Manifesty szeptem, czyli o zaklęciach dla przyszłości. Rozmowa z Magdaleną Franczak i Ludomirem Franczakiem

magazynszum.pl 3 dni temu

Marta Ryczkowska: Manifesty dla przyszłości to projekt realizowany w Dzielnicowym Domu Kultury „Węglin” w Lublinie. Jak narodziła się idea tej inicjatywy i jak z czasem ewoluowała?

Magda Franczak: Między pierwszą edycją Manifestów w 2021 roku a edycją z 2025 upłynęło sporo czasu, i to widać, także w sposobie, w jaki myślimy o rzeczywistości. Pamiętam dobrze tamten początek. To był czas pandemii, kiedy siedzieliśmy pozamykani w domach. Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, iż żyjemy w momencie pęknięcia, takim, w którym dotychczasowy porządek zaczyna się kruszyć w nieoczekiwany sposób. W tych szczelinach i zniekształceniach świata zobaczyłam jednak coś jeszcze: potencjał zmiany. Pojawiła się intuicja, iż być może jest więcej osób, które — podobnie jak my — dostrzegają w tym rozpadzie możliwość przekształcenia, stworzenia czegoś nowego. Z tej myśli zrodził się impuls, by manifestować te głosy, by dać im przestrzeń i formę. Ponieważ w tamtym czasie nie mogliśmy spotykać się w domach kultury ani we wspólnych salach, postanowiliśmy wykorzystać słup ogłoszeniowy przed Dzielnicowym Domem Kultury „Węglin”. Ten zwyczajny, codzienny obiekt stał się dla nas nośnikiem komunikacji: otwartym, dostępnym dla wszystkich, zewnętrznym miejscem dialogu. W ten sposób połączyły się dwie idee: myśl o przemianie rodzącej się z pęknięcia oraz pomysł na prosty, demokratyczny sposób dzielenia się nią z innymi. Z tych dwóch intuicji narodziły się Manifesty – projekt, który do dziś wyrasta z przekonania, iż choćby w zniekształceniach rzeczywistości można odnaleźć nowe kształty wspólnego myślenia.

1
Krytyka 17.01.2025

Scena polskiego niezalu, stan na styczeń 2025

Karolina Plinta Aleksy Wójtowicz

Ludomir Franczak: Istotnym kontekstem tamtego czasu była również sytuacja artystów podczas pandemii. Pracownicy instytucji kultury – domów kultury, teatrów, muzeów – mieli wówczas zapewnione etaty i bezpieczeństwo finansowe. Natomiast twórcy, niezwiązani na stałe z żadną instytucją, a zwłaszcza ci zajmujący się teorią i refleksją nad kulturą, często pozostawali bez środków do życia. Projekty były odwoływane, umowy nie dochodziły do skutku, zwykle podpisywane w ostatniej chwili, tym razem po prostu nie zostały zawarte. Projekt Manifesty wyrastał więc także z potrzeby zastanowienia się, w jaki sposób niewielki ośrodek kultury, jakim jest Dzielnicowy Dom Kultury „Węglin”, może realnie wesprzeć artystów. Nie tylko finansowo, ale też symbolicznie, przypominając, iż kultura wciąż istnieje i iż stoją za nią konkretne osoby. W czasie, gdy wszyscy byliśmy zamknięci w domach, masowo sięgaliśmy po kulturę: oglądaliśmy filmy i wystawy online, czytaliśmy książki. Paradoksalnie jednak w tym samym momencie zapominaliśmy o tych, którzy tę kulturę tworzą. Dlatego właśnie zdecydowaliśmy się oddać artystom do dyspozycji słup przed domem kultury – jako przestrzeń, w której ich głosy mogą wybrzmieć, choćby gdy drzwi instytucji pozostają zamknięte.

