Możesz na mnie polegać

twojacena.pl 12 godzin temu

Dzisiaj postanowiłam opowiedzieć o swoim życiu, bo czasem warto spojrzeć wstecz, by zrozumieć, co się stało.

Kiedy wychodziłam za mąż za Marcina, wierzyłam, iż to miłość na całe życie. Byłam w nim zakochana i starałam się być dla niego idealną żoną – taką, na której zawsze można polegać.

Z natury jestem osobą ciepłą i uśmiechniętą, zawsze gotową pomóc. choćby moja teściowa, Barbara, często się o to upominała. Dzwoniła, narzekając na ból stawów lub zmęczenie, a ja natychmiast biegłam – sprzątałam, gotowałam, robiłam zakupy.

– Jaka ty jesteś dobra, Kasiu – wzdychała Barbara. – Mój syn to żadna pomoc. Mężczyźni tacy są! Zawsze marzyłam o córce, a los dał mi ciebie.

Ładnie to brzmiało, więc starałam się jeszcze bardziej. I Barbara miała rację – Marcin nigdy się nie wysilał. Ani w domu, ani dla matki.

Ale problem nie leżał tylko w tym. Marcin uważał, iż obowiązki domowe to nie jego sprawa. Nie miałam nic przeciwko, lubiłam tworzyć przytulne wnętrze. Gorzej, iż on sam nic nie robił, za to ciągle miał uwagi. Podłoga niedomyta, zupa za mało słona.

Z czasem pretensje rosły. Zaczął wytykać mi wydatki, choć sama zarabiałam i nigdy nie prosiłam o pieniądze.

– Ile adekwatnie kosztuje ten twój manicure? – pytał sarkastycznie.

– Sto pięćdziesiąt złotych – odpowiadałam cicho, jakbym miała się tłumaczyć.

– Sto pięćdziesiąt złotych co miesiąc! – oburzał się. – Moglibyśmy odkładać na nowy samochód!

– Ale ty wydajesz na siłownię… – próbowałam łagodnie ripostować.

– To co innego! Sport to zdrowie! A twój lakier to strata pieniędzy!

Narzekał na wszystko. choćby na to, iż raz w miesiącu spotykałam się z przyjaciółkami.

– Po co włóczysz się po kawiarniach bez męża? – mruczał. – Siedź w domu!

Jestem spokojna i unikam kłótni, ale choćby moja cierpliwość miała granice. Kłótnie stały się codziennością, a zrozumienie zniknęło. Po trzech latach małżeństwa podjęłam decyzję – rozwód. Marcin się opierał, nie dlatego, iż chciał ratować związek, ale dlatego, iż nie znosił, gdy coś nie szło po jego myśli. Ja nie miałam już sił.

Po wszystkim, gdy tylko Marcin spakował swoje rzeczy, zadzwoniła Barbara.

– Kasiu, jak mogłaś?! – lamentowała. – Dlaczego od razu rozwód?

Westchnęłam. Nie miałam ochoty tłumaczyć się byłej teściowej, ale jakoś odpowiedziałam:

– To nie było od razu. Próbowałam, ale Marcin nigdy nie idzie na kompromis. Jego ciągłe pretensje… Jestem wykończona.

– Ale tak pięknie wyglądaliście razem! – prawie płakała. – I ja cię tak kocham! Jak ja teraz bez ciebie?

Wiedziałam, iż to ja powinnam teraz dostać wsparcie, ale Barbara, jak zwykle, skupiła się na sobie.

– Dlaczego bez mnie? – zapytałam łagodnie. – Możemy się widywać. Rozwód z Marcinem nie znaczy, iż zniknę.

– Och, Kasiu, ty jesteś aniołem! – ucieszyła się. – Czyli się nie żegnamy?

– Oczywiście, iż nie.

Rozwód nie był łatwy. Marcin nie mógł znieść, iż to ja go zostawiłam. Jako „idealny mężczyzna” czuł się urażony. Ale z czasem emocje opadły. I zrozumiałam, iż nie żałuję. Marcin tak mnie wykończył, iż uczucie dawno wygasło. A przecież kiedyś wydawał się wymarzonym mężczyzną. Albo udawał, albo ja patrzyłam na niego przez różowe okulary.

Zaczęłam nowe życie. Marcina zablokowałam wszędzie, by nie próbował się wtrącać. On nie próbował, ale Barbara nie zamierzała odpuścić.

Tydzień po rozwodzie zadzwoniła:

– Kasiu, jak się masz?

– W porządku – odparłam. – A pani?

Pytanie z grzeczności, ale ona tylko na to czekała.

– Och, źle! Ciśnienie skacze, ledwo chodzę. Prosiłam Marcina o leki, ale odmówił! Nie wiem, jak sobie poradzę…

Zrozumiałam aluzję. Byłam zbyt dobra, by odmówić.

– Przywiozę leki – powiedziałam. – Niech pani napisze, co potrzebuje, za godzinę będę.

– Ocaliłaś mnie! – wykrzyknęła. – Wiedziałam, iż mogę na ciebie liczyć!

Musiałam odłożyć swoje sprawy, kupić lekarstwa i jechać do Barbary. Jak zwykle wysłuchałam narzekań, wypiłam herbatę i wyszłam dopiero po dwóch godzinach.

Ale myśl, iż teściowa będzie dzwonić rzadko, okazała się złudna. Barbara zgłaszała się coraz częściej – zakupy, sprzątanie, a raz choćby poprosiła, by zawieźć ją do centrum handlowego. Wtedy straciłam cierpliwość.

– Dlaczego Marcin nie może pomóc? – spytałam.

Barbara zamruczała coś niewyraźnie i poczułam wyrzuty sumienia. „Przecież jest w trudnej sytuacji, a ja się czepiam” – pomyślałam.

W końcu widywałam się z nią częściej niż z własną matką. Dzwoniła w najmniej oczekiwanych momentach, domagając się pomocy. jeżeli nie mogłam przyjechać, tak jęczała, iż w końcu ustępowałam, odwołując własne plany.

W końcu jesteśmy odpowiedzialni za tych, których oswoiliśmy. Obiecałam pomoc, ale nie spodziewałam się, iż tak bezwzględnie to wykorzysta.

Wszystko mogło trwać w nieskończoność, ale Barbara sama to zepsuła.

Pewnego dnia znowu zadzwoniła:

– Kasiu, moja siostra przyjechała. Jutro jedziemy na działkę, zawieziesz nas?

– Tylko nie za wcześnie – odparłam zmęczona.

– Chciałyśmy wcześnie… O dziewiątej rano może być?

– Dobrze – zgodziłam się, żegnając się mentalnie z wolnym weekendem.

– Dziękuję, kochanie! Co bym bez ciebie zrobiła!

Już miałam się rozłączyć, gdy usłyszałam głos siostry teściowej:

– No i? Zgodziła się?

Barbara najwyraźniej zapomniała odłożyć słuchawki. Nie lubię podsłuchiwać, ale rozmowa dotyczyła mnie, więc nie wytrzymałam.

– Oczywiście, iż się zgodziła! – zaśmiała się Barbara. – Gdzie by poszła?

– Jak ty to robisz? – zdziwiła się siostra. – Rozwiodła się z twoim synem, a tobie usługuje.

– Bo jest naiwna – odparła teściowa. – Wszystkim chce dogodzić. Cieszę się, iż się rozwodzą, Marcin zasługuje na mądrzejszą kobietę. A ta nieW końcu zrozumiałam, iż moja dobroć nie powinna być wykorzystywana, i od tego dnia postanowiłam żyć tylko dla siebie.

Idź do oryginalnego materiału