Mój syn i jego żona ofiarowali mi mieszkanie na emeryturze, kiedy zaczęłam nowy rozdział w życiu

polregion.pl 1 dzień temu

Mój syn, Jan, i jego żona Zuzanna podarowali mi mieszkanie, kiedy wreszcie mogłam przejść na zasłużoną emeryturę. Tego pamiętnego dnia przyjechali do mojego mieszkania przy ulicy Jana Pawła II w Warszawie, wręczyli mi klucze, a potem poprowadzili prosto do notariusza na Mokotowie. Byłam tak podniecona, iż jedyne, co wyślizgnęło się z ust, to szept:

Dlaczego tak drogie prezenty? Nie potrzebuję tego!

To premia emerytalna, po co ci ją szyć w kieszeni? rzucił Jan, uśmiechając się szeroko.

Jeszcze nie ruszyłam się do ZUSu, dopiero co dostałam decyzję o przejściu na emeryturę. A oni już wszystko załatwili, nie pytając mnie o zdanie. Najpierw spróbowałam odmówić, ale syn i synowa poprzestawiali mi ręce: Nie rób sceny, mamo.

Z Zuzanną nie zawsze było po prostu słodko najpierw był spokój, a potem nagle, jak burza po burzy, wybuchały sprzeczki. Odpowiedzialne były zarówno ja, jak i ona. Przez lata staraliśmy się dopasować do siebie, uczyć się nie podnosić głos, nie walić się w słowa, a raczej w radość. Dzięki Bogu od kilku lat żyjemy w zgodzie, a nasze kłótnie zamieniły się w przyjazne przekomarzanie.

Kiedy moja siostrasiostra, Halina, dowiedziała się o prezentach, od razu zadzwoniła, gratulując i chwaląc się jednocześnie: Widać, iż wychowałam dobrą córkę, skoro nie ma nic przeciwko takiemu podarunkowi!. Potem dodała, iż na moim miejscu nie przyjęłaby takiego daru i oddałaby go swojemu wnukowi.

Północą rozważałam, czy dam radę z jedną tylko emeryturą, bo wcale nie potrzebuję wiele. Rankiem wezwałam wnuka, Krzyśka, i delikatnie spytałam, czy nie miałby nic przeciwko, gdybyśmy mu zaaranżowali własne mieszkanie. Krzysiek ma już prawie szesnaście lat, szykuje się na studia, a jego dziewczyna nie mieszka jeszcze z rodzicami.

Babciu, nie martw się! Chcę sam się utrzymać! odparł z uśmiechem.

Wszyscy odmawiali przyjęcia lokalu. Zaoferowałam je najpierw Zuzannie, potem Krzyśkowi, a w końcu samemu Janowi.

Przypomniałam sobie historię starszej siostry, która po rozwodzie ze swoim szwagrem musiała zamieszkać w komunalnym bloku przy ulicy Słonecznej w Krakowie, trzymając się swojego małego kąta jak nieprzytomny wędkarz trzyma się wędki.

Nasz wujek Wiesiek zniknął piętnaście lat temu, a jego spadkobiercy od tamtej pory biją się o podział majątku, nie mogąc dojść do porozumienia.

W telewizji widziałam kiedyś reportaż, w którym rodzice wyprowadzili się z domu, który zapisał ich synowi, a on ich wyeksmitował i sprzedał, zostawiając staruszków na bruk.

Płakałam Nie wiem, czy ze smutku, wdzięczności, czy z dumy z moich dzieci. Po wizycie w ZUSie usłyszałam, iż moja emerytura wynosi dwieście złotych, a Jan wynajął moje mieszkanie za trzy tysiące złotych miesięcznie. Wtedy w końcu pojąłem, iż prezent od dzieci był naprawdę królewski!

Idź do oryginalnego materiału