Maja ∀. Ngom, „Gruba skóra”, Kiosk ze Sztuką, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Diana Kołczewska
Maja ∀. Ngom, „Gruba skóra”, Kiosk ze Sztuką, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Magdalena Boruch

Czasami wszystko układa się w zaskakująco harmonijny sposób, przypadki rządzą światem. Minęły już cztery lata od pierwszej edycji Manifestów i to wystarczająco długo, by dostrzec subtelne, ale znaczące zmiany w podejściu do samej idei manifestu. Chciałabym porozmawiać o jego naturze, o tym, na ile dziś manifest wciąż jest potrzebny i nośny, czy przez cały czas spełnia swoją rolę. Każdy z manifestów, które powstały w ramach projektu, był inny, ale łączyła je wspólna refleksja nad miejscem sztuki w naszym życiu. jeżeli potraktujemy manifest jako rodzaj deklaracji, głosu wyrażającego potrzebę sztuki, to widać wyraźnie, jak bardzo zmienił się język, którym o niej mówimy. Jeszcze kilka lat temu określano sztukę mianem „miękkiej siły”, dziś coraz częściej mówi się o niej w kategoriach „narzędzia obronności”. Ten język staje się coraz bardziej zmilitaryzowany, co nie pozostaje bez wpływu na sposób, w jaki rozumiemy manifest: formę, która od zawsze kojarzy się z mocnym, wyrazistym gestem, z wystąpieniem, które niesie się niczym sztandar. Jestem bardzo ciekawa, jak postrzegacie dziś samą naturę manifestu.

MF: Myśleliśmy o manifeście jako o rodzaju głosu wypowiadanego szeptem, głosu delikatnego, ale znaczącego. Takiego, który nie dominuje, ale współbrzmi z innymi. Od początku traktowaliśmy go jako głos współdzielony, bo sami nie jesteśmy kuratorami w tradycyjnym sensie, ale osobami o artystycznym zapleczu, które używają swoich narzędzi twórczych, by troszczyć się o ten projekt i towarzyszyć mu. Dla nas samych manifestem stał się gest oddania głosu, wycofania się o krok, by pozostawić przestrzeń dla innych. To była nasza deklaracja: myśleć o manifeście nie jako o jednym, donośnym głosie, ale jako o przestrzeni umożliwiającej wybrzmienie wielu głosów. Bo – jak zauważyłaś – słowo „manifest” niesie ze sobą twarde, nieco konfrontacyjne skojarzenia. Dlatego długo zastanawialiśmy się, czy w ogóle go użyć. Ostatecznie zdecydowaliśmy się zachować je, ale z przypisem, z własnym rozumieniem tego, czym dla nas jest.

Projekt Manifesty wyrastał z potrzeby zastanowienia się, w jaki sposób niewielki ośrodek kultury, jakim jest Dzielnicowy Dom Kultury „Węglin”, może realnie wesprzeć artystów. Nie tylko finansowo, ale też symbolicznie, przypominając, iż kultura wciąż istnieje i iż stoją za nią konkretne osoby.

LF: Dla nas manifest to właśnie przestrzeń. My ją tworzymy, a ktoś inny może ją wypełnić. Korzystamy z przywileju współpracy z instytucją kultury, jaką jest Dzielnicowy Dom Kultury „Węglin” — i z dodatkowego wsparcia ministerstwa kultury. To daje nam pewien kapitał: nie tylko finansowy, ale też kulturotwórczy. I właśnie ten kapitał chcemy wykorzystać, by oddać scenę innym. W tym sensie manifestowanie staje się działaniem wspólnym, społecznym wydarzeniem, które dzieje się w konkretnej przestrzeni i w relacji. Od początku czuliśmy, iż słowo „manifest” jest zbyt jednoznaczne, zbyt głośne, iż kojarzy się raczej z wykrzyczeniem czegoś w twarz, bez oczekiwania odpowiedzi. Tymczasem nam zależy na czymś przeciwnym: na krążeniu głosu, na dialogu, na rezonansie. Jak powiedziała kiedyś Magda, myślimy o Manifestach dla przyszłości jak o kręgach na wodzie. Wrzucamy mały kamyk, gest, słowo, zaproszenie – i obserwujemy, jak kręgi rozchodzą się coraz szerzej, jak inni je podejmują, przekształcają, nadają im własne znaczenia. Dlatego wszystkim uczestnikom projektu mówimy: potraktujcie to jako wypowiedzenie swojego życzenia dla przyszłości. W gruncie rzeczy nasz projekt mógłby nosić tytuł nie Manifesty dla przyszłości, ale właśnie Życzenia dla przyszłości.

