Mój mąż uważa się za centrum wszechświata i dyktuje mi warunki.

newsempire24.com 1 dzień temu

Mój mąż Robert ostatnio tak uwierzył, iż jest pępkiem świata, iż zaczął stawiać mi warunki. I to nie byle jakie, ale takie, od których krew krzepnie w żyłach. Oświadczył, iż się ze mną rozwiedzie, jeżeli nie przestanę kontaktować się z córką Zosią z pierwszego małżeństwa. Poważnie? To moja córka, moja krew, moje życie. A on myśli, iż może po prostu wykreślić ją z mojego serca swoimi groźbami? Wciąż nie mogę uwierzyć, iż człowiek, z którym dzieliłam lata życia, doszedł do czegoś takiego.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Robert zawsze miał charakter, ale wcześniej uważałam to raczej za zaletę niż wadę. Był pewny siebie, stanowczy, przyzwyczajony, iż wszystko toczy się po jego myśli. Kiedy wzięliśmy ślub, myślałam, iż znalazłam oparcie – partnera, który będzie mnie wspierał i zaakceptuje moją rodzinę. Zosia była wtedy mała, miała zaledwie pięć lat. Od razu go polubiła, lgnęła do niego, nazywała “tatusiem Robkiem”. Cieszyłam się, widząc, jak się dogadują. Z czasem jednak coś się zmieniło.

Robert zaczął oddalać się od Zosi. Najpierw to były drobiazgi: przestał pytać, jak minął jej dzień w szkole, nie interesował się jej sprawami, nie chciał się już z nią bawić jak kiedyś. Zrzucałam to na zmęczenie – ma ciężką pracę, często zostaje po godzinach. Potem jednak zaczął denerwować się, kiedy mówiłam o Zosi. “Za dużo jej poświęcasz” – rzucił raz przy kolacji. Zaniemówiłam. Przecież to moja córka – jak mam jej nie poświęcać czasu? Mieszka z moją mamą, Marią Nowak, w innym mieście i widujemy się tylko w weekendy. Te spotkania to moja odskocznia, mój sposób, by mimo wszystko być dla niej matką.

A potem zaczęły się ultimatum. Miesiąc temu Robert usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, skrzyżował ręce i oświadczył lodowatym tonem: “Nie chcę, żebyś jeździła do Zosi co weekend. To przeszkadza naszej rodzinie”. Myślałam, iż źle usłyszałam. Jakiej rodzinie to przeszkadza? Jest nas dwoje, swoich dzieci nie mamy, a Zosia to część mojego życia. Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę zostawić córki, iż i tak przeżyła rozwód rodziców, iż potrzebuje mojej miłości. Robert tylko machnął ręką: “Jest już duża, da sobie radę. A jeżeli nie przestaniesz, wniosę o rozwód”.

Siedziałam jak oszołomiona. Rozwód? Dlatego, iż chcę być matką dla własnego dziecka? To było tak absurdalne, iż nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy zrozumiałam, iż człowiek, którego uważałam za swoją podporę, nie widzi we mnie żony, tylko kogoś, kto ma spełniać jego oczekiwania. Nie chodziło mu tylko o ograniczenie kontaktu z Zosią – chciał kontrolować moje życie.

Przypomniałam sobie inne sytuacje. Jak krytykował moją mamę, iż “za bardzo rozpieszcza” Zosię. Jak krzywił się, kiedy kupowałam córce prezenty albo płaciłam za jej zajęcia. Jak kiedyś rzucił, iż “przeszłość powinna zostać w przeszłości”, mając na myśli mój pierwszy związek i córkę. Wtedy zignorowałam te słowa, ale teraz wszystko układało się w całość. Nie chodziło tylko o to, iż nie akceptuje Zosi – chciał, żeby w ogóle jej nie było w naszym życiu.

Nie wiem, co robić. Część mnie chce spakować rzeczy i wyjść natychmiast. Nie potrafię żyć z kimś, kto stawia mi takie warAle druga część mnie się boi, bo razem budowaliśmy tyle lat, a teraz wszystko może się rozpaść.

Idź do oryginalnego materiału