Mój mąż, Jan, zostawił mnie dla innej kobiety, a gdy doznał wypadku, moja teściowa, Zofia, nakazała, żebym go znowu przyjęła pod swój dach.
Jan odszedł od nas rok temu. Znalazłem kogoś, kogo naprawdę kocham rzekł, patrząc w oczy, które już nie były moje. Mnie już nie stać na ciebie, nigdy naprawdę mnie nie kochałeś. Teraz tak twierdził wreszcie odnalazł prawdziwe uczucia i prawdziwą rodzinę.
Nie pomyślał, iż nie mogłam wrócić do pracy, bo nasz najmłodszy chłopczyk, Maks, miał ledwie półtora roku. Starszy syn, Łukasz, chodził do przedszkola, a my ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Jedyną krewną była moja siostra, Ewa, mieszkająca w Krakowie.
Nie martw się, przetrwasz mówiła Zofia. Mieszkanie jest twoje, więc przynajmniej będziesz mieć dach nad głową. Ciesz się, iż mój syn płaci ci alimenty.
I tak było alimenty stanowiły dokładnie jedną czwartą jego oficjalnego wynagrodzenia w złotych.
Jan nie złożył pozwu o rozwód, a ja nie miałam czasu w formalności. Dwoje małych dzieci, praca zdalna, by choć trochę zarobić wszystko to przygniatało mnie do ziemi.
Teściowa odwiedzała wnuki raz w miesiącu, czasem przynosząc kosz jabłek.
Ojciec naszych dzieci nie uczestniczył w ich wychowaniu. Twierdził, iż teraz ma mieć własne dzieci.
Tak minął nam cały rok ja i dzieci, walcząc o przetrwanie.
Pod koniec roku w przedszkolu zwolniło się miejsce i Maks został przyjęty. Znowu mogłam wrócić do pracy, a ciężar nieco się zmniejszył.
Mój Jan niedługo zostanie ojcem oznajmiła Zofia kiedyś przez telefon, z euforią w głosie. Złóż rozwód szybko, nie chcę, by mój wnuk przyszedł na świat nieślubny.
Jak się okazało, kochanka Jana była w ósmym tygodniu ciąży. Złożyłam więc pozew rozwodowy.
Tydzień później Jan miał wypadek samochodowy. Kochał prędkość i ryzykowne wyprzedzanie i tym razem los nie był po jego stronie.
Auto, które kupiliśmy podczas małżeństwa, stało się totalnym zniszczeniem, a Jan leżał w szpitalu, pokryty licznymi obrażeniami. Lekarze nie dawali szans, iż kiedykolwiek znów stanie na nogach.
Zofia płakała przez telefon. Czułam współczucie, bo Jan wciąż był moim mężem. Jednak jej żądanie zaskoczyło mnie:
Musisz wywieźć Jana ze szpitala i się nim zaopiekować nakazała.
Ja? Dlaczego ja? zapytałam, przerażona.
Jesteś jego żoną, nie jesteście jeszcze rozwiedzeni odpowiedziała. Jego kochanka wczoraj zerwała ciążę. Nie chce dziecka z niepełnosprawnym ojcem. Ty, jako żona, musisz wziąć na siebie tę odpowiedzialność!.
Rozwód jeszcze nie był prawomocny, bo rozprawa odroczona została z powodu jego hospitalizacji.
Wyjaśniłam Zofii, iż moje obowiązki jako żony zakończyły się, gdy jej syn opuścił nas bez względu na wszystko. Przez rok nie dbał ani o mnie, ani o dzieci.
Opuścił mnie, zdradził mnie i nasze dzieci rzekłam. To, iż nie jesteśmy jeszcze rozwiedzeni, to niefortunny przypadek, który niedługo naprawię. Jan wciąż ma swoją matkę, która go kocha.
Oczekujesz, iż ja zajmę się moim synem? zapytała Zofia. Zakończyłam to, kiedy był mały. Teraz to twoja rola! Jesteś bez serca i niewdzięczna. Powiem moim wnukom, iż ich matka zostawiła ojca, gdy ten został niepełnosprawny.
Teraz wygląda to tak, jakbym to ja go zostawiła a nie on nas rok temu!
Zofia w końcu wywieźła Jana ze szpitala. Powoli dochodził do siebie, a lekarze przestali być tak pesymistyczni. Nasz rozwód w końcu doszedł do skutku.
Tymczasem była już w całej Warszawie:
Teraz muszę w podeszłym wieku opiekować się chorym synem! Jego żona go porzuciła, a dzieci też! Co to za kobiety dzisiaj! Gdy mężczyzna jest zdrowy i zarabia, jest mile widziany. Gdy zostaje niepełnosprawny, odrzucają go jak grzyb!.
I wiesz co? Wielu ludzi kiwa głowami ze współczuciem. A to właśnie Jan opuścił mnie i dzieci, kiedy był jeszcze zdrowy.
Moja przyjaciółka radzi, żebym sprzedała mieszkanie i wyjechała daleko. Siostra w Krakowie zaprasza mnie do siebie. Myślę, iż tak zrobię.
Co mi radzicie?