MF: Albo zaklęcia.

LF: Spells for better tomorrow.

Kiedy mówicie o naturze manifestu w waszym ujęciu, pojawia się w tym coś, co można by nazwać empatycznym współbyciem. Wasz projekt nie jest tylko wystawą czy zewnętrzną prezentacją; to także rozmowa, wymiana myśli i doświadczeń. Towarzyszą mu podcasty, które rozszerzają jego zasięg, tworząc jednocześnie dźwiękowe archiwum pamięci. Istotne są też spotkania, rozmowy po wernisażu, to wszystko, co wydarza się pomiędzy ludźmi – w przestrzeni relacji, niekoniecznie oficjalnej czy instytucjonalnej. Wokół wystawy powstaje więc cały ekosystem różnych form i mediów, które wzajemnie się przenikają. Chciałabym zapytać was o znaczenie tych form: dlaczego zdecydowaliście się właśnie na takie sposoby prezentacji i jakie mają one dla was znaczenie? Jak rozumiecie te różne narzędzia, po które sięgacie w procesie tworzenia projektu?

MF: Chciałabym zacząć od kontekstu miejsca, w którym realizujemy ten projekt. To dzielnicowy dom kultury na obrzeżach miasta, co samo w sobie jest dla nas znaczące. Nie jest to centrum, ale właśnie kolejny krąg rozchodzącego się kamienia, wracając do naszej metafory. Dla nas głosy z obrzeży są niezwykle ważne: to głosy mikrospołeczności, lokalności. Realizując projekt na obrzeżu, chcieliśmy też zwrócić uwagę na te przestrzenie, nadać im światło i widoczność. Dodatkowo wystawy realizowane są w Kiosku, przestrzeni, która z natury łączyła się z komunikacją i wymianą informacji. Kioski były miejscami, w których sprzedawano gazety, gdzie informacja rozchodziła się w różne strony. My traktujemy to miejsce jako przestrzeń do manifestowania sztuki i różnych głosów. Jest otwarte dla mieszkańców, którzy mogą odbierać wystawę w swoim tempie i w swojej czasowości, nocą, jednym spojrzeniem, albo poświęcając jej więcej czasu, spacerując, czytając i wpatrując się w szczegóły. Równie ważne są dla nas spotkania przy okazji wernisaży. Dzięki nim ludzie mają dostęp do głosu, do nas, do rozmowy, do wymiany myśli, czego nie mieliśmy w 2021 roku. Ta materialność jest dla nas istotna – zwłaszcza w świecie, który wydaje się rozpadać na kawałki. Tworząc spotkania, wystawy i udostępniając je, staramy się zbierać tę rzeczywistość i układać ją w nową konfigurację. Manifesty stają się więc formą składania, reorganizacji, nadawania sensu temu, co się dzieje. Dodatkowo podcasty, które powstają po rozmowach i wernisażach, umożliwiają uczestnictwo tym, którzy nie mogą być obecni fizycznie, osobom mieszkającym daleko lub mającym ograniczony dostęp. Dzięki nim projekt staje się bardziej otwarty, bardziej dostępny, pozwalając na uczestnictwo i współtworzenie również w przestrzeni wirtualnej.

