Dziś zrozumiałem, jak łatwo dać się oszukać. Zawsze wierzyłem w drugie szanse, myślałem, iż prawdziwe uczucie przetrwa choćby ból i błędy. Dlatego, gdy po dwóch latach odezwał się do mnie Łukasz – mój dawny partner – coś we mnie zadrżało. Mieszanka ekscytacji, nostalgii i cichej nadziei wypełniła powietrze.
Rozstaliśmy się trudno. Były pretensje, niedopowiedzenia, duma po obu stronach. Długo leczyłem zranione serce, uczyłem się żyć od nowa. choćby spotykałem się z kimś innym, próbowałem budować coś nowego. Ale Łukasz… wciąż był tam, w głębi – jak niezagojona blizna. Nie zapomniałem. Gdy zaproponował spotkanie, tylko rozmowę – zgodziłem się. Naiwnie myśląc, iż może to być coś dobrego. Spotkanie dwóch dorosłych ludzi, którzy kiedyś się kochali. Co może pójść nie tak?
Spotkaliśmy się w przytulnej kawiarence przy ulicy Mariackiej. Przyszedłem wcześniej, a gdy on wszedł, serce uderzyło głośno. Wciąż ten sam – ta sama postawa, ten sam lekki zarost, ten sam ciepły wzrok. Uśmiechnął się, podszedł i przytulił mnie. Na chwilę poczułem, jakbym wrócił do przeszłości, gdzie wszystko było prostsze.
Rozmawialiśmy godzinami. Najpierw o banalnych rzeczach – praca, nowości, jak nam się żyje. Jego głos był wciąż taki sam, spokojny, a wzrok uważny. Jakby naprawdę chciał wiedzieć, jak żyłem bez niego. A ja, głupi, topniałem. Zacząłem choćby myśleć, iż może jeszcze jest szansa – choćby na przyjaźń, na jakieś porozumienie.
Ale potem… coś się zmieniło.
Odrzucił się na oparcie krzesła, spojrzenie mu pociemniało. Jakby walczył ze sobą. Poczułem niepokój. W końcu zaczął mówić.
— Krzysiu… muszę ci coś powiedzieć. To mnie męczy, ale musisz znać prawdę.
— O co chodzi? – głos mi się załamał. — Przerażasz mnie.
Westchnął, przetarł skronie i spojrzał mi prosto w oczy.
— Nie przyszedłem tu, by się z tobą pogodzić. Nie chcę być z tobą znowu. To wszystko… – rozłożył ręce – to nie dlatego, iż za tobą tęskniłem.
Zrobiło mi się zimno. Serce ścisnęło się boleśnie.
— Więc po co? — wyszeptałem.
Zawahał się, po czym rzucił mi w twarz:
— Wykorzystuję cię, Krzysiu. Żeby zemścić się na twoim bracie. Na Janku.
Świat się zachwiał.
— Co?… Ty… co ty mówisz?
— Twój brat… zdradził mnie – powiedział zimno. — Wmówił mi, iż mnie kocha. A potem romansował z kimś innym. Za moimi plecami. Bawił się mną. Teraz ja się nim bawię. Ty jesteś moim narzędziem. Najwygodniejszym.
Zdrętwiałem. Mój brat – mój najlepszy przyjaciel, oparcie, osoba, której ufałem bardziej niż sobie… On by tak nie zrobił. A Łukasz… czy cały ten wieczór, te dobre słowa, to spojrzenie – to wszystko było kłamstwem?
— Co on ci zrobił? — ledwo wydobyłem z siebie głos.
— Był ze mną. A potem śmiał się za moimi plecami – jego oczy stały się twarde. — choćby nie wiesz, jak to bolało. Straciłem zaufanie. A teraz… chcę, żeby poczuł to samo.
Nie mogłem złapać oddechu.
— Wykorzystujesz mnie, żeby zranić Janka? Mnie? Dlaczego? Ja ci nic nie zrobiłem!
— Wiem. Przepraszam. Ale inaczej się nie da. Musi zrozumieć, co narozrabiał.
Łzy napłynęły mi do oczu. Oddychałem ciężko. W środku wszystko się zwinęło w kłębek wstydu, bólu i rozczarowania.
— Bawisz się moimi uczuciami — szepnąłem. — Naprawdę myślałem… miałem nadzieję…
Odwrócił wzrok.
— Przykro mi, Krzysiu. Naprawdę. Ale ja też zostałem zraniony. Zgubiłem się. Nie wiedziałem, jak sobie z tym poradzić.
Gwałtownie wstałem. Ręce mi drżały.
— Dość. Koniec. Nie będę częścią twojej brudnej zemsty. Nie jestem zabawką. Jestem człowiekiem. I nie pozwolę ci dalej deptać mojego serca dla zemsty, której choćby nie rozumiem.
Nie próbował mnie zatrzymać. Po prostu siedział, spuszczając wzrok. A ja odchodziłem – zimną ulicą, po policzku płynęły łzy, a w głowie tylko jedno pytanie: „Jak mogłem być tak ślepy?”
Nigdy więcej nie stanę się czyimś pionkiem. Nigdy. I jeżeli mam zerwać więzi zarówno z dawnym partnerem, jak i z bratem – niech tak będzie. Bo kłamstwo, choćby w imię miłości, to zdrada. A ja wybieram prawdę. choćby jeżeli boli.