Marynarze zauważyli psa dryfującego na środku morza. Gdy podpłynęli bliżej, ich świat został WSTRZĄŚNIĘTY tym, co zobaczyli…

twojacena.pl 1 tydzień temu

Marynarze zauważyli psa płynącego po środku morza. Gdy podpłynęli bliżej, ich świat stanął na głowie od tego, co zobaczyli
Jego palce drżały nie z zimna. Przycisnął koc do grzbietu psa, jakby otulał dziecko. Zapach mokrego futra zmieszał się z metalem, jodem i starym dieslem prawdziwy zapach pokładu i życia, które próbowali uratować.
Marek wstał, wpatrując się w horyzont. Wiatr uderzał go prosto w twarz, włosy przykleiły się do czoła. Czuł, jak pod nogami falowała wibracja statku, jak gdzieś w głębi warczał stary silnik, jak pod palcami zimno żelaznej poręczy.
Wszystko w nim krzyczało: *Nie wchodź w to, nie ryzykuj!* Ale ten pies patrzył tak, iż choćby morskie burze wydawały się cichsze niż jego spojrzenie. Wojtek otarł twarz i skinął na obrożę.
Na niej, wyblakłymi literami, było tylko jedno imię: *Burek*. Nie przypadek, iż tu jest powiedział, przełykając ślinę. To nie fale go tu wyrzuciły. Ale Krzysztof tylko pokiwał głową, głaszcząc mokry pysk.
Nie płynął bez powodu. Ktoś na niego czekał. Płynął *gdzieś* zrozumieli. Tomek westchnął, przykucnął, patrząc psu prosto w oczy.
Co chcesz nam powiedzieć, dziewczyno? Co tam jest, przed nami? zapytał, ale pies tylko podniósł głowę i znów wpatrzył się w dal. Mroźny wiatr podrywał pianę, zapierał dech. Fale uderzały w kadłub z głuchym łoskotem.
Dźwięk kropel spadających na metal brzmiał jak uderzenia dzwoneczków. Wszystko zlało się w jedną, głuchą melodię, w której słychać było pytanie, na które nikt nie znał odpowiedzi. Marek cofnął się o krok, spojrzał na załogę.
Uratowaliśmy go powiedział z trudem. To wystarczy. Trzymajmy kurs.
Ale Tomek tylko pokręcił głową. Wojtek odwrócił wzrok. A Krzysztof, obejmując psa, cicho szepnął: Ale jeszcze nie wiemy, kogo on prowadzi za sobą.
Te słowa zawisły w powietrzu jak zapowiedź czegoś znacznie większego. Wtedy żaden z nich nie podejrzewał, iż ten pies zaprowadzi ich na granicę życia i śmierci. Pies obudził się nagle, jakby ktoś przekręcił wyłącznik.
Zerwał się na łapy, ledwie Krzysztof zdążył złapać go za obrożę. Mokra sierść przykleiła się do boków, oddech był urywany, oczy płonęły dziwnym blaskiem. Ciągnął ku burtom, szarpnął się tak gwałtownie, iż Krzysztof omal nie runął na metalowy pokład.
Spokojnie, spokojnie Krzysztof przycisnął go do siebie, czując, jak pies wije się w jego rękach, jak serce pod mokrą sierścią wali, jakby chciało wyrwać się na zewnątrz. Tomek podbiegł z kubkiem gorącej zupy.
Para unosiła się w zimne powietrze, mieszając z ostrym zapachem słonej wody. No, na! Zjedz choć trochę! podsunął kubek pod pysk, ale pies choćby nie spojrzał. Znów rzucił się ku burcie, pazury drapiąc po metalu.
Dźwięk pazurów rwał uszy jak nóż tępy materiał. Marek podszedł bliżej, mrużąc oczy. Wiatr bił go w twarz, jakby namawiał, żeby wrócił na mostek i o wszystkim zapomniał.
Po co on tam ciągnie? zapytał, głos mu zadrżał, ale zaraz stał się twardy. Zwariował całkiem? Wojtek stał nieco dalej, ręce w kieszeniach. Wargi zaciśnięte, wzrok wbity w horyzont.
Milczał, ale w środku kipiał, choć sam bał się to przyznać. Krzysztof pogłaskał psa po głowie, czując, jak sierść wciąż zimna i szorstka od słonej wody. Nie rzuca się tam bez powodu, widzicie? Cały czas tam patrzy wskazał w stronę mglistej linii horyzontu.
On coś wie. Może tam ktoś na niego czeka. Tomek przysiadł obok, postawił kubek na pokładzie.
Para z gorącej zupy wiła się w górę, rozpływając w wilgotnym powietrzu. Dotknął mokrego boku psa, szepnął: Dziewczyno, kto tam na ciebie czeka? Twój człowiek? A może ktoś inny? Nie płynąłeś tu przecież bez powodu, co? Pies zawył cicho, przeciągle, jakby opowiadał coś, czego nie mógł wyrazić słowami. To wycie przetoczyło się po pokładzie i zniknęło w mgle, rozpływając się wśród jęków fal.
Wojtek w końcu się odezwał, zaciśniętymi zębami: Nie możemy tak po prostu odejść. Rozumiecie? jeżeli pies chce wrócić w sztorm, to znaczy, iż tam jest coś ważniejszego niż jego życie. Marek odwrócił się, patrząc na rosnące fale.
Sól wżerała się w skórę, zostawiając gorzki posmak na wargach. Przesunął dłonią po twarzy, jakby chciał zetrzeć całą tę scenę. Musimy trzymać kurs mruknął, ale głos już nie brzmiał tak stanowczo.
Tomek podniósł kubek, pociągnął łyk. Gorący płyn sparzył gardło, ale choćby nie drgnął. Pamiętam jedną historię powiedział, patrząc na psa.
Jak byłem dzieciakiem, u nas w domu, jeden owczarek skoczył do rzeki za swoim panem. Facet utonął, a pies płynął z prądem jeszcze trzy dni, aż padł. Nikt go nie mógł powstrzymać. Po prostu wierzył. Spojrzał na Marka. Ten też wierzy. Wierzy tak mocno, iż gotów jest skoczyć z powrotem w śmierć.
Pies zawył znowu, teraz głośniej, wyżej jak krzyk duszy. Krzysztof objął go, czując, jak drżą łapy, jak ciepły oddech uderza w szyję. Wojtek podszedł bliżej, położył dłoń na ramieniu Marka.
Zawsze mówiłeś, iż morze nie wybacza słabym. Może to właśnie ten silny, o którym ciągle marzyłeś? Marek odwrócił się gwałtownie, spotykając wzrok psa.
Te oczy wypalały go na wylot. Nie było w nich strachu tylko niema prośba i żelazna determinacja. Wciągnął powietrze, czując, jak zimny wiatr pali płuca, jak zapach mokrej sierści miesza się z ciężkim odorem mazutu.
I co proponujesz? zapytał, chociaż już znał odpowiedź. Krzysztof skin

Idź do oryginalnego materiału