Jaśmina Wójcik, „Flagi”, Kiosk ze Sztuką, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Jacek Świerczyński

LF: Działając w ramach tego projektu, staramy się myśleć transdyscyplinarnie, nie ograniczamy się do jednej dziedziny sztuki, nie zastanawiamy się nad tym, jaką dyscyplinę reprezentują zapraszani twórcy. Zapraszamy po prostu osoby, które uważamy za interesujące, szczególnie w kontekście rozmowy o przyszłości. Różnorodność projektu widać najlepiej latem. W Kiosku prezentowana była wystawa Mai Ngom, na domach kultury w Węglinie i na Czubach wisiały flagi Jaśminy Wójcik, na słupie zmieniały się wystawy: przez miesiąc pokazywaliśmy Manifest edukacji empatycznej Jaśminy Wójcik, a potem manifest Ani Witkowskiej. W międzyczasie nagraliśmy także podcast z Anią i Jaśminą, który potem ukazał się online. Projekt w ogóle zaczął się od wydarzeń performatywnych: z jednej strony działała grupa szum Agata Siniarska, Małgorzata Siniarska i Ilia Subkow, z drugiej strony powstał soundscape Marcina Dymitera, który zachęcał do refleksji nad ciszą. Wtedy też pojawiła się pierwsza odsłona flag Jaśminy Wójcik. Zapraszamy także osoby bardziej teoretycznie zorientowane w sztuce i kulturze, swój manifest przygotował Edwin Bendyk, który – podobnie jak my – zwraca uwagę na wartość obrzeży, czyli miejsc poza centrum, dostrzegając w nich potencjał przyszłości kultury. Tworzenie małych, lokalnych przestrzeni jest więc świadomym wyborem artystycznym, naszym wyborem, bo sami od zawsze żyjemy na obrzeżu. Lublin, choć tytuł Europejskiej Stolicy Kultury jest dla niego istotny do 2029 roku, po tym okresie wróci do swojej naturalnej obrzeżowości.

Dla nas głosy z obrzeży są niezwykle ważne: to głosy mikrospołeczności, lokalności. Realizując projekt na obrzeżu, chcieliśmy też zwrócić uwagę na te przestrzenie, nadać im światło i widoczność. Dodatkowo wystawy realizowane są w Kiosku, przestrzeni, która z natury łączyła się z komunikacją i wymianą informacji.

MF: To także pokazuje, jak przesuwają się centra – iż niekoniecznie są one miejscami geograficznymi, ale często istnieją w naszej głowie albo tam, gdzie w danym momencie coś się dzieje. Manifesty pomagają nam zwrócić na to uwagę: centra są tam, gdzie je sami tworzymy, tam, gdzie powstają dla nas ważne momenty i znaczące doświadczenia.

1
Podcast 15.11.2024

Godzina Szumu #126 Marta Ryczkowska

Karolina Plinta; postprodukcja: Izabela Smelczyńska

LF: Chodzi nam również o to, iż tak jak myślimy niedyscyplinarnie, myślimy też niecentrycznie. Kategorie „centrum” i „obrzeża” tracą dla nas znaczenie, bo centrum może być wszędzie. Niedawno byliśmy na wydarzeniu Centrum Światów – tutaj, w Przemyślu – i poczuliśmy potrzebę redefinicji pojęć związanych z kulturą, także w kontekście pozakapitalistycznym. System kapitalistyczny, w którym funkcjonujemy, zawsze szuka centrów, mierzy wartość kultury w kategoriach ekonomicznych, organizuje konkursy, wycenia kapitałowo różne działania. Dzięki temu, iż działamy na obrzeżu, możemy na chwilę o tym zapomnieć. Obrzeża mają też tę zaletę, iż reflektory rzadko są w nie skierowane, więc istnieje przestrzeń, w której można eksperymentować, tworzyć i próbować nowych form – zawsze z pełnym poszanowaniem lokalnej społeczności. To jej przestrzeń, my jesteśmy tylko gośćmi, współtworzymy ją na tyle, na ile możemy. Projekt jest różnorodny na wielu płaszczyznach. Pokazuje różne sposoby tworzenia kultury, a także eksperymentuje z kategoriami ruchomości: centrum, poza centrum, obrzeża. Te wszystkie pojęcia, o których ciągle myślimy i o których słyszymy, nagle tracą znaczenie, kiedy wieczorem stajemy na wernisażu w Kiosku ze sztuką. Wtedy liczy się coś zupełnie innego: obecność, doświadczenie i możliwość wspólnego działania.

