireny Kwiatkowskiej w gronie najznamienitszych polskich artystek komediowych.
Na scenie była niesamowita; kobieta żywioł z nieziemską charyzmą, która sprawiała, iż niemal każdą scenę kradła dla siebie - choćby jeżeli tego nie chciała. "Legendarny element żeński. Monstrualny zmysł komiczny, niepowtarzalny styl, powalający urok. Z rezerwą podchodzi też do junkersów. Przedstawicielka niespokojnego, poszukującego nurtu A’YoY ('Studio Eksperymentalne'), przez co zdarza jej się normalnie przegiąć. Nie zawsze. Natura aktywistki" - pisali o niej koledzy z Kabaretu Hrabi w jej sylwetce na stronie grupy.
"Brawura bierze się też stąd, iż w życiu artystycznym nie zakładam porażki. Nie ma, iż nie wyjdzie! Szarżuję zwłaszcza wtedy, gdy widzę iż coś nie gra. Pomyliłam się? Świetnie, wygram to! Ostatnio zapomniałam tekstu, zaczęłam improwizować. Ale tak po bandzie - obsobaczyłam kolegów i wpędziłam ich w poczucie winy za swoje zapomnienie " - opowiadała w 2018 roku w rozmowie z "Twoim Stylem" sama Joanna. Ale to nie znaczy, iż taka sama była w życiu prywatnym. Krzysztofowi Czapindze w 2013 roku tłumaczyła: "Nie będę ukrywać - granie takich silnych bab jest dość przyjemne. Wcielam się z pasją, gdyż nadrabiam to, czego w życiu prywatnym nigdy bym nie zrobiła. To przyjemne być przez chwilę kimś innym. Jednocześnie wiedząc, iż to nieprawda".
Nie jest jednak tak, iż te sceniczne kreacje były od niej zupełnie oderwane: "Oczywiście inspiruję się tym, co napotkam w życiu, ludźmi, relacjami… Jasna sprawa, iż jakieś cząstki mnie znajdują się w postaciach, które gram. Uwielbiam się identyfikować, wczuwać i grać najbardziej jak tylko umiem szczerze. To dla mnie najważniejsze w tym co robię. To nośnik żartu" - podkreślała w tej samej rozmowie. Dorocie Wysokiej tłumaczyła: "Jestem dość wycofana. Na imprezach branżowych zdarza mi się usłyszeć: 'Co ty taka smutna?', tylko dlatego, iż nie tryskam przesadnym humorem". Niezależnie od tego, wszyscy, którzy ją znali, kochali z nią przebywać.
Joanna Kołaczkowska - sylwetka
Joanna Chuda (po pierwszym mężu Matysiak, a dopiero po drugim Kołaczkowska) urodziła się 22 czerwca 1966 roku w Polkowicach na Dolnym Śląsku. Wychowywała się jednak na przedmieściach Lubina z rok starszą siostrę Agnieszką i mamą. Jej tata zmarł na serce, kiedy miała 5 lat, co odcisnęło na niej wielkie piętno. Była wycofanym dzieckiem, jak sama to nazywała, chowała się "za firanką" i przekonana, iż nikt nie zwraca na nią uwagi, dużo obserwowała otaczających ją ludzi i rzeczywistość. Mimo dość wycofanej natury, w młodości trenowała łyżwiarstwo i taniec ludowy. Jeszcze w szkole podstawowej zrozumiała, iż chce rozśmieszać ludzi:
- Olśnienia doznałam w czasie pierwszego występu publicznego, kiedy z grupą taneczną z domu kultury tańczyłyśmy kujawiaki, mazurki i inne obertasy, zawijając spódnice i podnosząc wysoko nogi, tak by zaprezentować galoty.
Moje były najbliżej widowni i kiedy publika wybuchła śmiechem, ja poczułam euforia i pomyślałam, iż rozśmieszanie ludzi to jest to, co chcę robić -
opowiadała po latach w wywiadzie z Dorotą Wysocką. Choć trudno w to uwierzyć, Joanna Kołaczkowska nie uczyła się nigdy w szkole aktorskiej. Najpierw ukończyła technikum ogrodnicze w Głogowie, później dwuletnie studium nauczycielskie w Legnicy. Następnym krokiem były studia na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze, gdzie ukończyła pedagogikę kulturalno-oświatową. W 2013 roku opowiadała, iż sama nie ma pojęcia, co by robiła w życiu, gdyby nie kabaret: "To jest zagadka. Sama jestem ciekawa, który z zawodów wyuczonych bym dziś uprawiała. Jestem technikiem ogrodnikiem i nauczycielem klas I-III. Nie umiem sobie tego wyobrazić. No i co stałoby się z moją potrzebą rozśmieszania… Wyżywałabym się pewnie w szkolnych przedstawieniach. Ale czy z dobrym skutkiem?" - zastanawiała się w wywiadzie dla Plejady.
