„Macie miesiąc, aby wyprowadzić się z mojego mieszkania!” — oświadczyła teściowa.
W małym miasteczku na Podlasiu, gdzie stare ceglane domy skrywają ciepło rodzinnych opowieści, moje życie wywróciło się do góry nogami przez słowa teściowej, które rozwiały marzenia o szczęśliwym małżeństwie. Ja, Kinga, dwa lata żyłam z Bartkiem w miłości i zgodzie, a gdy postanowiliśmy się pobrać, sądziłam, iż jestem najszczęśliwszą kobietą na świecie. Teściowa, Danuta Janowska, wydawała mi się dobra i wyrozumiała. ale jej ultimatum po ślubie stało się ciosem, z którego do dziś nie potrafię się podnieść.
Zawsze dogadywałam się z Danutą Janowską. Słuchałam jej rad, szanowałam zdanie, a ona odpłacała mi ciepłem. Nigdy nie wyrzuciła mi żadnego słowa, nie mieszała się w nasze sprawy z Bartkiem. Czułam się szczęściarą, bo opowieści o złych teściowych omijały mnie szerokim łukiem. Gdy planowaliśmy wesele, moi rodzice, ograniczeni finansowo, zdołali pokryć zaledwie część kosztów. Danuta wzięła na siebie niemal wszystko, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Ślub minął jak z bajki, wierzyłam, iż przed nami same dobre chwile.
Lecz zaraz po uroczystości, gdy wróciliśmy do jej przestronnego trzypokojowego mieszkania, gdzie mieszkaliśmy z Bartkiem, teściowa wezwała nas na poważną rozmowę. Jej słowa uderzyły jak grom z jasnego nieba, a serce ścięło mi się z bólu.
— Dzieci, spełniłam swój obowiązek — zaczęła, patrząc na nas z zimną stanowczością. — Wychowałam Bartka, dałam mu edukację, pomogłam wam z weselem. Nie miejcie do mnie pretensji, ale macie miesiąc, by wynieść się z mojego mieszkania. Jesteście teraz rodziną i musicie radzić sobie sami. Będzie ciężko, ale nauczycie się oszczędzać, szukać rozwiązań. A ja wreszcie chcę żyć dla siebie.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. ale mówiła dalej, a każde słowo ciąło jak nóż:
— Nie liczcie na mnie z wnukami. Poświęciłam synowi całe życie i nie zamierzam być niańką waszych dzieci. Zawsze będziecie mile widziani w moim domu, ale ja jestem babcią, nie służącą. Proszę, nie osądzajcie mnie. Zrozumiecie, gdy sami będziecie w moim wieku.
Byłam w szoku. Mój świat zawalił się w jednej chwili. Jak mogła tak postąpić? My z Bartkiem dopiero zaczynaliśmy wspólne życie, a ona wyrzuca nas, zostawiając sobie ogromne mieszkanie, gdzie będzie sama? Czułam gniew, żal, zdradę. W końcu Bartek był współwłaścicielem tego mieszkania! A jej słowa o wnukach dobiły mnie. Przecież każda babcia marzy o wnukach, a ona z góry odrzuciła je jak ciężar. To było okrutne.
Lecz najgorsze było to, iż Bartek zgodził się z matką. Ani słowa sprzeciwu, od razu zaczął szukać mieszkania na wynajem i dodatkowej pracy. Jego uległość zraniła mnie bardziej niż ultimatum teściowej. Patrzyłam na męża, którego tak kochałam, i nie poznawałam go. Jak mógł tak łatwo przyjąć jej decyzję? Dlaczego nie stanął w obronie naszej rodziny?
Moi rodzice nie mogli nam pomóc — ich skromne dochody ledwo starczały na własne potrzeby. Czułam się opuszczona przez wszystkich. Dlaczego Danuta Janowska jest taka samolubna? Będzie rozkoszować się przestronnym mieszkaniem, gdy my z Bartkiem gnieździmy się w wynajętej kawalerce, licząc każdą złotówkę? Nie umiałam pogodzić się z tą niesprawiedliwością. Właśnie zaczynaliśmy budować dom, a ona zabiera nam fundament.
Nocą leżałam bez snu, łzy spływały po policzkach. Wspominałam, jak dumna byłam z naszych dobrych relacji, jak ufałam jej. A teraz pokazała prawdziwe oblicze. Jej słowa o „życiu dla siebie” brzmiały jak szyderstwo. Czy prosiliśmy o tak wiele? Nie oczekiwaliśmy, iż będzie nas utrzymywać wiecznie, ale wyrzucić nas na bruk miesiąc po ślubie — to było za dużo.
Bartek, zajęty szukaniem mieszkania, nie widział mojego bólu. Gdy próbowałam rozmawiać, machał ręką: „Mama ma rację, Kinga. Musimy stanąć na własne nogi”. Jego obojętność zabijała. Czułam, iż tracę nie tylko dach nad głową, ale i męża, który wybrał wolę matki nad naszym wspólnym marzeniem. Co dalej z nami? Czy przetrwamy, skoro choćby on nie jest po mojej stronie?
Dusza rozdzierała się między gniewem a strachem. Chciałam krzyczeć na teściową, domagać się sprawiedliwości, ale wiedziałam, iż to bezcelowe. Jej decyzja była nieodwołalna, a poparcie Bartka uczyniło mnie jeszcze bardziej samotną. Teraz musimy zaczynać od zera, podczas gdy ona będzie cieszyć się wolnością w swoim mieszkaniu. Ta rana wciąż piecze, i nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę jej — albo jemu — iż odebrali nam nasz nowy początek.