„Masz miesiąc, żeby się wyprowadzić z mojego mieszkania!” — oświadczyła teściowa.
W małym miasteczku na południu Polski, gdzie stare ceglane domy skrywają ciepło rodzinnych opowieści, moje życie wywróciło się do góry nogami przez słowa teściowej, które zniszczyły moje marzenia o szczęśliwym małżeństwie. Ja, Kinga, dwa lata mieszkałam z Bartkiem w miłości i harmonii, a gdy postanowiliśmy się pobrać, czułam się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Teściowa, Grażyna, wydawała mi się ciepła i wyrozumiała. Ale jej ultimatum po ślubie było ciosem, z którego do dziś nie mogę się podnieść.
Zawsze dogadywałam się z Grażyną. Słuchałam jej rad, szanowałam jej zdanie, a ona odpłacała mi życzliwością. Nigdy mnie nie skrytykowała, nie wtrącała się w nasze z Bartkiem sprawy. Czułam się szczęściarą jako synowa, bo historie o złych teściowych omijały mnie szerokim łukiem. Kiedy planowaliśmy wesele, moi rodzice, ledwo wiążący koniec z końcem, pokryli tylko część kosztów. Grażyna wzięła na siebie resztę, za co byłam jej niezmiernie wdzięczna. Wesele minęło jak w bajce, a ja wierzyłam, iż przed nami tylko szczęście.
Lecz zaraz po uroczystości, gdy wróciliśmy do jej przestronnego trzypokojowego mieszkania, gdzie mieszkaliśmy z Bartkiem, teściowa wezwała nas na poważną rozmowę. Jej słowa uderzyły jak grom z jasnego nieba, a serce ścisnęło mi się z bólu.
— Dzieci, spełniłam swój obowiązek — zaczęła, patrząc na nas z chłodną stanowczością. — Wychowałam Bartka, dałam mu wykształcenie, pomogłam wam zorganizować ślub. Nie miejcie do mnie pretensji, ale macie miesiąc na wyprowadzkę z mojego mieszkania. Jesteście teraz rodziną i powinniście radzić sobie sami. Będzie ciężko, ale nauczycie się oszczędzać, szukać rozwiązań. A ja wreszcie chcę żyć dla siebie.
Zamarłam, nie wierząc własnym uszom. ale ona mówiła dalej, a każde słowo ciąło jak nóż:
— Nie liczcie na mnie z wnukami. Poświęciłam synowi całe życie, a dla waszych dzieci opiekunką nie będę. W moim domu zawsze będziecie mile widziani, ale ja jestem babcią, nie służącą. Proszę, nie osądzajcie mnie. Zrozumiecie, gdy sami będziecie w moim wieku.
Byłam w szoku. Mój świat rozpadł się w jednej chwili. Jak mogła tak postąpić? My z Bartkiem dopiero zaczęliśmy wspólne życie, a ona wyrzuca nas, zostawiając sobie ogromne mieszkanie tylko dla siebie? Czułam złość, żal, zdradę. W końcu Bartek jest współwłaścicielem tego mieszkania! A jej słowa o wnukach dobiły mnie. Każda babcia marzy o wnukach, a ona od razu traktuje je jak ciężar. To było okrutne.
Najgorsze było jednak to, iż Bartek zgodził się z matką. Nie sprzeciwił się, tylko od razu zaczął szukać mieszkania do wynajęcia i dodatkowej pracy. Jego uległość bolała mnie bardziej niż ultimatum teściowej. Patrzyłam na męża, którego tak kochałam, i nie poznawałam go. Jak mógł tak łatwo zaakceptować jej decyzję? Dlaczego nie stanął w obronie naszej rodziny?
Moi rodzice nie mogli nam pomóc — ich skromne dochody ledwo starczały na ich potrzeby. Czułam się porzucona przez wszystkich. Dlaczego Grażyna jest taka samolubna? Będzie rozkoszować się przestronnym mieszkaniem, gdy my z Bartkiem stłoczymy się w wynajętej kawalerce, licząc każdy grosz? Nie potrafiłam pogodzić się z tą niesprawiedliwością. Dopiero zaczęliśmy budować rodzinę, a ona już odbiera nam fundament.
Nocą leżałam bezsenna, ze łzami spływającymi po policzkach. Wspominałam, jak dumna byłam z dobrych relacji z teściową, jak jej ufałam. A teraz pokazała swoje prawdziwe oblicze. Jej słowa, iż chce „żyć dla siebie”, brzmiały jak szyderstwo. Czy prosiliśmy o tak wiele? Nie oczekiwaliśmy, iż będzie nas utrzymywać wiecznie, ale wyrzucić nas miesiąc po ślubie — to było za dużo.
Bartek, zajęty szukaniem mieszkania, nie widział mojego cierpienia. Gdy próbowałam z nim rozmawiać, zbywał mnie: „Mama ma rację, Kinga. Musimy stanąć na własnych nogach”. Jego obojętność była zabójcza. Czułam, iż tracę nie tylko dom, ale i męża, który wybrał wolę matki zamiast naszej wspólnej przyszłości. Co z nami będzie? Czy przetrwamy, skoro choćby on nie jest po mojej stronie?
Moja dusza rozdzierała się między gniewem a strachem. Chciałam krzyczeć na teściową, domagać się sprawiedliwości, ale wiedziałam, iż to bezcelowe. Jej postanowienie było ostateczne, a poparcie Bartka uczyniło mnie jeszcze bardziej samotną. Teraz czeka nas start od zera, gdy ona będzie cieszyć się wolnością w swoim mieszkaniu. Ta rana wciąż piecze, i nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę jej — czy jemu — iż odebrali nam nasz nowy początek.