Moje dzieci nie pozwalają mi wyjść za mąż… Opowieść o trudach bycia kobietą między przeszłością a przyszłością

twojacena.pl 17 godzin temu

Mam na imię Halina i mam 44 lata. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie, iż znajdę się w takiej emocjonalnej pułapce. Całe życie spędziłam z jednym mężczyzną, moim mężem, ojcem moich dzieci, moim towarzyszem, moją podporą. Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat. Rok temu odszedł nagle. Serce. Zostawił w domu pustkę, a w mojej duszy — ogromną, lodowatą dziurę.

Mamy dwoje dzieci. Syn jest na trzecim roku studiów, już dorosły, mądry, rozsądny. Córka w tym roku skończyła liceum i dostała się na uniwersytet, taka młoda, wrażliwa. Jestem z nich dumna, to cały mój świat. Ale… nie widzą we mnie kobiety. Tylko matkę. Tylko wdowę.

Dwa miesiące temu pojawił się w moim życiu Marek. Poznaliśmy się przypadkiem na wystawie, na którą poszłam tylko po to, by nie oszaleć z samotności. Okazał się dobrym, wrażliwym, prawdziwym mężczyzną. Nie naciskał, nie wymagał, po prostu był obok. Zaczęliśmy się spotykać — najpierw spacery, potem kolacje, rozmowy do późna. W jego oczach znów poczułam się kobietą. Żywą. Potrzebną. Kochaną.

Ostatnio oświadczył się. Zwyczajnie, szczerze: „Halina, zostań moją żoną. Zacznijmy od nowa. Razem.” Rozpłakałam się. Nie ze smutku, ale ze strachu. Wiedziałam, iż moi dzieci tego nie zaakceptują.

Zebrałam się w końcu na odwagę i postanowiłam powiedzieć. Usiedliśmy przy stole, tak jak kiedyś, gdy mówiłam im, iż będą miała rodzeństwo, uczyłam wiązać buty, prowadziłam do pierwszej klasy. Tym razem było inaczej.

— Spotykam się z kimś… — powiedziała cicho. — Nazywa się Marek. Zaproponował mi małżeństwo.

To, co nastąpiło, nie było krzykiem, ale huraganem. Gniew, żal, szok.

— Czyli już zapomniałaś o tacie?! — prawie krzyknęła córka, a w jej oczach błyszczały łzy.

— Chcesz wpuścić obcego faceta do naszego domu?! — rzucił syn. — Zdradziłaś ojca!

Patrzyli na mnie jak na obcą. Próbowałam wytłumaczyć: nie zapomniałam. Pamiętam każdy grymas jego twarzy, głos, śmiech, zapach po goleniu. Ale odszedł, dzieci moje. Nie przywrócę go do życia, choćbym bardzo chciała. Żyję. Oddycham. I chcę być z kimś, kto sprawia, iż moje serce znów bije mocniej.

Ale mnie nie usłyszeli.

Teraz zawisłam w próżni. Nie wiem, co zrobić. jeżeli wyjdę za Marka — stracę dzieci. Przestaną się ze mną kontaktować, znikną z mojego życia. jeżeli odrzucę jego propozycję — zostanę sama. Bo dzieci nie zostaną na zawsze. Dziś są ze mną, ale jutro będą miały własne rodziny, obowiązki, troski. A ja? Będę tylko „mamą, która siedzi sama w mieszkaniu”.

Powiedziałam Markowi: „Daj mi czas. Może zrozumieją. Z czasem.” Skinął głową. Przytulił mnie. Powiedział, iż poczeka. Tylko nie wiem, na jak długo starczy mu cierpliwość. I ma do tego prawo. On nie nosi moich wspomnień, mojego bólu, moich dzieci. Po prostu chce być przy mnie. To nie jest przestępstwo.

Boli mnie, iż moje dzieci nie widzą we mnie żywego człowieka. Żyłam uczciwie. Byłam wierną żoną, oddaną matką. Nie porzucałam, nie zdradzałam, nie niszczyłam. Dlaczego teraz, gdy chcę po prostu być szczęśliwa, muszę za to przepraszać?

Nie obwiniam ich. Rozumiem: boją się. Boją, iż Marek wymaże ojca z pamięci. Że zapomnę przeszłość. Ale tak się nie stanie. On zawsze będzie z nami. W zdjęciach, opowieściach, wspomnieniach. Ale ja — jestem tutaj. Ja — żyję.

Czasem wieczorami siadam przy oknie i patrzę na miasto, gdzie każdy dom kryje swoją historię. Ktoś się zakochuje. Ktoś bierze ślub. Ktoś rodzi dzieci. A ktoś po prostu… żyje. I ja też chcę żyć. Nie przetrwać. Nie wegetować. Ale żyć.

Nie wiem, jaką decyzję ostatecznie podejmę. Ale wiem jedno: nie jestem przestępczynią. Jestem kobietą. I mam prawo do szczęścia.

Życie to nie tylko wierność przeszłości, ale też odwaga, by pozwolić sobie na przyszłość.

Idź do oryginalnego materiału