**Dziennik, 15 maja 2024**
Mój syn błagał mnie, żebym wyprowadziła się do domku letniskowego, ale odmówiłam.
W spokojnym miasteczku na Dolnym Śląsku, gdzie stare kamienice stoją w cieniu rozłożystych kasztanów, moje życie wywróciło się do góry nogami przez prośbę syna, która złamała mi serce. Ja, Barbara, zawsze starałam się dać mojemu młodszemu synowi, Krzysztofowi, wszystko, co najlepsze. Ale jego ostatni pomysł postawił mnie przed wyborem, który rozdarł naszą rodzinę.
Byłam przeciwko temu, żeby Krzysiek żenił się tak szybko. Nie dlatego, iż nie podobała mi się jego wybranka, Ania – po prostu w wieku 27 lat dopiero zaczynał budować karierę. Dopiero co znalazł porządną pracę, a już z ogniem w oczach zapewniał, iż utrzyma rodzinę. Krzysiek nigdy nie umiał czekać – jego impulsywna natura zawsze brała górę. Pół roku temu ożenił się z Anią i wynajęli mieszkanie w centrum Wrocławia. Ale niedługo młode małżeństwo zderzyło się z rzeczywistością – czynsz pochłaniał ponad połowę ich zarobków.
Krzysiek i Ania zaczęli zbierać na własne mieszkanie. Marzyli o wkładzie własnym pod kredyt hipoteczny – cel szlachetny, ale trudny. I pewnego dnia syn przyszedł do mnie z rozmową, która zamroziła mi krew w żyłach.
— Mamo, z Anią wymyśliliśmy, jak szybciej uzbierać na mieszkanie – zaczął, patrząc mi prosto w oczy. — Wyprowadź się, proszę, do naszego domku letniskowego. A my z Anią tymczasem wprowadzimy się do twojego mieszkania. Będziemy oszczędzać na czynszu i szybciej zbierzemy na wkład.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. Domek, o którym mówił, był maleńką chatką na obrzeżach wsi, bez wygód. Krzysiek mówił dalej, jakby nie widział mojego zdumienia:
— Jest kanalizacja, woda, wszystko, co potrzebne. Mamo, pomyśl! To tylko na jakiś czas! Gdy uzbieramy wkład, wrócisz do siebie.
Jego słowa brzmiały jak zdrada. Patrzyłam na syna, którego wychowałam sama, odmawiając sobie wszystkiego, żeby on miał lepiej, i nie mogłam uwierzyć, iż każe mi poświęcić swój komfort dla jego marzeń. Nie potrzebowałam wiele czasu, żeby podjąć decyzję, ale dałam sobie noc, żeby ochłonąć.
Znałam mojego syna. Gdyby on i Ania wprowadzili się do mojego mieszkania, ich zapał do oszczędzania by wygasł. Po co się starać, skoro można wygodnie żyć? Krzysiek to człowiek, który gwałtownie przyzwyczaja się do wygód. jeżeli wyjdzie ze swojej strefy dyskomfortu, przestanie walczyć. Zostałby w moim mieszkaniu, a ja utknęłabym w zimnym domku na odludziu.
Poza tym nie byłam gotowa oddać swojego życia. Wciąż pracuję, a dojazd z wioski do miasta zajmuje godziny. Domek letniskowy nie nadaje się do życia – to miejsce na wakacje. Nie ma tam ogrzewania, a zimą drogi są nieprzejezdne. Dlaczego mam poświęcać swój komfort, żeby syn przestał walczyć o swój cel? To nie byłaby pomoc, tylko niedźwiedzia przysługa.
Następnego dnia poprosiłam Krzysztofa i Anię na rozmowę. Mój głos drżał, ale byłam stanowcza.
— Nie wyprowadzę się do domku – powiedziałam. — To nie podlega dyskusji. Ale mogę wam pomóc finansowo, żebyście dalej wynajmowali mieszkanie i oszczędzali na swoje.
Krzysiek zbladł. Jego zawsze ciepłe oczy zabłysły urazą. Ania milczała, spuszczając wzrok.
— Myślisz tylko o sob!? – rzucił syn. — Prosimy nie na zawsze, a ty choćby nie chcesz pomóc!
— Pomóc?! – powtórzyłam, czując, jak łzy dławią mnie w gardle. — Całe życie ci pomagałam, Krzysiu. A teraz chcesz, żebym porzuciła swoje życie dla twoich planów? To nie w porządku.
Wyszli bez słowa. Od tamtego dnia nasze stosunki stały się zimne jak marcowy wiatr. Krzysiek i Ania przestali dzwonić, a gdy ja próbowałam się odezwać, odpowiadali zdawkowo, jakbym była obca. Moje serce pękało z bólu – straciłam kontakt z jedynym synem, którego tak kochę. Ale wiedziałam, iż postąpiłam słusznie.
Nie mogłam pozwolić, żeby syn zatrzymał się w pół drogi do marzeń, przyzwyczajając się do łatwego życia w moim mieszkaniu. Nie byłam też gotowa poświęcić się tylko po to, żeby on uniknął trudności. Moje życie też ma wartość, i zasłużyłam na prawo do własnego domu, wśród znajomych ścian. Krzysiek się obraził, ale wierzę, iż kiedyś zrozumie – mój sprzeciw nie był egoizmem, ale próbą nauczenia go samodzielności. A ja żyję z tą raną, mając nadzieję, iż czas uleczy naszą rodzinę.
**Lekcja:** Czasem odmowa jest największym darem, jaki możemy dać tym, których kochamy. Bo prawdziwa miłość wymaga odwagi, by nie rozpuszczać, choćby jeżeli to boli.