Mój mąż, Janusz Kowalski, opuścił mnie dla innej kobiety, a kiedy potem miał wypadek, moja teściowa, Jadwiga, nalegała, żebym go znów przyjęła pod swój dach.
Janusz odszedł sprzed roku. Rzekł, iż spotkał kobietę, którą kocha, iż już mnie nie kocha i iż nigdy nie był naprawdę mój. Teraz mam prawdziwe uczucia i prawdziwą rodzinę twierdził.
Nie pomyślał, iż nie mogę jeszcze wrócić do pracy, bo nasz najmłodszy syn, Maks, miał niecałe dwa lata. Starszy, Łukasz, chodził do przedszkola, a my ledwie wiązaliśmy koniec z końcem. Jedyną bliską krewną była siostra, Aneta, mieszkająca w Krakowie.
Nie martw się, dasz radę mówiła Jadwiga. Mieszkanie jest twoje, więc przynajmniej masz dach nad głową. Ciesz się, iż mój syn płaci ci alimenty.
I tak, rzeczywiście, płacił dokładnie jedną czwartą swojego oficjalnego wynagrodzenia.
Janusz nie złożył pozwu rozwodowego, a ja nie miałam czasu w papierkową walkę. Dwoje małych dzieci, praca zdalna, by choć trochę zarobić wszystko przytłaczało. Teściowa odwiedzała wnuki raz w miesiącu, przynosząc czasem kosz jabłek.
Ojciec naszych dzieci nie uczestniczył w ich wychowaniu. Twierdził, iż teraz ma własne dzieci.
Tak minął rok, dzieci i ja walczyliśmy o przetrwanie.
Pod koniec roku w przedszkolu zwolniło się miejsce i Łukasz trafił do klasy. Mogłam wrócić do pracy i odetchnąć z ulgą.
Mój Janusz niedługo zostanie ojcem oznajmiła kiedyś Jadwiga w telefonie, z radością. Złóż gwałtownie rozwód, nie chcę, żeby mój wnuk przyszedł na świat nieślubnie.
Okazało się, iż kochanka Janusza była w ósmym tygodniu ciąży. Złożyłam więc pozew rozwodowy.
Tydzień później Janusz miał poważny wypadek samochodowy. Kochał prędkość i ryzykowne wyprzedzanie i tym razem los nie był po jego stronie.
Samochód, który kupiliśmy w czasie małżeństwa, stał się totalną stratą, a Janusz trafił do szpitala z licznymi obrażeniami. Lekarze nie dawali nadziei, iż kiedykolwiek znów stanie na nogach.
Jadwiga płakała przy telefonie. Mimo wszystko współczułam jej, bo Janusz wciąż był moim mężem. ale jej żądanie było zaskakujące:
Musisz zabrać Jana ze szpitala i się nim zaopiekować rozkazała.
Ja? Dlaczego ja? zapytałam, przerażona.
Jesteś jego żoną, nie jesteśmy jeszcze rozwiedzeni odpowiedziała. Jego kochanka przerwała ciążę. Nie chce mieć dziecka z niepełnosprawnym ojcem. A ty, jako żona, musisz wziąć na siebie tę odpowiedzialność!
Rozwód nie był jeszcze prawomocny, bo rozprawa została przełożona z powodu jego hospitalizacji.
Wytłumaczyłam teściowej, iż moje obowiązki jako żony zakończyły się, gdy jej syn zostawił nas bez namysłu. Przez rok nie dbał o mnie ani o dzieci.
Opuścił mnie, zdradził mnie i nasze dzieci rzekłam. To, iż nie jesteśmy jeszcze rozwiedzeni, to pechowy przypadek, który niedługo uporządkuję. Janusz wciąż ma mamę, która go rozkochuje.
Oczekujesz, iż będę się opiekować twoim synem? pytała. Zakończyłam to, gdy był mały. Teraz to rola żony! Jesteś bez serca i niewdzięczna. Powiem wnukom, iż ich matka zostawiła ojca, gdy ten został niepełnosprawny.
Teraz wygląda to tak, jakbym to ja go zostawiła nie on nas rok temu!
Jadwiga w końcu zabrała Jana ze szpitala. Powoli się regeneruje, a lekarze przestali być tak pesymistyczni. Nasz rozwód w końcu doszedł do skutku.
W międzyczasie moja była teściowa krąży po całym Gdańsku, mówiąc:
Teraz muszę w podeszłym wieku opiekować się chorym synem! Jego żona go porzuciła, dzieci też! Co to za kobiety dzisiaj! Dopóki mężczyzna jest zdrowy i zarabia, jest mile widziany. Gdy tylko zostaje niepełnosprawny, zostaje wygnany!
I wiecie co? Wielu kiwa głowami ze współczuciem. A to Janusz był tym, który nas porzucił, kiedy był zdrowy.
Moja przyjaciółka radzi mi sprzedać mieszkanie i wyjechać gdzieś daleko. Siostra w Krakowie zaprasza mnie do siebie. Myślę, iż tak zrobię.
Co byście mi poradzili?














