Matka nie chciała pomóc córce, pamiętając chwile, kiedy ta pozbawiła ją dachu nad głową

polregion.pl 1 tydzień temu

Bogna nie chciała pomóc córce, bo kiedyś ta zostawiła ją bez dachu nad głową.

Cała wieś potępiała Bognię. Jak to tak? Sama mieszka w dużym domu, a jej córka z dziećmi tłoczy się w maleńkiej chałupie. A Kasia tylko dolewała oliwy do ognia, obgadując matkę. – Ja wodę ze studni noszę, a ona wodociąg założyła. Drewno na opał kupuję za ostatnie grosze, a u niej gaz – narzekała przed tymi, co lubili takie historie. Bognia starała się nie zwracać uwagi na plotki, chodziła z podniesioną głową. Nie będzie przecież każdemu tłumaczyć, dlaczego tak postępuje.

Dawno temu, wiele lat wcześniej, miała wspaniałą rodzinę. Ona, mąż i ukochana Kasia. Trzypokojowe mieszkanie, dostatek. Bognia siedziała w domu, zajmowała się wychowaniem córki. Najlepsza szkoła, kółka zainteresowań. Wszystko szło jak po maśle.

Ale gdy Kasia miała piętnaście lat, zachorował mąż. Bognia, jako kochająca żona, rzuciła się w wir walki z jego chorobą. Potrzebne były niemałe pieniądze. Sprzedali wszystko, oprócz mieszkania. Ale niestety, nic nie pomogło. Po trzech latach mąż odszedł.

Bogni i Kasi zrobiło się trudno. Nie było za co żyć. Kasia, przyzwyczajona do pewnego poziomu, zbuntowała się. Bognia znalazła pracę w sklepie. Siedziała na kasie, zastępowała sprzątaczki. Ale to były grosze. Kasia już skończyła szkołę, ale na studia się nie zdecydowała. – Na uniwersytet nie ma pieniędzy, a do szkoły zawodowej nie pójdę i nie proś – odpowiadała na namowy matki.

Za to lubiła imprezować. I do tego była sprytna. Jak potrzebowała pieniędzy, to „mamo kochana”. A jak nie, to „po co mnie rodziłaś, skoro pomóc nie możesz”. I tak w kółko, aż w domu pojawił się Wojtek.

Na początku Bognia się ucieszyła – w końcu córka wzięła się za rozum. Wojtek z pozoru był bardzo porządny. Ubierał się dobrze, widać było, iż nie z wyprzedaży. Kasię potrafił wzrokiem postawić do pionu. Do tego nie był skąpy. Kupował drogie produkty. I do Bogni też się dobrze odnosił. Od pierwszego dnia nazywał ją mamą. Jednym słowem – nie mężczyzna, tylko miód malina.

Zamieszkali we trójkę, zadowoleni z siebie nawzajem. Bognia wracała z pracy, a w domu czysto, obiad na stole. Tylko młodych nie było. Do rana się gdzieś włóczyli. Ale Bognia się nie wtrącała – młodzi, niech żyją, jak chcą.

Lecz po pół roku zaczęły się problemy. Córka coraz częściej chodziła zapłakana, a Wojtek był wściekły. I Bognia nie interweniowała, nie wyjaśniła przyczyny – a szkoda. Pewnego wieczora wezwali ją na rozmowę. Kasia zaczęła: – Mamo, chcemy z Wojtkiem żyć osobno. Potrzebujemy mieszkania. – Bognia zdziwiła się: – Przecież ja wam nie przeszkadzam. I nie mam pieniędzy, żeby wam pomóc. – Kasia przerwała: – Nie o to chodzi. Sprzedajmy mieszkanie i podzielmy się pieniędzmi po sprawiedliwości.

Bogna długo się wahała, ale córka nie ustępowała. To prosiła grzecznie, to groziła, iż sprzeda swoją część. W końcu Bognia uległa. Na transakcję z kupcami poszli młodzi… i zniknęli. Razem z pieniędzmi. Bognia została z niczym. Bezdomna kobieta, już nie pierwszej młodości.

Wynajem mieszkania był za drogi jak na jej pensję. Postanowiła więc znaleźć pracę z zakwaterowaniem. Byle jaką. I znalazła. Została opiekunką starszej pani. Jej syn był zamożny. Oczywiście mógł zabrać matkę do siebie, ale Helena Stanisławówna nie chciała opuszczać swojego domu. Więc musiał znaleźć jej pomocnicę. Taką osobą stała się Bogna.

Helena Stanisławówna była wymagającą kobietą. Chodziła z trudem, ale od Bogni oczekiwała porządku, jaki panował w jej domu od lat. Bogna musiała się wielu rzeczy nauczyć. Na przykład pieczenia chleba w piecu. MajPo latach pełnych goryczy i rozterek, Bogna w końcu zrozumiała, iż prawdziwe wybaczanie nie wymaga zapomnienia, ale otwarcia serca na to, co jeszcze może przynieść życie.

Idź do oryginalnego materiału