Moje serce krwawiło za syna, ale cieszyłam się z uwolnienia jego byłej żony

polregion.pl 1 tydzień temu

Bolało ją za syna, który głupio zniszczył swoją rodzinę, ale cieszyła się dla byłej synowej, która zrzuciła jego kajdany.

Wanda siedziała na werandzie swojego domu w Krakowie, ściskając w dłoniach filiżankę z wystygłą herbatą. Jej serce rozdzierało się na pół: jedna część płakała nad losem syna, Krzysztofa, który własnymi rękami pogrzebał wszystko, co miał, a druga w ciszy radowała się dla Kingi, byłej synowej, która w końcu odzyskała wolność. Wanda wiedziała, iż te uczucia – mieszanka miłości i wstydu, żalu i ulgi – nigdy nie zostaną zrozumiane przez sąsiadów plotkujących o rozwodzie. Ale nie potrafiła inaczej, patrząc na ruiny pozostawione przez syna i na światło, które znów zapłonęło w jego oczach Kingi.

Krzysztof był jej jedynym dzieckiem, jej dumą. Wychowywała go sama, po tym jak mąż odszedł, zostawiając ją z niemowlęciem na rękach. Wanda wkładała w syna całe serce: szyła mu koszule, nocami sprawdzała lekcje, oszczędzała na sobie, by miał nowe adidasy. Marzyła, iż wyrośnie na silnego, mądrego, godnego człowieka. I długo wydawało się, iż tak właśnie będzie. Krzysztof ożenił się z Kingą – dobrą, pracowitą dziewczyną, która patrzyła na niego z uwielbieniem. Urodziła im się córka, Zosia, i Wanda myślała, iż jej syn wreszcie odnalazł szczęście. Ale się myliła.

Krzysztof się zmienił. A może po prostu pokazał, kim naprawdę był. Zaczynał znikać na całe noce, wracając z zapachem obcych perfum. Kinga, z zaczerwienionymi od płaczu oczami, milczała, próbując ratować małżeństwo dla dobra Zosi. Wanda widziała, jak synowa gasła, ale nie wtrącała się – bała się, iż syn się obrazi. A on, zamiast docenić żonę, która dźwigała dom, dziecko i jego samego, szukał przygód poza domem. Wanda próbowała z nim rozmawiać, ale Krzysztof tylko machał ręką: *„Mamo, nie wtrącaj się, wiem, co robię.”* Milczała, ale każde jego słowo było jak nóż wbity w jej serce.

Upadek przyszedł niepostrzeżenie, ale skończył się katastrofą. Krzysztof zaczął romans z koleżanką z pracy, choćby się z tym nie kryjąc. Kinga dowiedziała się, ale zamiast krzyków, cicho spakowała walizki. Wniosła o rozwód, zabrała Zosię i wyjechała do rodziców. Wanda pamiętała ten dzień, gdy syn wrócił do pustego mieszkania. Był roztrzęsiony, ale nie żałował. *„Ona sama jest sobie winna, nie potrafiła mnie docenić”* – rzucił, a Wanda po raz pierwszy spojrzała na niego jak na obcego. Jej chłopiec, jej duma, stał się człowiekiem, który zniszczył rodzinę przez własną głupotę i egoizm.

Sąsiedzi plotkowali, obwiniając Kingę: *„Porzuciła męża, zabrała dziecko, egoistka!”* Wanda milczała, ale w środku kipiała. Wiedziała prawdę. Znała noce, gdy Kinga kołysała Zosię, pamiętała, jak ciężko pracowała na dwóch etatach, gdy Krzysztof „wypoczywał” ze znajomymi. Widziała, jak synowa próbowała ratować małżeństwo, dopóki on nie podeptał jej godności. I teraz, gdy Kinga odeszła, Wanda nie potrafiła jej winić. Wręcz przeciwnie – podziwiała jej siłę. Odejść od ukochanego człowieka dla własnego ocalenia – to bohaterstwo, którego jej syn nigdy nie zrozumie.

Minął rok. Krzysztof żył sam, narzekając na samotność, ale nie robiąc nic, by się zmienić. Obwiniał wszystkich – Kingę, los, choćby matkę, która go „nie wsparła”. Wanda patrzyła na niego i widziała nie dorosłego mężczyznę, a rozpieszczonego chłopca, którego może sama zepsuła ślepą miłością. Serce bolało ją za niego, ale już nie potrafiła go usprawiedliwiać. Wspominała, jak krzyczał na Kingę, jak ignorował Zosię, i rozumiała – sam wybrał tę drogę.

A Kinga rozkwitła. Znalazła nową pracę, zapisała się na kurs fotografii, o którym zawsze marzyła. Zosia, jej mała kopia, częściej się śmiała niż płakała. Wanda widziała je kiedyś w parku – Kinga huśtała córkę, a Zosia chichotała wniebogłosy. W tamtej chwili Wanda poczuła dziwną ulgę. Jej synowa, którą tak kochała, była wolna. Zrzuciła łańcuchy, które nałożył na nią Krzysztof, i zaczęła żyć tak, jak na to zasługiwała. Wanda się uśmiechnęła, ale łzy spływały jej po policzkach. Cieszyła się dla Kingi, ale płakała nad synem, który stracił wszystko.

Teraz Wanda żyje z tą sprzecznością. Kocha Krzysztofa, ale nie może być z niego dumna. Tęskni za Zosią, ale cieszy się, iż dziewczynka rośnie przy matce, która uczy ją siły. Myśli o Kindze i modli się, by nigdy nie oglądała się za siebie. I zadaje sobie pytanie: czy mogła wychować syna inaczej? To pytanie dręczy ją nocami, ale odpowiedź nie przychodzi. Jest tylko prawda: jej syn zniszczył swoją rodzinę, a synowa odnalazła w sobie moc, by zacząć od nowa. I w tym gorzkim finale Wanda widzi nadzieję – nie dla siebie, ale dla tych, którzy potrafili się wyrwać.

Idź do oryginalnego materiału