Mój mąż ostatnio tak uznał się za centrum wszechświata, iż postanowił stawiać mi warunki.

newskey24.com 4 dni temu

Mój mąż Krzysztof ostatnio tak się uwziął, iż postanowił być pępkiem świata i dyktować mi warunki. Nie jakieś tam zwykłe, ale takie, od których krew ścina się w żyłach. Oświadczył, iż się ze mną rozwiedzie, jeżeli nie przestanę spotykać się z córką Zosią z pierwszego małżeństwa. Serio? To moje dziecko, moja krew, całe moje życie. I on myśli, iż może po prostu wymazać ją z mojego serca groźbami? Do dziś nie mogę uwierzyć, iż człowiek, z którym dzieliłam lata, doszedł do takiego poziomu.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Krzysztof zawsze miał charakter, ale wcześniej uważałam to raczej za zaletę niż wadę. Był pewny siebie, stanowczy, przyzwyczajony, iż wszystko kręci się wokół niego. Gdzieś po ślubie myślałam, iż znalazłam oparcie — kogoś, kto będzie przy mnie stał i zaakceptuje moją rodzinę. Zosia była wtedy mała, miała jakieś pięć lat. Od razu go polubiła, ciągnęła do niego, nazywała „tatusiem Krzysiem”. Cieszyłam się, widząc, jak się dogadują. Ale z czasem coś się popsuło.

Krzysztof zaczął się od Zosi oddalać. Najpierw były to drobiazgi: przestał pytać o jej sprawy, nie interesował się szkołą, nie bawił się z nią jak dawniej. Zrzucałam to na zmęczenie — pracuje ciężko, często wraca późno. Potem jednak zaczął irytować się, gdy tylko wspomniałam o córce. „Za dużo jej poświęcasz” — rzucił któregoś wieczora przy obiedzie. Zamarłam. Zosia to moje dziecko — jak mogłabym nie dawać jej uwagi? Mieszka z moją mamą, Jadwigą, w sąsiednim mieście, widuję ją tylko w weekendy. Te spotkania to dla mnie oddech, sposób, by pozostać dla niej matką mimo dzielącej nas odległości.

Aż w końcu pojawiły się ultimatum. Miesiąc temu Krzysztof usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, skrzyżował ręce i lodowatym tonem oświadczył: „Nie chcę, żebyś jeździła do Zosi co weekend. To niszczy naszą rodzinę”. Myślałam, iż źle usłyszałam. Jaką rodzinę? Nie mamy wspólnych dzieci, jesteśmy tylko my dwoje, a Zosia to część mnie. Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę porzucić córki, iż i tak przeżyła rozstanie rodziców, iż potrzebuje mojej miłości. Krzysztof tylko machnął ręką: „Jest już duża, da sobie radę. jeżeli nie przestaniesz, wniosę o rozwód.”

Siedziałam jak rażona piorunem. Rozwód? Za to, iż chcę być matką? To było tak niedorzeczne, iż choćby nie wiedziałam, jak zareagować. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, iż człowiek, którego uważałam za opokę, widzi we mnie nie partnerkę, ale kogoś, kto ma spełniać jego żądania. Nie chodziło mu o ograniczenie kontaktów z Zosią — chciał kontrolować moje życie.

Zaczęłam przypominać sobie inne sytuacje. Jak krytykował moją mamę, Jadwigę, iż „za bardzo rozpieszcza” Zosię. Jak krzywił się, gdy kupowałam córce prezenty albo opłacałam zajęcia taneczne. Jak raz rzucił, iż „przeszłość powinna zostać za drzwiami”, mając na myśli pierwsze małżeństwo i moją córkę. Wtedy zignorowałam to, ale teraz wszystko układało się w jedną całość. Nie chciał po prostu zaakceptować Zosi — chciał, żeby w ogóle jej nie było.

Nie wiem, co robić. Część mnie chce spakować walizki i wyjść natychmiast. Nie potrafię żyć z kimś, kto stawia mi takie warunki. Ale druga część się boi. Jesteśmy z Krzysztofem od siedmiu lat, mamy wspólny dom, wspólne marzenia. Włożyłam w ten związek tyle sił, tyle nadziei. I jak wytłumaczę Zosi, iż znowu zostałam sama? Pyta już, czemu tatuś Krzyś nie dzwoni i nie przyjeżdża. Jak powiem jej, iż chce, żebym o niej zapomniała?

Mama, Jadwiga, mówi, iż powinnam bronić córki, choćby jeżeli stracę przez to męża. „Nigdy sobie nie wybaczysz, jeżeli wybierzesz jego zamiast Zosi” — powiedziała przez telefon. I ma rację. Zosia to nie tylko fragment przeszłości — to moje serce, mój obowiązek. Pamiętam, jak trzymałam ją po porodzie, jej pierwszy uśmiech, pierwsze kroki. Nie zdradzę jej dla kogoś, kto widzi w niej problem.

Ale Krzysztof nie odpuszcza. Ostatnio znów wrócił do tematu, tym razem ostrzej: „Albo ja, albo twoja córka. Nie zamierzam żyć z kobietą, która co tydzień wraca do przeszłości.” Milczałam, bo wiedziałam, iż każda odpowiedź tylko go rozzłości. Ale w środku już podjęłam decyzję. Nie przestanę widywać się z Zosią. Nigdy. choćby jeżeli stracę przez to małżeństwo.

Zaczynam myśleć o kolejnych krokach. Może skonsultuję się z prawnikiem, by wiedzieć, co mnie czeka. Może znajdę lepszą pracę, żeby być niezależna. Rozglądam się choćby za mieszkaniem w mieście, gdzie jest Zosia, by być bliżej niej. To przeraża, ale i daje nadzieję. Chcę, żeby moja córka wiedziała, iż zawsze będę przy niej, bez względu na wszystko.

Krzysztof pewnie sądzi, iż jego groźby zmuszą mnie do uległości. Ale się myli. Nie jestem z tych, którzy żyją pod dyktando, zwłaszcza gdy ktoś każe mi rezygnować z najcenniejszego. Wybieram Zosię. choćby jeżeli oznacza to zaczynanie od zera — jestem gotowa. Dla niej. Dla nas.

Idź do oryginalnego materiału