Mimo całej skromności i wycofania, talent sceniczny i charyzma od niej biły. Niby tylko się wygłupiała w gronie znajomych, ale podczas studiów została adekwatnie przez przyjaciół zmuszona, żeby występować na scenie. Najmocniej nalegał Adam Nowak - lider grupy Raz Dwa Trzy. To on namówił ją w 1987 roku, żeby wzięła udział w przesłuchaniu do kabaretu Drugi Garnitur. Oczywiście się dostała, ale występowała z grupą tylko dwa lata. W międzyczasie jej siostra Agnieszka związała się z Dariuszem Kamysem - członkiem Kabaretu Potem, który uważany jest za pierwszą formację konstytuującą Zielonogórskie Zagłębie Kabaretowe. Kołaczkowska dołączyła do legendarnej już grupy w 1989 roku i została w jej szeregach aż do jej rozwiązania dekadę później.
Ksiądz o pamiątce, jaką pozostawiła Joanna KołaczkowskaFot. Sebastian Rzepiel / Agencja Wyborcza.pl
Kabaret Potem
Nie ma cienia przesady w stwierdzeniu, iż w latach 90. Kabaret Potem był telewizyjnym fenomenem. Grupa składała się z niezwykle charyzmatycznych i łatwych do polubienia wykonawców, a do tego oferowała inteligentny (ale nie inteligencki) i nośny program kabaretowy. Potemowcy pełnymi garściami czerpali z kultury popularnej, historii literatury i codziennego życia, ale sprytnie unikali przaśności i nawiązań do polityki. Nie trzeba było być magistrem filozofii, żeby dobrze się z nimi bawić - ich poczucie humoru trafiało choćby do najmłodszej widowni. Ogólnopolska widownia oszalała z zachwytu, kiedy w TVP pokazano kultowy już program grupy "Bajki dla potłuczonych", w którym w sposób niesamowicie inteligentny, lekki i przede wszystkim bezgranicznie zabawny Potemowcy przedstawiali alternatywne wersje znanych bajek. Żarty były w nim doskonałe: Czerwony Kapturek np. mówił księciu z bajki, żeby poprosił kogoś z bajki, żeby go pocałował, bo dopiero wtedy stanie się piękny, Dżepetto twierdził, iż taboret wyszedł mu lepiej niż Pinokio, a Kaj śpiewał w klimacie kwartetów z lat 60. piosenkę o tym, jak porwała go Królowa Śniegu.
- To, co podczas występów w Kabarecie Potem miałam na sobie, to się w głowie nie mieści. Nasz szef Władek Sikora przynosił tyrolskie sukienki z lumpeksu i kazał mi w nich grać te dzieweczki i królewny. Nie mogę uwierzyć, iż wtedy na scenę się nie malowałam. Żyłam zgodnie z tym, co głosił Władek - iż wymalowana będę za ładna. Raz mi zrobili makijaż na nagranie, to potem pyszczył przed telewizorem, iż mam być śmieszna, a nie atrakcyjna - opowiadała w wywiadzie dla "Twojego Stylu" Joanna Kołaczkowska w 2018 roku. Po tym, jak grupa - w dużej mierze przytłoczona ciężarem popularności - zakończyła działalność, Kołaczkowska na kilka lat wycofała się z życia publicznego i skupiła na życiu rodzinnym.
Kabaret Hrabi
Joanna Kołaczkowska opowiadała, iż na początku wcale nie chciała kontynuować kariery kabaretowej, ale szwagier, Dariusz Kamys, namówił ją do powrotu. "Najpierw mówiłam, iż koniec. Byłam przemęczona, wydawało mi się, iż to już za dużo, za intensywnie. Postanowiłam oddać się życiu rodzinnemu, urodziłam córeczkę, posiedziałam z nią trzy lata w domu. I to był bardzo dobry pomysł. Wtedy myślałam, iż tak już zostanie. Ale Kamol zaczął zakładać kabaret i bardzo mnie namawiał. Nie byłam przekonana. Mówiłam, iż przecież nic nie może być lepszego od Potem. Trochę się bałam powrotu, rozczarowania, iż już mi nie pójdzie, iż nie mam energii. Mnóstwo lęków, ale w końcu mówię: no dooobra, tak delikatnie spróbujmy. I się potoczyło. Teraz sobie nie wyobrażam, żebyśmy mieli nie robić kabaretu" - opowiadała w 2007 roku w rozmowie z "Gazetą Lubuską".
