Mieszkanie Alicji — i zero rodziny
Alicja zmywała naczynia, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu, jak grom z jasnego nieba, stała teściowa.
— Witaj, Alu — powiedziała z udawaną czułością Danuta Januszewska. — Postanowiłam was odwiedzić. Wpadłam w gości!
Alicja zaprosiła ją do kuchni, nastawiła czajnik i zawołała męża:
— Krzysiu, twoja mama przyszła!
Po kilku minutach cała rodzina siedziała przy stole. Teściowa powoli mieszała cukier w herbacie, spoglądając na synową z charakterystycznym przymrużeniem oczu, które Alicja dawno nauczyła się rozpoznawać jako zapowiedź manipulacji.
— Wiesz, Krzysiu — zaczęła Danuta — Tomek zaproponował Weronice, żeby się do niego wprowadziła. Wyobrażasz sobie, jeszcze przed ślubem!
— No to się wpakował — zaśmiał się Krzysztof. — Nasza Weronika go nauczy życia. Spokoju mu nie da!
— Mylisz się! — odparowała dumnie teściowa. — Weronika jest inna. Skromna, rozsądna, nie jak niektóre…
Alicja złapała to spojrzenie. Kamień, jak zawsze, leciał w jej stronę. I znowu udawała, iż go nie widzi.
— A wiesz, co Tomek jeszcze zrobił? — dodała uroczyście Danuta. — Da jej mieszkanie w prezencie! Wyobrażasz? Na ślub! Prawdziwy mężczyzna!
Krzysztof skrzywił się.
— Zobaczymy, co tam da. Póki nie zobaczę papierów, nie uwierzę.
— Oto znaczy dobry wybór! — nie ustępowała Danuta. — A ty, swoją drogą, masz żonę z mieszkaniem, a sam choćby nie jesteś współwłaścicielem.
Alicja wyszła z pokoju. Serce ścisnęło się. Znowu ta sama śpiewka — o „wpisaniu połowy”, „sprawiedliwości”, „wspólnej rodzinie”. Minął rok od ślubu, a Danuta wciąż próbowała wycisnąć choć kawałek mieszkania zięciowej.
Krzysztof też naciskał: iż się z niego śmieją, facet bez mieszkania. Sam kupił samochód, zrobił remont, meble — a wszystko cudze.
— Nikt cię nie oszukał, Krzysiu — odpowiadała Alicja. — Nie ożeniłeś się z mieszkaniem, tylko ze mną. Czyż nie?
Milczał. Do następnej wizyty matki.
Gdy do domu zawitała władcza ciotka Krzysztofa, ten zaczął snuć bajki.
— Tak, kupiliśmy mieszkanie. Głównie za moje pieniądze — oznajmił pewnie.
Alicja omal nie zakrztusiła się herbatą. Kłamstwa płynęły strumieniem. Milczy. Nie dla niego — dla siebie.
Potem przyszedł kolega Marek. Krzysztof znowu rozłożył pawia:
— Wchodź, czuj się jak u siebie. Mieszkanie przecież nasze, z Alą!
— Brawo! — zachwycił się kolega. — Ożeniłeś się, mieszkanie masz. I auto super!
Alicja patrzyła i nie wierzyła własnym oczom. Gdzie ten dobry, prosty chłopak, z którym się spotykała?
Spakowała rzeczy i pojechała do rodziców.
— Mamo, nie daję rady. Czuję się nie jak żona, tylko jak inwestor. On się ożenił tylko przez mieszkanie…
— Zastanów się, córeczko. Ale mieszkania — nikomu, słyszysz? Ani kawałka!
Alicja wróciła. niedługo zjawiła się teściowa. Bez zapowiedzi, roztrzęsiona, ze łzami w oczach.
— Krysiu, tragedia! Tomek rzucił Weronikę. Koniec z wes— A my co z tym wspólnego? — zmieszał się Krzysztof.
— Trzeba pomóc. Niech Ala przepisze połowę mieszkania na ciebie, weźmiecie kredyt, spłacimy dług, potem wszystko wróci! — wykrzyknęła Danuta.
Alicja zdrętwiała, ale gwałtownie otrząsnęła się.
— Nigdy! To mieszkanie to prezent od moich rodziców i choćby jednego procenta dla was nie będzie!
— Bez serca! — wrzasnęła teściowa.
Alicja wyszła do pokoju, ale podsłuchała, jak matka z synem szepczą pod drzwiami.
— Zrobiłam, co mogłam, synku, ale ona się nie zgadza…
— Spróbuję jeszcze coś wymyślić — mruknął ponuro Krzysztof.
Wtedy Alicja otworzyła drzwi gwałtownie:
— Wymyślajcie! Wymyślajcie, ile wlezie! Ale wiedzcie, iż tego mieszkania nie dostaniecie. Ani metra. jeżeli chcecie mieć swoje — zapracujcie, jak wszyscy!
Nazajutrz Krzysztof wyprowadził się do matki.
Alicja złożyła pozew o rozwód. Zrozumiała późno, ale lepiej późno niż oddać im wszystko, bo cudze zachcianki nie mają granic, a godność — tylko jedną.