**Dziennik, 15 maja 2024**
Mój syn błagał mnie, żebym wyprowadziła się do domku letniskowego, ale odmówiłam.
W przytulnym miasteczku na południu Polski, gdzie stare ceglane kamienice stoją w cieniu zielonych alei, moje życie wywróciło się do góry nogami przez jedno zdanie wypowiedziane przez mojego jedynego syna. Zawsze starałam się dać Jakubowi wszystko, co najlepsze, ale jego ostatnia prośba postawiła mnie przed wyborem, który podzielił naszą rodzinę.
Sprzeciwiałam się, gdy Kuba oświadczył się tak wcześnie. Nie dlatego, iż nie lubiłam jego wybranki, Oli — po prostu w wieku 26 lat dopiero zaczynał stabilną pracę. Mimo to upierał się, iż utrzyma rodzinę. Kuba nigdy nie umiał czekać — jego impulsywna natura zawsze brała górę. Pół roku temu wziął ślub z Olą i wynajął mieszkanie w centrum Warszawy. niedługo jednak młoda para zderzyła się z rzeczywistością: czynsz pochłaniał większość ich zarobków.
Postanowili oszczędzać na własne mieszkanie. Marzyli o wkładzie własnym pod kredyt — cel szlachetny, ale trudny. Pewnego wieczoru Kuba przyszedł do mnie z rozmową, od której krew ścięła mi się w żyłach.
— Mamo, wymyśliliśmy z Olą, jak szybciej uzbierać — zaczął, patrząc mi prosto w oczy. — Przeprowadź się do naszego domku letniskowego, a my tymczasem zamieszkamy w twoim mieszkaniu. Zaoszczędzimy na czynszu i szybciej zbierzemy na wkład.
Zamarłam. Domek, o którym mówił, to była drewniana chatka na skraju wsi, bez wygód. Kuba mówił dalej, jakby nie widział mojego zdumienia:
— Jest woda, prąd, wszystko, czego potrzeba. To tylko na jakiś czas, mamo!
Jego słowa brzmiały jak zdrada. Patrzyłam na syna, którego wychowywałam samotnie, odmawiając sobie wszystkiego, by on miał lepiej, a teraz on chce, żebym ja zrezygnowała z wygód dla jego marzeń. Dałam sobie noc, by ochłonąć.
Znałam go zbyt dobrze. Gdyby zamieszkali w moim mieszkaniu, ich zapał do oszczędzania by zniknął. Po co się starać, skoro można wygodnie żyć? Kuba gwałtownie przyzwyczaja się do łatwizny. A ja zostałabym w zimnej chacie, z dala od miasta, bez transportu.
Nie mogłam oddać swojego życia. Wciąż pracuję, a dojazdy z wsi zabierałyby godziny. Domek to nie miejsce do mieszkania, tylko do wakacji. Dlaczego ja mam cierpieć, żeby on nie musiał walczyć? To nie byłaby pomoc, tylko wyrządzenie mu krzywdy.
Nazajutrz wezwałam Kubę i Olę, by postawić kropkę nad „i”.
— Nie przeprowadzę się do domku — powiedziałam stanowczo. — Ale mogę wam pomóc finansowo, żebyście dalej wynajmowali.
Kuba zbladł. Jego oczy, zwykle pełne ciepła, teraz błyskały gniewem. Ola spuściła wzrok.
— Myślisz tylko o sobie! — rzucił. — Prosimy na chwilę, a ty choćby nie chcesz pomóc!
— Pomóc? — głos mi się załamał. — Całe życie ci pomagałam. A teraz chcesz, żebym porzuciła swoje życie dla twoich planów? To nie fair.
Wyszli bez słowa. Od tamtej pory nasze relacje stały się lodowate. Kuba i Ola nie odbierali telefonów, a gdy dzwoniłam, odpowiadali krótko, jakbym była obca. Serce pękało mi z bólu — straciłam kontakt z jedynym dzieckiem. Ale wiedziałam, iż postąpiłam słusznie.
Nie mogłam pozwolić, by Kuba zatrzymał się w pół drogi, przyzwyczajając się do łatwego życia. I nie zamierzałam poświęcać siebie, by oszczędzić mu trudów. Moje życie też ma wartość. Kuba się obraził, ale wierzę, iż kiedyś zrozumie: mój opór nie był egoizmem, tylko lekcją samodzielności. A ja czekam, licząc, iż czas uleczy nasze rany.
**Lekcja:** Czasem najtrudniejsza odmowa jest największym dowodem miłości.