Pewnego dnia mój mąż wrócił od swojej matki, westchnął ciężko i zaproponował, żebyśmy zrobili naszej dwuletniej córce test na ojcostwo. „Nie dla mnie, Maja, dla mamy” — powiedział, kręcąc nerwowo palcami.
…Pół roku przed naszym ślubem ona mówiła mu ciągle: „Nie żenij się z nią, to nie jest odpowiednia para dla ciebie!” — opowiada trzydziestoletnia Sylwia, a jej głos drży ze złości. — „Za ładna, na pewno będzie cię zdradzać!” Wtedy się śmialiśmy, żartowaliśmy, iż Krzysiek powinien był wybrać sobie jakąś „brzydulę”, żeby mieć pewność. Ale teraz wcale nie jest nam do śmiechu. Ani trochę!
Sylwia nie uważa się za oszałamiającą piękność. Zwykła dziewczyna z podwarszawskiego Milanówka, dba o siebie, jak większość. Smukła, zadbana, ubiera się skromnie, zawsze miała wysokie wymagania w związkach i szanowała siebie. Dlaczego jej teściowa, Halina Nowak, uznała, iż Sylwia to lekkoduch i zdrajczyni, pozostaje zagadką. Ale ta kobieta zamieniła życie synowej w koszmar.
Z Krzyskiem są małżeństwem od czterech lat, mają córeczkę. Sylwia jest na macierzyńskim, jej dni to niekończąca się seria gotowania, sprzątania i przewijania. Jedyni, z kim się widuje, to inne mamy na placu zabaw. Ale teściowa nie odpuszcza. Podejrzewa Sylwię o zdrady, śledzi ją jak detektyw z taniego serialu.
„Ona zawsze za mną szpiegowała!” — wzdycha Sylwia, a jej oczy napełniają się łzami. — „Dzwoniła, sprawdzała, przyjeżdżała bez zapowiedzi, próbowała kontrolować każdy mój krok. Na początku starałam się podchodzić do tego z przymrużeniem oka, opowiadałam Krzyskowi, śmialiśmy się. Ale to potwornie wykańcza! Kilka razy straciłam cierpliwość, kłóciłyśmy się na poważnie. Wtedy na chwilę ucichało, aż do kolejnego ataku.”
Pierwszy skandal wybuchł kilka miesięcy po ślubie. Halina Nowak niespodziewanie wpadła do biura Sylwii. Bez telefonu, bez powodu. Chciała sprawdzić: czy synowa naprawdę tu pracuje? A może kłamie, iż jest w biurze, a sama biega do kochanków?
„Nie wiem, jak w ogóle ją wpuścili!” — przypomina sobie Sylwia, a jej głos drży z oburzenia. — „U nas jest ochrona, goście tylko po wcześniejszym umówieniu. Mało nie zemdlałam, gdy sekretarka przyprowadziła ją do mojego biurka: „Pani Sylwio, przyszli do pani.” Pytam: „Halino, co pani tu robi?” A ona na to: „Przyszłam zobaczyć, gdzie pracujesz.” I rozgląda się po całym biurze! U nas open space, wszyscy przy komputerach, nie ma gdzie choćby schować telefonu. Nie wiem, co by wymyśliła, gdybym miała osobny gabinet!”
Później sekretarka, Ania, szepnęła Sylwii, iż ta kobieta zadawała jej mnóstwo pytań. Od jak dawna Sylwia tu pracuje? Czy się spóźnia? Z kim się przyjaźni? Czy ktoś się nią interesuje? „Powiedziałam, iż pani jest zamężna, ma męża!” — dodała Ania, patrząc z niedowierzaniem. Sylwia wróciła do domu wściekła i wyłożyła wszystko Krzyskowi: „Twoja matka przekroczyła wszelkie granice! Pogadaj z nią, to nie jest normalne! Chyba tylko pod biurko mi nie zajrzała w poszukiwaniu kochanka. Ale kto wie, może i tam sprawdziła!”
Krzysiek chyba naprawdę porozmawiał z matką. Przez jakiś czas było spokojnie. Halina dzwoniła tylko wieczorami, pytała, jak leci, przysyłała pierogi. Sylwia zaczęła mieć nadzieję, iż burza minęła. Ale myliła się.
Następny incydent zdarzył się, gdy Sylwia była w ciąży, ale jeszcze pracowała. Zachorowała, wzięła zwolnienie, spała w domu z wyłączonym telefonem, aż nagle obudził ją łomot w drzwi i nieustanny dzwonek. „Zerwałam się, myślałam, iż pożar albo ewakuacja!” — wspomina. — „Zajrzałam przez wizjer — teściowa! Stoi z wykrzywioną twarzą, wali w drzwi butem i dzwoni bez przerwy. Bałam się otworzyć, zadzwoniłam do Krzysztofa: „Natychmiast przyjeżdżaj, nie wiem, co się dzieje!” Przyjechał po dwudziestu minutach. A ona cały ten czas stała pod drzwiami i czekała na mnie!”
Nakrzyczeli na Halinę. Sylwia zagroziła wezwaniem policji i psychiatry, jeżeli to się powtórzy. „Trzymaj ją ode mnie z dala!” — zażądała od męża. I znów nastała cisza.
Sylwia urodziła córeczkę, ale teściowa choćby nie spojrzała na wnuczkę. Później stało się jasne dlaczego. Nie wierzyła, iż to jej wnuczka. „No jasne, bo ja przecież łazię po całej Warszawie, skąd u mnie dziecko od Krzysia?” — mówi gorzko Sylwia. Powód? W rodzinie męża zawsze rodziły się chłopcy. Dziewczynka, wg logiki Haliny, to dowód zdrady. „Nie słuchałam tych bredni” — mówi Sylwia. — „Nie mam z nią kontaktu. Krzysiek czasem ją odwiedza, raz na miesiąc, ale bez nas. Może to i lepiej. Nigdy bym jej nie zostawiła córeczki.”
Ale najgorsze dopiero miało nadejść. Pewnego dnia Krzysiek wrócił od matki, ciężko westchnął, zawahał się i w końcu zaproponował test na ojcostwo dla ich dwuletniej córki. „Nie dla mnie, Maja, przecież wiesz! — tłumaczył. — To dla mamy! Chcę, żeby wreszcie dała spokój. Ona naprawdę traci rozum, a ja tego słucham!”
Sylwia parsknęła gorzkim śmiechem. „Dla mamy? — spytała, a głos jej się załamał. — Lepiej powiedz, iż uwierzyłeś w jej bzdury! Przecież wiesz, iż ona nigdy nie odpuści. Zrobimy test w trzech różnych klinikach — powie, iż lekarze są przekupieni, a wyniki sfałszowane! Nie zamierzam tańczyć, jak mi zagra!”
— To przecież nic trudnego, zrobić taki test — upierał się Krzysiek.
— Po co? — Sylwia patrzyła na niego, powstrzymując łzy. — Ja wiem, czyje to dziecko. A ty? jeżeli potrzebujesz testu, to zróbmy go. Ale najpierw podpisujemy rozwód. Nie zostanę z mężczyzną, który mi nie ufa!
Jej słowa zawisły w powietrzu jak wyrok. Zaufanie w ich rodzinie pękło, a wszystko przez teściową, której podejrzliwość zatruwa im życie. Sylwia czuje, iż stoi nad przepaścią i nieNie wie już, czy da się jeszcze odbudować to, co zostało zniszczone.