„Mój mąż od pół roku żyje z matką, a ja nie potrafię go zrozumieć”

newsempire24.com 2 tygodni temu

**Dziennik osobisty**

Mój mąż od pół roku mieszka ze swoją „chorą” matką i nie zamierza wracać. Zarzuca mi, iż go nie rozumiem.

Od sześciu miesięcy mąż przebywa u swojej matki, która wciąż udaje, iż jest niedomagająca. Wcześniej zdarzało się, iż zostawał u niej na trzy tygodnie, ale teraz to już przesada. A do tego jeszcze ja jestem winna, bo niby nie chcę go wspierać w tej „trudnej sytuacji”.

––––––––––
Jak mam pomóc teściowej, która celowo niszczy nasze małżeństwo, udając chorobę? Przywiązuje syna do siebie w najprostszy sposób – grając ofiarę. Mieszkałam już z tą kobietą. Dziękuję, nie skuszę się powtórnie.

Gdy tylko powiedzieliśmy z Markiem, iż bierzemy ślub, jego matka przyjęła to jak cios w serce. Nigdy nie kryła, iż nie pochwala naszego związku. Unikała otwartego konfliktu, bo chciała, by syn uważał ją za anioła, ale za to co chwilę próbowała mnie sprowokować i szukała dziury w całym.

Nie dałam się wciągnąć. Na szczęście nie musiałyśmy się często widywać. Mieliśmy swoje mieszkanie, gdzie wprowadziliśmy się z Markiem. Jego matce też się to nie podobało. Ciężko kontrolować syna, który wyprowadza się spod opiekuńczych skrzydeł, jeszcze trudniej pogodzić się z synową, która nie zamierza tańczyć, jak jej zagrają.

Ale moja teściowa wpadła na inny pomysł. Nie jest oryginalna – wiele matek go wcześniej testowało. Postanowiła udawać ciężko chorą, wymagającą stałej opieki.

––––––––––
Marek, który nigdy nie miał do czynienia z takimi manipulacjami, dał się złapać. „Biedna staruszka” miała tyle dolegliwości, iż mogłaby stać się obiektem badań naukowych. Wysokie ciśnienie, niskie ciśnienie, bóle serca, kręgosłupa, chrupające kolana, omdlenia… Zajęło mi trochę czasu, by zrozumieć, iż to wszystko gra. Myślałam, iż to stres – w końcu jej ukochany syn zamieszkał z obcą kobietą.

Gdy pierwszy raz teściowa „zachorowała”, a Marek został u niej na tydzień, spakowałam rzeczy i pojechałam pomóc. Myślałam, iż to poważne. Pierwszego dnia grała świetnie. Ale po dwóch dniach zauważyłam, iż wszystkie objawy znikają, gdy tylko Marek wychodzi. Teściowa od razu zdrowieje, śmieje się, krząta po domu. A gdy tylko mój mąż wraca – znów jęczy, ledwo zipie.

Podzieliłam się spostrzeżeniami z Markiem, ale mi nie uwierzył. No bo jak? Przecież jego mama gra jak zawodowa aktorka. Nie miałam zamiaru udawać, iż w to wierzę. Wróciłam do domu.

Mąż pojawił się kilka dni później, twierdząc, iż matce „już lepiej”. Najwyraźniej moja obecność tak jej szkodziła, iż moje wyjście było najlepszym lekarstwem. Ale po kilku tygodniach znów zaczęła „chorować”.

Wkurzało mnie, iż za każdym razem, gdy teściowa „zaczynała źle się czuć”, Marek pakował się do niej na nieokreślony czas. A zdrowiała magicznie wtedy, gdy groziłam wezwaniem lekarza. Przecież zdrowy człowiek nie może tak często mieć nagłych ataków słabości.

Gdy tylko teściowa wyczuwała, iż może przyjść lekarz, natychmiast wracała do formy. Marek, uspokojony, iż jego mama „przeżyje”, wracał do mnie.

––––––––––
Teraz mija już pół roku tej szopki. Na początku był uzasadniony powód – teściowa miała operację kolana. Dwa lata temu upadła i lekarz zalecił zabieg, by uniknąć problemów w przyszłości.

Po operacji musiała leżeć tydzień. Marek został przy niej – rozumiałam to. Potrzebowała pomocy. Ale ani po tygodniu, ani po miesiącu nie wrócił. Jego matka zaczęła udawać, iż wciąż nie może chodzić. Choć lekarze zapewniali, iż wszystko jest w porządku, ona opowiadała synowi, jak ledwo się podnosi, gdy wychodzi do pracy.

Od pół roku mój mąż wierzy w jej bajki. Żaden lekarz nic nie znalazł, operacja się udała, może chodzić bez kul. Ale cóż tam wiedzą ci specjaliści, prawda?

Postawiłam ultimatum: albo wraca na stałe, albo zabiera swoje rzeczy i składam pozew o rozwód. Teraz Marek oskarża mnie, iż go nie kocham, iż nie rozumiem jego poświęcenia. No bo przecież nie jest u kochanki, tylko pomaga swojej „cierpiącej” matce.

Wszystkie koleżanki pytają, na co jeszcze czekam. Pewnie mają rację. Chyba w końcu i ja to zrozumiałam, choć do ostatniej chwili wierzyłam, iż Marek się opamięta.

Idź do oryginalnego materiału