Mój dorosły syn przestał się do mnie odzywać, wracając do kobiety, która już raz złamała mu serce.

twojacena.pl 4 godzin temu

Na stare lata mój syn przestał ze mną rozmawiać. Znów wrócił do kobiety, która już raz złamała mu serce.

Każda matka pragnie dla swojego dziecka tylko tego, co najlepsze. By miał ukochaną osobę u boku, by praca dawała radość, a życie układało się bez bólu i rozczarowań. Lecz, jak to często bywa, dzieci nas nie słuchają. Popełniają te same błędy, wchodzą na te same grabie. Tak stało się z moim starszym synem. Po rozwodzie wydawało się, iż zrozumiał. A potem — znów krok w tę samą przepaść.

Gdy jako młodzieniec wrócił po studiach, poznał dziewczynę imieniem Kinga. Nasze małe miasteczko na Podkarpaciu gwałtownie doniosło mi plotki: miała złą sławę, wielu chłopaków, ciągłe kłótnie z rodzicami. ale ja postanowiłam — dam jej szansę. W końcu jestem matką. Spotkać Kingę znaczyło zrozumieć, kim jest ta, która zawładnęła sercem mojego chłopca.

Wyszorowałam mieszkanie do połysku, ugotowałam żurek, nakryłam stół. A ona przyszła… żując gumę, z hardym spojrzeniem i wyzywającym zachowaniem. Ani „dzień dobry”, ani szacunku w słowach. Zostawiła wrażenie osoby, której kompletnie obojętni są inni.

Wiele osób pytało mnie wtedy: „Jadwiga, czy ty nie widzisz, w co on się pakuje?” Widziałam. Oczywiście, iż widziałam. ale Jacek wówczas był zaślepiony. Miesiąc później już składali papiery do urzędu stanu cywilnego. Rodzice Kingi opłacili wszystko. Milczałam. Miałam nadzieję, iż miłość ją zmieni.

Lecz cudu nie było. Kinga nie gotowała, nie sprzątała, zamawiała jedzenie do domu, a gdy syn był zmęczony — urządzała awantury. Przylatywał do mnie, płakał, pił herbatę i znów wracał do niej. Aż w końcu się rozstali. Cicho. Bez krzyków. Po pół roku.

Widziałam, jak cierpiał. Zamykał się. Milczał. Unikał rozmów. I ja — znów jako matka — próbowałam mu pomóc. Zapoznałam go z córką mojej dawnej przyjaciółki. Mądra, dobra, spokojna. Nie piękność, ale z duszą i sercem. Zaczęli się spotykać, spacerowali, śmiali się, snuli plany. Już wyobrażałam sobie, jak będę niańczyć ich dzieci. Lecz…

Kinga wróciła.

Najpierw dzwoniła. Potem przyjeżdżała. W końcu Jacek znów zaczął znikać. Pewnego dnia przyszedł do tej dziewczyny — do tej, która pomogła mu stanąć na nogi — i powiedział, iż są „zbyt różni”. A tydzień później oznajmił mi, iż znów się żeni. Z Kingą.

Nie wierzyłam własnym uszom. Pytałam: „Po co? Przecież już to przeżyto! Wiesz, jak to się kończy”. On tylko milczał. A gdy zebrał odwagę, zadzwonił i rzekł: „Mamo, nie przyjedziesz na ślub. Wiem, jak ją traktujesz. Nie chcę psuć święta ani tobie, ani sobie”.

Odmówił mi. Mnie — matce, która nie spała nocami, która trzymała go za rękę, gdy nie miał siły wstać z łóżka. Dla kogo? Dla tej, która już raz go zraniła. Dla tej, której choćby własni rodzice nie potrafią usprawiedliwić.

Nie poszłabym. Wiedziałam to. Ale usłyszeć to — było jak otrzymać policzek.

Teraz często myślę: miałam dwóch synów. A teraz — jednego. Choć obaj żyją. Tylko jeden z nich sam mnie wymazał ze swego życia. I za co? Za to, iż byłam szczera? Za to, iż chciałam uchronić go przed bólem?

Mówią, iż od dzieci się nie odchodzi. Cokolwiek by się stało. ale co robić, gdy to dziecko samo cię przekreśla, odtrąca, ignoruje? Gdy twoje słowa, twoja troska są dla niego ciężarem, który zrzuca jak zbędny bagaż?

Nie przeklinam. Nie złoszczę się. Jestem po prostu zmęczona. Zmęczona czekaniem, aż otworzy oczy. Zmęczona nadzieją, iż pewnego dnia powie: „Mamo, miałaś rację”. Już nie czekam. Mój młodszy syn jest przy mnie. Pomaga, dzwoni, przyjeżdża. Ma rodzinę, ma sumienie.

A Jacek? Ma tylko Kingę.

Idź do oryginalnego materiału