Marynarze zauważyli psa płynącego po środku morza. Gdy podpłynęli bliżej, to, co zobaczyli, ZMIENIŁO ICH ŻYCIE na zawsze…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Żeglarze dostrzegli psa płynącego po środku morza. Gdy się zbliżyli, ich świat wywrócił się do góry nogami od tego, co ujrzeli
Jego palce drżały nie z zimna. Przycisnął koc do grzbietu psa, jakby otulał dziecko. Zapach mokrej sierści mieszał się z metalem, jodem i starym olejem napędowym prawdziwy zapach pokładu i życia, które próbowali ocalić.
Andrzej wstał, wpatrując się w horyzont. Wiatr uderzał mu prosto w twarz, włosy przykleiły się do czoła. Czuł pod stopami drżenie statku, gdzieś w głębi warczał stary silnik, a pod palcami zimno żelaznej poręczy.
Wszystko w nim krzyczało: Nie wchodź w to, nie ryzykuj!. Ale ten pies patrzył tak, iż choćby morskie burze wydawały się cichsze niż jego spojrzenie. Michał otarł twarz i skinął na obrożę.
Wytartymi literami widniało na niej jedno imię: Burek. To nie przypadek, iż tu jest powiedział chrapliwie, przełykając ślinę. To nie fale ją tu wyrzuciły. Jednak Krzysztof tylko skinął głową, głaszcząc mokry pysk.
Ona nie płynęła bez celu. Ktoś na nią czekał. Szła dokądś, zrozumieli. Dominik westchnął, przykucnął i spojrzał psu prosto w oczy.
Co chcesz nam powiedzieć, dziewczyno? Co tam jest, przed nami? zapytał, ale pies tylko uniósł głowę i znów wpatrzył się w dal. Mroźny wiatr podrywał pianę, utrudniając oddech. Fale uderzały w kadłub z głuchym łoskotem.
Dźwięk kropel spadających na metal brzmiał jak uderzenia dzwoneczków. Wszystko zlało się w jedną, głuchą melodię, w której słychać było pytanie, na które nikt nie znał odpowiedzi. Andrzej cofnął się o krok, spojrzał na załogę.
Uratowaliśmy ją powiedział z trudem. To wystarczy. Trzymamy kurs.
Ale Dominik tylko pokręcił głową. Michał odwrócił wzrok. A Krzysztof, obejmując psa, cicho szepnął: Ale jeszcze nie wiemy, kogo ona za sobą prowadzi.
Te słowa zawisły w powietrzu jak zapowiedź czegoś znacznie większego. Wtedy żaden z nich nie domyślał się, iż ten pies zaprowadzi ich na granicę życia i śmierci. Pies obudził się gwałtownie, jakby ktoś przekręcił wyłącznik.
Zerwał się na łapy, zanim Krzysztof zdążył złapać go za obrożę. Mokra sierść przylepiała się do boków, oddech był urywany, oczy płonęły dziwnym blaskiem. Ciągnął ku burtom, szarpnął się tak mocno, iż Krzysztof omal nie upadł na żelazny pokład.
Cicho, cicho przycisnął go do siebie, czując, jak pies wije się w jego rękach, jak serce pod mokrą sierścią wali, jakby chciało się wyrwać. Dominik podbiegł z kubkiem gorącej zupy.
Para unosiła się w zimne powietrze, mieszając z ostrym zapachem słonej wody. No, na! Zjedz choć trochę! Podsunął kubek pod pysk, ale pies choćby nie spojrzał. Znów szarpnął się ku burcie, pazury drapiąc po metalu.
Dźwięk pazurów ranił uszy jak nóż tępy materiał. Andrzej podszedł bliżej, mrużąc oczy. Wiatr smagał go po twarzy, jakby zachęcał, by wrócił na mostek i zapomniał o wszystkim.
Dlaczego ciągnie się tam? zapytał, głos mu zadrżał, ale natychmiast stał się twardy. Czyżby oszalał? Michał stał nieco dalej, ręce w kieszeniach. Wargi zaciśnięte, wzrok wbity w horyzont.
Milczał, ale w środku kipiała w nim burza, której sam się bał przyznać. Krzysztof pogłaskał psa po głowie, czując, jak sierść wciąż zimna i szorstka od morskiej wody. Nie bez powodu ciągnie się z powrotem, widzicie? Cały czas tam patrzy wskazał w stronę zamglonej linii horyzontu.
Coś wie. Może tam kogoś zostawiła. Dominik przysiadł obok, postawił kubek na pokładzie.
Para wiła się w górę, rozpraszając się w wilgotnym powietrzu. Dotknął mokrego boku psa, szepnął: Dziewczyno, kto tam na ciebie czeka? Twój pan? A może ktoś inny? Nie przypłynęłaś tu bez powodu, co? Pies zawył cicho, przeciągle, jakby opowiadał coś, czego nie potrafił wyrazić słowami. To wycie rozeszło się po pokładzie i rozpłynęło we mgle, wśród jęków fal.
Michał w końcu przemówił, zaciśniętymi zębami: Nie możemy tego tak zostawić. Rozumiecie? jeżeli pies chce wrócić w sam środek burzy, znaczy, iż tam jest coś ważniejszego niż jego życie. Andrzej odwrócił się, patrząc na rosnące fale.
Sól wżerała się w skórę, zostawiając gorzki posmak na wargach. Przetarł twarz dłonią, jakby chciał zetrzeć całą tę scenę. Musimy trzymać kurs mruknął, ale głos już nie brzmiał tak pewnie.
Dominik podniósł kubek, wypił łyk. Gorący płyn sparzył gardło, ale choćby nie drgnął. Pamiętam jedną historię powiedział, patrząc na psa.
Jak byłem chłopcem, u nas w domu, jedna owczarek skoczyła do rzeki za swoim panem. Facet utonął, a ona płynęła jeszcze trzy dni, aż padła z wyczerpania. Nikt jej nie mógł zatrzymać. Po prostu wierzyła. Spojrzał na Andrzeja. Ona też wierzy. Wierzy tak bardzo, iż znów skoczyłaby w śmierć.
Pies zawył ponownie, tym razem głośniej, wyżej, jak krzyk duszy. Krzysztof objął go, czując, jak drżą łapy, jak ciepły oddech uderza mu w szyję. Michał podszedł bliżej, położył dłoń na ramieniu Andrzeja. Zawsze mówiłeś, iż morze nie wybacza słabości. A może to właśnie ona jest tą siłą, o której marzyłeś?
Andrzej odwrócił się gwałtownie, spotykając spojrzenie psa. Te oczy paliły go na wylot. Nie było w nich strachu, tylko niema prośba i stalowa determinacja. Wciągnął powietrze, czując, jak zimny wiatr pali płuca, jak zapach mokrej sierści miesza się z ciężkim odorem mazutu.
I co proponujesz? zapytał, choć już znał odpowiedź. Krzysztof skinął w stronę horyzontu. Sprawdzić

Idź do oryginalnego materiału