Myślę też o przyszłości, którą próbujecie uchwycić w manifestach. Artystki w swoich projektach próbują robić coś podobnego: dają wskazówki, jak tę przyszłość można czytać, jakby rzucały delikatne zaklęcia, które podpowiadają, co nas może czekać. Jestem zwolenniczką takiej teorii, iż cząstki przyszłości są już obecne w teraźniejszości. Możemy je obserwować, łączyć kropki i na tej podstawie próbować wyobrazić sobie to, co nadchodzi. Czy na podstawie manifestów, które powstały w tym roku, jesteście w stanie podjąć taką próbę: wróżbiarską, spekulatywną, eksperymentalną? Lekką grę z przyszłością, w której próbujemy ją odczytać, podążyć za wskazówkami artystów i wyobrazić sobie możliwe scenariusze?

MF: To jest bardzo trudne pytanie, bo wiadomo, iż nie wiemy, co nas czeka.

LF: Chyba mogę zacząć od tego, iż w Manifestach dla przyszłości specjalnie zostawiamy ten malutki przyimek „dla”, bo w gruncie rzeczy są to raczej życzenia, które wypowiadamy. Nie próbujemy przepowiadać przyszłości ani określać, jaka ona będzie, chcemy ją aktywnie współtworzyć. Wspólnie z artystkami i teoretykami kultury tworzymy różnorodne narzędzia, które pomagają nam w tej pracy. Przykładem może być projekt z Petrem Dlouhý, kuratorem z Pragi, z którym współtworzymy talię kart wzorowaną na tarocie: narzędzie pozwalające refleksyjnie myśleć o możliwościach i kierunkach, w jakich może się rozwijać kultura i życie społeczne.

MF: Chciałabym podkreślić, iż tarot, który tworzymy, nie przepowiada przyszłości. Nie służy do wróżenia, ale jest narzędziem, które pozwala myśleć o przyszłości, o tym, czego brakuje nam w codziennych praktykach, co moglibyśmy zmienić, jak inaczej możemy spojrzeć na świat. Podobnie są skonstruowane manifesty. Manifest edukacji empatycznej Jaśminy Wójcik pokazuje, jak mogłaby wyglądać edukacja, gdybyśmy byli uważniejsi, gdybyśmy potrafili spojrzeć na dzieci, które mogą stać się naszymi przewodnikami i pokazać nam nowe perspektywy. Manifest ten zmienił się od czasu pierwszej edycji w 2021 roku, kiedy zapraszaliśmy część tych samych osób, by porównać, co dziś jest dla nich ważne. Czas nieustannie się przesuwa, to, co było początkiem naszej rozmowy, jest już w przeszłości, a my wciąż próbujemy uchwycić przyszłość, która na naszych oczach staje się teraźniejszością, a potem przeszłością. Zapraszając ponownie twórców, którzy przygotowywali manifesty w 2021 roku, mogliśmy spojrzeć na ich wcześniejsze myśli z dystansu i zapytać: co dla nich dziś oznacza ta praktyka, jak zmieniło się ich spojrzenie, które elementy wciąż pozostają ważne? Dla niektórych te wcześniejsze życzenia okazały się inaczej rozumiane, ale przez cały czas mają znaczenie. Dzięki zatrzymaniu się w 2025 roku mogliśmy zweryfikować przeszłe myśli i zauważyć, jak wiele z nich wciąż rezonuje, jak wiele doprowadziło nas do momentu, w którym jesteśmy teraz. Te myśli i obrazy tworzą rodzaj sieci w naszych głowach, splatają się przez cały czas, kształtując nasze refleksje. Moment manifestów pozwala nam je uchwycić, przyjrzeć się im, zastanowić, czym są dla nas dziś, a także zrozumieć, jak wpływają na nasze działania i wyobrażenia o przyszłości.

