Halina nie chciała pomagać córce, bo kiedyś ta zostawiła ją bez dachu nad głową.
Cała wieś potępiała Halinę. I jakże inaczej – sama mieszka w dużym domu, a jej córka z dziećmi tłoczy się w maleńkiej chatce. A Justyna jeszcze dolewała oliwy do ognia, oczerniając matkę. – Ja wodę noszę ze studni, a ona ma wodociąg. Drewno kupuję za ostatnie grosze, a u niej gaz – skarżyła się każdemu, kto lubił takie opowieści. Halina starała się nie zwracać uwagi na plotki, chodziła z dumnie uniesioną głową. Przecież nie będzie tłumaczyć się całemu światu, dlaczego postępuje właśnie tak.
Dawno temu, wiele lat wcześniej, miała wspaniałą rodzinę. Ona, mąż i ukochana Justynka. Trzypokojowe mieszkanie, dostatek. Halina zajmowała się domem i wychowaniem córki. Najlepsza szkoła, kółka zainteresowań. Wszystko szło gładko i dobrze.
Ale gdy Justyna miała piętnaście lat, zachorował mąż. Halina, jako kochająca żona, rzuciła się w wir walki z jego chorobą. Potrzebne były niemałe pieniądze. Sprzedali wszystko oprócz mieszkania. Ale niestety, nic nie pomogło. Po trzech latach męża zabrakło.
Halina i Justyna znalazły się w trudnej sytuacji. Nie miały z czego żyć. Justyna, przyzwyczajona do pewnego poziomu, zbuntowała się. Halina zatrudniła się w sklepie. Obsługiwała kasę, zastępowała sprzątaczki. Ale to były grosze. Justyna skończyła szkołę, ale na studia się nie zdecydowała. – Na uczelnię nie ma pieniędzy, a do szkoły zawodowej nie pójdę i choćby mnie nie proś – mówiła, gdy matka próbowała ją namówić.
Za to uwielbiała imprezować. I była przy tym przebiegła. Gdy potrzebowała pieniędzy – *mamusiu najdroższa, mamusiu kochana*. A gdy ich nie dostała – *po co mnie w ogóle urodziłaś, skoro nie umiesz pomóc?* I tak w kółko, aż w domu pojawił się Krzysztof.
Na początku Halina ucieszyła się – wreszcie córka wzięła się za rozum. Krzysztof wydawał się bardzo porządny. Elegancko ubrany, widać było, iż nie z wyprzedaży. Justynę potrafił spojrzeniem postawić do pionu. Do tego nie był skąpy. Kupował drogie produkty. I do Haliny odnosił się z szacunkiem. Od pierwszego dnia nazywał ją *mamą*. w uproszczeniu – nie mężczyzna, tylko cukier słodki.
Żyli we trójkę, zadowoleni z siebie nawzajem. Halina wracała z pracy – w domu czysto, obiad na stole. Tylko młodych nie było. Gdzieś znikały do rana. Ale Halina się nie wtrącała – młodzi, niech żyją, jak chcą.
Po pół roku zaczęły się problemy. Córka coraz częściej chodziła zapłakana, a Krzysztof był wściekły. Halina nie interweniowała, nie pytała o przyczynę, a szkoda. I pewnego wieczoru wezwali ją na rozmowę. – Mamo, my z Krzysztofem chcemy żyć osobno. Potrzebujemy mieszkania – Halina zdziwiła się. – Przecież ja wam nie przeszkadzam. I nie mam pieniędzy, żeby wam pomóc. – Justyna przerwała. – Nie o to chodzi. Sprzedajmy mieszkanie i podzielmy się pieniędzmi po równo.
Halina długo się wahała, ale córka nie odpuszczała. Raz prosiła, raz groziła, iż sprzeda swoją część. W końcu Halina uległa. Na spotkanie z kupcem pojechali młodzi… i zniknęli. Razem z pieniędzmi. Halina została z niczym. Bezdomna kobieta w nie pierwszej młodości.
Wynajmowanie mieszkania za swoją pensję było zbyt drogie. Postanowiła znaleźć pracę z zakwaterowaniem. Byle jaką. I znalazła. Opiekunkę starszej, schorowanej kobiety. Jej syn był zamożnym człowiekiem. Mógł zabrać matkę do siebie, ale Wanda Stefanowna nie chciała opuszczać swojego domu. Więc musiał znaleźć jej pomoc. Tą pomocą okazała się Halina.
Wanda Stefanowna była wymagającą kobietą. Poruszała się z trudem, ale od Haliny żądała porządku, jaki panował w jej domu od lat. Halina musiała się wiele nauczyć. Choćby pieczenia chleba w piecu kaflowym. Krochmalenia obrusów, firan. Ale wszystkiego można się nauczyć – i jej się udało.
Żyły razem tylko dwa lata. Nie stały się bliskie, ale nie były też wrogami. Wandy Stefanowny pewnego dnia nagle zabrakło. Jeszcze rano się uśmiechała, a po południu westchnęła i upadła. Syn przyjechał, wszystko zorganizował. A potem złożył Halinie propozycję. – Znam pani historię. Wybaczcie, musiałem zebrać informacje. Proponuję wam kupienie ode mnie domu za symboliczną sumę. Można w ratach. – Tak Halina została właścicielką nieruchomości.
Ledwo się zadomowiła, ledwo odetchnęła. I wtedy, pewnego niefortunnego dnia, pojawiła się córka. I to nie sama, a z dwójką małych dzieci. Jakby to było oczywiste, oznajmiła od progu: – Fajny dom. Gdzie mój pokój?
Halina, bez owijania w bawełnę, rzuciła: – Twój pokój był w tym trzypokojowym mieszkaniu, które sprzedaliście z Krzysztofem. Nawiasem mówiąc, gdzie moja część? I dlaczego mnie teraz znalazłaś? A, już wiem. Krzysztof zwiał, pieniędzy brak? – Justyna odparła urażona: – Nie od razu tak. Krzysztof był hazardzistą i oszukał mnie tak samo jak ciebie. Potem dwa razy wychodziłam za mąż, ale źle się to skończyło. A gdy rozstałam się z ostatnim i wyrzucił mnie na bruk, pomyślałam – przecież mam mamę, ona mnie nie opuści.
Halina odpowiedziała twardo: – Na darmo tak myślałaś. Jesteś dorosła, do tego matHalina spojrzała na przestraszone wnuki i westchnęła ciężko, otwierając drzwi szerzej.