Mój mąż myśli, iż jest centrum wszechświata i dyktuje mi warunki.

newsempire24.com 1 dzień temu

Mój mąż Wojciech ostatnio tak się rozkręcił, iż uznał się za pępek świata i postanowił dyktować mi warunki. I to nie byle jakie, ale takie, od których włosy stają dęba. Oświadczył, iż się ze mną rozwiedzie, jeżeli nie przestanę widywać się z córką Zosią z pierwszego małżeństwa. Poważnie? To moja córka, moja krew, moje życie. A on sobie myśli, iż może tak po prostu wykreślić ją z mojego serca groźbami? Do dziś nie mogę uwierzyć, iż człowiek, z którym dzieliłam lata życia, doszedł do takiego poziomu.

Wszystko zaczęło się kilka miesięcy temu. Wojciech zawsze miał charakterek, ale wcześniej uważałam to raczej za zaletę niż wadę. Pewny siebie, zdecydowany, przyzwyczajony, iż wszystko kręci się wokół niego. Kiedy wzięliśmy ślub, myślałam, iż znalazłam solidnego partnera, który będzie mnie wspierać i zaakceptuje moją rodzinę. Zosia była wtedy malutka, miała zaledwie pięć lat. Od razu go polubiła, garnęła się do niego, nazywała go “tatusiem Wojtkiem”. Byłam szczęśliwa, widząc, jak się dogadują. Ale z czasem coś się zmieniło.

Wojciech zaczął się od Zosi dystansować. Najpierw to były drobiazgi: przestał pytać o jej sprawy, nie interesował się, jak minął dzień w przedszkolu, nie chciał się już z nią bawić jak kiedyś. Zrzucałam to na karb zmęczenia – ma ciężką pracę, często zostaje po godzinach. Ale potem zaczął się irytować, gdy tylko wspomniałam o Zosi. “Za dużo czasu jej poświęcasz” – rzucił któregoś wieczora przy kolacji. Zaniemówiłam. Zosia to moja córka, jak mogę nie poświęcać jej czasu? Mieszka z moją mamą, Ireną, w sąsiednim mieście i widuję ją tylko w weekendy. Te spotkania to dla mnie oddech, sposób, by pozostać dla niej mamą mimo wszystko.

A potem posypały się ultimatum. Miesiąc temu Wojciech usiadł naprzeciwko mnie w kuchni, skrzyżował ramiona i oświadczył kamiennym głosem: “Nie chcę, żebyś jeździła do Zosi co weekend. To przeszkadza naszej rodzinie”. Myślałam, iż źle słyszę. Jakiej rodzinie to przeszkadza? Jest nas tylko dwoje, nie mamy wspólnych dzieci, a Zosia jest częścią mojego życia. Próbowałam tłumaczyć, iż nie mogę porzucić córki, iż i tak przeszła przez rozwód rodziców, iż potrzebuje mojej miłości. Ale Wojciech tylko machnął ręką: “Jest już duża, da sobie radę. A jeżeli nie przestaniesz, rozwiodę się z tobą”.

Siedziałam jak rażona piorunem. Rozwód? Dlatego, iż chcę być matką dla własnego dziecka? To było tak absurdalne, iż choćby nie wiedziałam, jak zareagować. W tamtej chwili zrozumiałam, iż człowiek, którego uważałam za swoją podporę, widzi we mnie nie żonę, ale kogoś, kto ma się dostosować do jego zasad. Nie chciał tylko ograniczyć mojego kontaktu z Zosią – chciał kontrolować moje życie.

Przypomniałam sobie inne sytuacje. Jak Wojciech krytykował moją mamę, Irenę, iż “za bardzo rozpieszcza” Zosię. Jak krzywił się, gdy kupowałam córce prezenty lub płaciłam za jej zajęcia. Jak pewnego razu powiedział, iż “przeszłość powinna zostać w przeszłości”, mając na myśli moje pierwsze małżeństwo i córkę. Wtedy przymknęłam na to oko, ale teraz wszystko układało się w jedną całość. On nie po prostu nie akceptował Zosi – chciał, żeby w ogóle jej w naszym życiu nie było.

Nie wiem, co robić. Część mnie chce spakować walizki i wyjść natychmiast. Nie potrafię żyć z kimś, kto stawia mi takie warunki. Ale druga część boi się. Jesteśmy z Wojtkiem razem od siedmiu lat, mamy wspólny dom, plany. Włożyłam w ten związek tyle siły, tyle nadziei. A poza tym, jak wytłumaczę Zosi, iż jej mama znowu jest sama? Już teraz pyta, dlaczego tata Wojtek nie dzwoni i nie przyjeżdża. Jak mam jej powiedzieć, iż chce, żebym o niej zapomniała?

Moja mama, Irena, mówi, iż powinnam bronić córki, choćby jeżeli oznacza to utratę męża. “Nigdy sobie nie wybaczysz, jeżeli wybierzesz jego zamiast Zosi” – powiedziała przez telefon. I ma rację. Zosia to nie część mojej przeszłości, to moje serce, moja odpowiedzialność. Pamiętam, jak trzymałam ją na rękach po urodzeniu, jak po raz pierwszy się uśmiechnęła, jak uczyła się chodzić. Nie mogę jej zdradzić dla kogoś, kto widzi w niej problem.

Ale Wojciech nie odpuszcza. Kilka dni temu znów wrócił do tematu, a jego słowa zabrzmiały jeszcze ostrzej: “Albo wybierasz mnie, albo córkę. Nie zamierzam żyć z kobietą, która co weekend ucieka do przeszłości”. Milczałam, bo wiedziałam, iż każda moja odpowiedź tylko go bardziej rozzłości. Ale w środku już podjęłam decyzję. Nie przestanę widywać się z Zosią. Nigdy. choćby jeżeli kosztuje mnie to małżeństwo.

Teraz zastanawiam się, jak iść dalej. Może warto porozmawiać z prawnikiem, żeby zrozumieć, co mnie czeka w przypadku rozwodu. Może powinnam znaleźć lepszą pracę, by być niezależna finansowo. choćby zaczęłam rozglądać się za mieszkaniami w mieście, gdzie mieszka Zosia, żeby być bliżej niej. To przeraża, ale daje też nadzieję. Chcę, żeby moja córka wiedziała, iż jej mama zawsze będzie przy niej, bez względu na wszystko.

Wojciech pewnie myśli, iż jego groźby zmuszą mnie do uległości. Ale się myli. Nie jestem kimś, kto będzie żył według czyichś zasad, zwłaszcza jeżeli każą mi rezygnować z tego, co najcenniejsze. Wybiorę Zosię. I jeżeli to znaczy, iż muszę zacząć od nowa – jestem gotowa. Dla niej. Dla nas.

Idź do oryginalnego materiału