«Mój mąż i córka zawsze mnie ignorowali, więc cicho odeszłam. Wtedy wpadli w panikę…»

newsempire24.com 1 dzień temu

No cóż, słuchaj, to trochę smutna historia, ale może cię zainteresuje.

Nazywam się Magda. Mam trzydzieści lat, pracuję jako urzędniczka w firmie zajmującej się identyfikacją, i do niedawna myślałam, iż moje życie z mężem Markiem i jego córką Zosią to ta nowa rodzina, o której zawsze marzyłam.

Marek jest dziewięć lat starszy ode mnie. Kiedy się poznaliśmy, był po rozwodzie i sam wychowywał córkę, ponieważ jego była żona zrezygnowała z praw rodzicielskich i zniknęła. Zosia miała wtedy dwanaście lat modna, z błyszczącymi oczami i bardzo grzeczna, gdy Marek pierwszy raz mnie z nią przedstawił.

Miło mi cię poznać. Jestem Zosia. Dziękuję, iż dbasz o tatę.
Jej euforia rozluźniła moje spięte dłonie. Spodziewałam się odrzucenia, ale ona wydawała się szczęśliwa, iż jestem w ich życiu.

Pomyślałam: Była sama, bez matki. Może mogę być tą osobą?

Po roku Marek się oświadczył. Moi rodzice się wahali kto by się nie wahał, skoro mężczyzna ma już córkę? ale w końcu, przekonani moją determinacją, udzielili mi błogosławieństwa. Wyszłam za Marka i wprowadziłam się do ich mieszkania w bloku na warszawskiej Woli.

Na początku wszystko szło gładko. Zosia choćby nazywała mnie mamą. Marek był czuły. Jedliśmy razem kolacje, oglądaliśmy komedie. Myślałam, iż los sam układa mi życie.

Ale z czasem pojawiły się małe pęknięcia.

Pewnego wieczoru, po kolacji, Zosia zostawiła talerz na stole i rzuciła się na kanapę z telefonem w ręku.

Zosiu, posprzątaj po sobie. Jesteś już na tyle duża.
Przewróciła oczami. Ojej, serio? Mamo, nie możesz tego zrobić?
Zamarłam. Nie. Jesteś w gimnazjum. Musisz nauczyć się samodzielności.
Przestań marudzić! Jesteś taka wścibska.

Marek stanął po jej stronie. Nie bądź taka surowa, Magda. To jeszcze dziecko. Powinnaś posprzątać.
Poczułam, jak twarz mi płonie. Nie będę jej rozpieszczać tylko dlatego, iż jest pasierbicą. Chcę, żeby dorosła.

Ale ziarno zostało zasiane. Od tej pory Zosia opierała się każdemu najmniejszemu poleceniu. Marek ją chronił. Sprzątanie, zakupy, gotowanie stopniowo wszystko spadło na mnie.

Kiedy próbowałam z nimi rozmawiać Jesteśmy rodziną, powinniśmy działać razem Marek machnął ręką: Dom to kobiece zajęcie. Zosia się przekomarzała: Jesteś zimną matką.

Choć pracowałam na pełen etat, traktowali mnie jak służącą.

Później pojawiły się problemy w szkole. Zosia miała czternaście lat i musiała zdawać egzaminy do liceum. Była zdolna, ale leniwa. Chciała dostać się do prestiżowej prywatnej szkoły, ale całe popołudnia spędzała, przeglądając telefon.

Zosiu, musisz się uczyć. W liceum będzie trudniej.
Odpowiedziała sarkastycznie: Zamknij się. Nie jesteś moją prawdziwą matką.
Marek dodał: Nie stresuj jej. Da sobie radę. Można na nią liczyć.

Kłóciliśmy się o to coraz częściej. Im bardziej nalegałam, tym bardziej Marek się oddalał. Czasem wracał późno, mrucząc coś o pracy. Podejrzewałam, iż mnie unika.

W domu zapanowało napięcie. Rozważałam rozwód, ale wahałam się czy zawiodę wszystkich po tym, jak przekonywałam rodziców, iż to dobry wybór?

A potem pewnego ranka wszystko się zmieniło.

Dzień dobry, Zosiu. Śniadanie gotowe.
Przeszła obok mnie bez słowa.
Zosia?
Nic.

Tego wieczoru próbowałam zadzwonić do Marka. Hej, chciałam porozmawiać o Zosi
Cisza. choćby nie odwrócił głowy.

Dzień za dniem mnie ignorowali. Powitania, pytania, próby rozmowy zero reakcji. Byłam niewidzialna. Gadali między sobą, ale gdy tylko się odezwałam, ich oczy stawały się szklane.

Gotowałam, sprzątałam, prałam, ale choćby dziękuję nie padło. W weekendy wychodzili razem, zostawiając mnie samą w mieszkaniu, które kiedyś uważałam za dom.

Próbowałam jeszcze ulubione pierogi Zosi, piwo Marka z lodówki. Nic. Cisza wokół mnie stawała się ciężka jak ściany.

Płakałam pod prysznicem, gdzie nikt nie słyszał. Dlaczego?

Odpowiedź przyszła przypadkiem.

Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej i usłyszałam głosy z uchylonych drzwi salonu.

Zosia chichotała. Mama jest taka naiwna. Ha ha. Strategia ignorowania działa świetnie. Siedzi cicho i robi wszystko za nas.
Marek się zaśmiał. Tak. Przestała marudzić, a wciąż płaci rachunki. Stała się użyteczną gospodynią.
Zosia dodała: od dzisiaj będę potrzebowała więcej kieszonkowego na liceum. Mama może po prostu więcej pracować! Jestem młoda, nie muszę sprzątać. To idealne. Po prostu dalej ją ignorujmy.

Serce waliło mi jak młot. Mój mąż i pasierbica śmiali się, jak łatwo zamienili mnie w służącą.

W piersi poczułam żar. Zagryzłam wargę tak mocno, iż aż poczułam smak krwi.

Nigdy bym im tego nie wybaczyła.

Następnego ranka spróbowałam jeszcze raz: Dzień dobry.
Zignorowali mnie, Zosia choćby cmoknęła językiem.

Gdy wyszli, w milczeniu spakowałam walizkę. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy, zamknęłam drzwi i wyszłam, nie zostawiając żadnej wiadomości.

Poszłam do rodziców. Bałam się ich rozczarowania. Ale mama wzięła mnie za rękę, jej oczy były wilgotne. Możesz zostać, ile chcesz. To musiało być ciężkie.

Tata powiedział stanowczo: Zrobiłaś, co mogłaś. To wystarczy.

Łzy, które powstrzymywałam przez miesiące, wreszcie popłynęły. Po raz pierwszy od dwóch lat poczułam się zauważona.

Kilka dni później zadzwonił telefon. Marek. Wbrew rozsądkowi, odebrałam.

Gdzie ty, do cholery, jesteś?! wrzasnął. Jak śmiesz odejść? Jesteś matką, nie wstyd ci? Wracaj natychmiast!

Odsunęłam telefon, ale wróciłam do niego. Nie, Marku. Nie wrócę. Chcę rozwodu.

Co za bzdury?! Przestań histeryzować tylko dlatego, iż cię trochę zignorowaliśmy! Nie rozwodzimy się.

Był w panice

Idź do oryginalnego materiału