szum (Agata Siniarska, Małgorzata Siniarska, Ilja Subkoff), „Cisza/Hałas”, wydarzenie performatywne w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Magdalena Boruch
Kama Sokolnicka „Fałdy 2″, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Kat Kubiak

Myślę też o tym, co mówisz o zmianach, które zaszły między 2021 a 2025 rokiem – o tym, jak projekt ewoluował. Czy postrzegacie te kolejne realizacje jako wynikające jedna z drugiej, czy raczej jako zupełnie niezależne przedsięwzięcia, które mają swoją odrębną specyfikę, a łączy je jedynie fakt, iż powstają w tym samym lub podobnym miejscu?To raczej ciągłość, continuum, czy zbiór odrębnych projektów, które dialogują ze sobą tylko w sposób nieformalny?

LF: Dla nas ważna jest także ekologia pracy. To, co zostało stworzone w 2021 roku, nie trafia do śmietnika ani nie jest zamykane w archiwach, korzystamy z wytworzonej wówczas wiedzy. Myśląc o projekcie w 2025 roku, a także przygotowując wniosek do ministerstwa, naturalnie odwoływaliśmy się do tego, co działo się w 2021. Jak mówiła Magda, patrząc z tej perspektywy jesteśmy już w przyszłości – nie w sensie latających taksówek czy kosmicznych strojów, ale w tym, co dla nas oznacza teraźniejszość jako moment przemiany. Zastanawialiśmy się, jak osoby, które tworzyły manifesty w 2021 roku, postrzegają tę przyszłość dzisiaj, z perspektywy swoich wcześniejszych doświadczeń. Jednocześnie za każdym razem wyznaczamy nowy krąg zainteresowań, wychodzący z naszych aktualnych refleksji. To pozwala otworzyć linie, które w 2021 roku były mniej widoczne lub jeszcze nieobecne. Na przykład pełnoskalowa wojna w Ukrainie, która wybuchła w 2022 roku, wcześniej funkcjonowała raczej na obrzeżach naszej świadomości. Dlatego zaprosiliśmy także nowe osoby, które mogły opowiedzieć, co wydarzyło się pomiędzy 2021 a 2025 rokiem. Patrząc z tej perspektywy, projekty z 2021 i 2025 roku przenikają się nawzajem. Efektem tego jest także publikacja powstająca na zakończenie projektu, która zbiera wszystkie manifesty w jeden tom, stając się jednocześnie samodzielnym manifestem. Główną redaktorką książki jest Zuza Berendt, która zaproponowała, aby nie tworzyć katalogu wystawy, ale pełnowartościową publikację, zapraszając do współtworzenia wszystkich uczestników manifestów z lat 2021–2025. W ten sposób dwuetapowy projekt scalany jest w jeden ciągły proces, jedno doświadczenie. jeżeli pojawiłyby się kolejne Manifesty dla przyszłości, to z pewnością korzystałyby z doświadczeń i materiałów powstałych w latach 2021–2025.

MF: Podejrzewam, iż te wszystkie myśli będą w nas krążyć. I właśnie to jest dla mnie w manifestach najpiękniejsze, ich organiczność. Organiczność w sposobie myślenia o projekcie oraz kształcie samego projektu. Wyobrażam sobie też granice tego przedsięwzięcia, gdybyśmy chcieli nadać mu formę jako nieostre, rozmyte, płynne. Podobnie jak nasze obecne refleksje, które już wpływają na przyszłość, kształtując ją powoli, subtelnie. I stąd bierze się to poczucie rozmycia, które jest dla nas tak istotne.

Mówicie o tym, iż powstanie książka, książka artystyczna, która sama w sobie funkcjonuje jako manifest. Zastanawiam się, czy mogłaby ona pełnić rolę handbooka, takiego przewodnika po przyszłości. Dla kogo mogłaby być przydatna? To oczywiście pytanie czysto konceptualne, wiadomo, iż nie będziemy jej po prostu podsuwać politykom pod drzwi (choć może oni też mogliby być jedną z grup docelowych). Chodzi raczej o to, czy potraficie wyobrazić sobie osoby, dla których ta książka mogłaby być naprawdę wartościowa, inspirująca lub użyteczna w ich pracy, w ich myśleniu o przyszłości i kulturze.