Niemniej, zanim mogła wrócić na scenę, musiała zawalczyć o zdrowie. Dowiedziała się, iż ma czerniaka. "Byłam w czwartym miesiącu, kiedy mi go usuwali. Przeżyłam straszliwy szok, kompletna szajba, przez miesiąc nie pamiętałam, iż jestem w ciąży, byłam absolutnie przerażona. Nie wiedziałam, co dalej ze mną będzie, co z dzieckiem, czy nie będą mi robić jakiejś chemii, która będzie mogła mu zaszkodzić. To była rozpacz" - mówiła w 2019 roku w rozmowie z "Gazetą Prawną". Udało się: ona pomyślnie przeszła leczenie, jej córka Hania urodziła się cała i zdrowa, a ona wróciła na scenę i razem z Kabaretem Hrabi podbiła serca nowego pokolenia widzów.
Hrabi widzów urzekał nie tylko fantastyczną chemią pomiędzy członkami grupy, ale także tym, jak doskonale w kabaretowym zwierciadle pokazywał codzienne życie. Programy grupy omijały takie tematy jak polityka, religia, kościół. Nie wytykały nikogo z nazwiska, za to opowiadały o tym, co wszyscy znamy. "Moją największą inspiracją jest mama. Dopiero niedawno zdałam sobie z tego sprawę. Główne źródło powiedzonek, zachowań, gestów, sposobu chodzenia, tańczenia, w ogóle komunikowania się ze światem. Bo mama reprezentuje styl korygujący: ma wizję i tak musi być. Włożyłam do skeczu jej powiedzenie: 'oka nie wyjmiesz' i 'o, o, ale gloria idzie'" - mówiła w wywiadzie dla "Twojego Stylu" Kołaczkowska.
Joanna Kołaczkowska - pożegnanie artystkiFot. Agnieszka Wocal / Agencja Wyborcza.pl
Pamiętają państwo skecz, w którym Joanna wcielała się studentkę bardzo nieprzygotowaną do egzaminu z historii literatury? Jednym z kluczowych elementów numeru było to, iż zupełnie nie potrafiła chodzić w kozaczkach na obcasie i stawia stopy bokiem. Rozbrajająco śmieszne, a wyszło przypadkiem - podczas jednego z występów Kołaczkowska nie zdążyła po prostu wciągnąć butów do końca, stopy zostały w cholewkach. Publiczności tak to się spodobało, iż już zostało w programie na stałe.
Warto jednak wiedzieć, iż Joanna Kołaczkowska zajmowała się nie tylko kabaretem. Już od 1993 roku występowała w roli Dorin Owens w improwizowanym programie "Spadkobiercy". To także był pomysł Dariusza Kamysa, a format chwycił na tyle, iż od 2008 roku pokazywała na swojej antenie TV4. Kołaczkowska razem z członkami Kabaretu Potem założyła także w latach 90. niezależną wytwórnię filmową A'Yoy, w ramach której reżyserowała krótkie i długie formy.
Pisała piosenki, skecze, dialogi, tworzyła audycje radiowe (można było jej posłuchać m.in. na antenie radiowej Trójki, Radia Nowy Świat), występowała m.in. w sztukach reżyserowanych przez Stanisława Tyma, na deskach Teatru Polonia, Dramatycznego i Kamienica. Była felietonistką, występowała z solowymi recitalami i współtworzyła z Szymonem Majewskim podcast "Mówi się".
- Najważniejsza rzecz, jakiej się nauczyłam przez te lata? Nie da się rozśmieszać ludzi bez pokochania ich. Oni też muszą nas w pewnym sensie pokochać, zaakceptować. I wtedy będą mogli się z nas śmiać. Zawsze tłumaczę kolegom, iż jak gramy, to między nami a widzami tworzy się więź niemal wyczuwalna fizycznie. Jak nici. Kabaret to zarządzenie energią. Ona odbija się i wraca. Podczas koncertu czuję: Boże, jak mnie ludzie lubią! Jednak! Ze spektaklu wychodzę wypieszczona, wycmokana, wygłaskana, za rękę potrzymana. Bo ja tak to widzę, iż publiczność trzyma mnie za rękę. To szczęście: mam pracę, dzięki której bardziej kocham świat - stwierdziła w 2018 roku.