AŚWATTHA
Ludzka Droga
wydanie własne, 2024
Życie jest sceną, na której zjawiamy się i odchodzimy z pustymi rękami, jak aktorzy w sztuce niewidzialnego dramatopisarza. Rodzimy się niczym obłok, który na chwilę kształtuje horyzont, a potem rozwiewa się, pozostawiając echo naszej obecności. Życie i śmierć są częścią naturalnego cyklu. Jak fale na morzu, pojawiamy się i znikamy, ale ocean pozostaje niezmiennie czysty. Coś trwa poza życiem i śmiercią – pierwotna czystość i jasność, nasza prawdziwa esencja, nieograniczona ciałem ani umysłem, wieczna. Zostawiamy wszystko, co materialne, ale to, co czyste i jasne, zawsze jest z nami, dając sens naszym dniom i nadzieję duszom.
W duchu tych przemyśleń powstała nowa płyta poznańskiego producenta kontemplacyjnej muzyki ambient o pseudonimie Aśwattha. Z jednej strony „Ludzka Droga” to materiał zainspirowany właśnie tytułowym tekstem zmarłego przed dwudziestoma laty mnicha Seunga Sahna, który w dziesięć dni po wyświęceniu udał się na studniowe odosobnienie, w trakcie którego podobno osiągnął oświecenie. Jednak rewersem tych utworów jest wspomnienie o Stanisławie Koropczuku – dziadku artysty, z którym musiał pożegnać się wiosną tego roku.
Taki medytacyjny, uduchowiony, a może i choćby hauntologiczny hołd złożony bliskiemu nie jest w twórczości Aśwatthy rzeczą nową – w końcu pod koniec ubiegłego roku nagrał podobny, wtedy ku pamięci swojego drugiego dziadka Henryka Czarneckiego („Harmonijka dziadka Henia”). Podobnie jak wówczas, również teraz wykorzystał metodę syntezy granularnej, w krautrockowe, zasnute mgłą pejzaże wplatając kontemplacyjne brzmienia gitary barytonowej i elektrycznej.
Stojąc na „Ludzkiej drodze” zagrał oszczędnie, choć nader emocjonalnie – jego minimalizm brzmi, jak gdyby chciał pozostawić wokół siebie jak najwięcej przestrzeni dla ducha…
BEZKWIT
Third
wydanie własne, 2024
Gdy świat staje się zbyt twardy, zbyt realny, z pomocą przychodzą tacy jak oni. Lekką, choć pewną ręką przenoszą nas na inne płaszczyzny istnienia, nauczeni doświadczeniem dawnych mistrzów z Popol Vuh i Amon Düül II, mówiących o tym, iż aby w słuchaczu móc pozostawić ślady już nie do zatarcia, najlepiej robić to mimochodem.
Trzecia płyta wielkopolskiego Bezkwitu przypomina modlitwę do pradawnych bogów, których odwiedzasz w przepastnych, zapomnianych świątyniach, w których każdy akord odbija się echem w nieskończoności. To modlitwa wyrażona przez subtelne harmonie i delikatne motywy instrumentalne, ale i przez jazgotliwe dysonanse, arytmiczne, bezczasowe. Ruch wskazówek zegara przestaje mieć znaczenie, kiedy jedyną realnością staje się nieskończone Teraz.
Po wprowadzeniu, czyli ponad dziesięciominutowym, pełnym mistycznej delikatności „3.1”, zostajemy wciągnięci w wir chaotycznych i pełnych energii kompozycji Theo, Kacpra, Kamila i Cypriana. Ich „Third” to czasem piaskowa burza, która nagle uderza, zmuszając nas do stawienia czoła siłom natury („3.4”), a innym razem spirytystyczny seans, w którym dźwięki wibrują jak płomienie, a każda nuta jest jak iskra („3.5”) wyzwalająca energię błądzących po Ziemi bytów.
Ona nieustannie pulsuje, jednak z czasem free improv z użyciem didgeridoo, dulcymera, trąbki i gitary elektrycznej przekształca się w coś zdecydowanie bardziej syntezatorowego („3.6”, „3.7”) – space-rockową psychodelię, którą wielu określi mianem „ethnotroniki”.
„Third” to kalejdoskop wrażeń, twórczość, której klimat znany jest nam od dekad, a jednak skutecznie wciąga i angażuje – nie tylko ucho.
ZOOM
Lelo
wydanie własne, 2023
Giorgi Beżuaszwili to dobrze znany w Poznaniu gruziński muzyk i multiinstrumentalista, który z roku na rok zaskakuje coraz bardziej śmiałymi projektami. Ten czarujący wrażliwiec może pochwalić się naprawdę imponującym warsztatem – gra na flecie poprzecznym, fletach salamuri, lutni panduri, saksofonie sopranowym, gitarze i basie, śpiewa, pisze teksty. Do historii przeszło wiele jego występów, by wspomnieć choćby o charytatywnym koncercie w Studiu Muzycznym Polskiego Radia im. Agnieszki Osieckiej dla uchodźców z Czeczenii.
Od 2017 roku na poznańskich Jeżycach prowadzi klub Pan Gar, jest również współtwórcą Fundacji Pana Gara, a także rozlicznych, polsko-gruzińskich projektów muzycznych, takich jak Panduri Trio, Pan Gar Orchestra, Zumba, Tulipany czy Wadada.
Dziś jednak nieco więcej o eksperymencie, jaki uskutecznia z klawiszowcem Stanisławem Pawlakiem, basistą Adamem Koterskim oraz perkusistą Michałem Obrębskim, a którego owocem jest wydany w ubiegłym roku album „Lelo”.
Jako Zoom panowie serwują krzepiący serce koktajl złożony z garażowego, folkowego rocka charakterystycznego dla Tbilisi oraz jazzowego i już bardziej zachodniego fusion. „Lelo” to kolorowe, nieobliczalne, a przede wszystkim bardzo impresyjne improwizacje („Namgalo”, „Satrpialo”), ale również numery totalnie bujające – taka „Mucha” czy „Kartuli Funky” to kawałki skrojone pod parkiet, nie mówiąc o chyba najbardziej energetycznym na płycie utworze „Tashi”, będącym pełnoprawną, gruzińską odmianą ska. „Lelo” to pyszna i niegłupia zabawa, w której aż głupio choć raz nie wziąć udziału.
Posmakujcie – z pewnością nie pożałujecie!