MF: W naszym przekonaniu ta książka jest dla wszystkich, bo takie są manifesty. Są zróżnicowane, prezentują różne punkty widzenia na tę samą rzeczywistość, na naszą wspólną rzeczywistość. jeżeli myślimy o niej jako o przestrzeni, która dotyczy nas wszystkich i o którą chcielibyśmy się troszczyć, co samo w sobie jest rodzajem zaklęcia: troszczmy się o naszą rzeczywistość, o siebie nawzajem, to publikacja staje się przestrzenią otwartą na wszystkie te głosy, które mogą z niej skorzystać. Może funkcjonować jako handbook, który można otworzyć na dowolnej stronie, przeczytać fragment, obejrzeć część wizualną i uczynić z tego swoją myśl dnia. Teksty w niej zawarte nie są długie, zostały specjalnie zaprojektowane tak, by pasowały do współczesnych, szybkich i przerywanych czasów. Można je czytać w tramwaju, mieć w torebce i w dowolnym momencie się nimi posilić. o ile są osoby, które potrzebują takiej inspiracji, małej porady lub chwili refleksji, ta książka mogłaby im to zaoferować. I w tym sensie zarówno forma, jak i treść publikacji są praktycznym narzędziem dla wszystkich, kto chce aktywnie myśleć o przyszłości.

1
Krytyka 05.07.2014

SZTUKA NA GORĄCO: Lublin pełen cudów

Karolina Plinta

LF: W tej książce pojawiają się różne gęstości, są teksty wymagające większego skupienia, ale są też obrazy, a treść wizualna również jest językiem, tylko takim, który w naszej kulturze wizualnej odbieramy inaczej niż tekst. Te wizualne komunikaty bywają dla nas czytelniejsze niż długie teksty. Różnorodność form i sposobów przekazu sprawia, iż książka staje się wielowymiarową przestrzenią komunikacji. Duży wkład w tę wizualną część wnosi lubelska grupa Kilku.com, której interesujące pomysły graficzne stały się integralną częścią całego projektu.

MF: Część graficzna książki, czyli to, w jaki sposób wygląda, jest również manifestem projektantów książki. Zależało nam na zachowaniu otwartości i dialogu, tak aby projektowa strona publikacji była pełnoprawną, artystyczną wypowiedzią. Nie chcieliśmy, by była to realizacja zamówienia czy zlecenia – każda osoba mogła w pełni wyrazić swój głos. W ten sposób prowadziliśmy dialog z projektantami książki.

Jaśmina Wójcik, „Flagi”, Kiosk ze Sztuką, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Jacek Świerczyński
Inga Levi, „Yaw-roll-pitch”, Kiosk ze Sztuką, wystawa w ramach projektu „Manifesty dla Przyszłości”, fot. Kat Kubiak

LF: Projekt opiera się na zaproszeniach różnych osób do współpracy. Kiedy kogoś zapraszamy, nasze oczekiwania się kończą – dajemy tylko background, szkielet w postaci tekstu kuratorskiego, opowieści o projekcie. W jaki sposób się wypowiedzieć? Każdy wiedział, iż w książce może mieć kilka stron do swojej dyspozycji. Zebraliśmy te propozycje i teraz są składane w spójną całość. Książka będzie miała niewielki format, tak aby mieściła się do kieszeni czy torebki. Dodatkowo do publikacji powstały karty, przygotowane przez 22 osoby związane z projektem – artystki, artystów, teoretyków, ale też osoby zajmujące się promocją. Zaprosiliśmy także organizację Warsaw Bauhaus, która działa na obrzeżach północnej Polski. Karty, podobnie jak książka, pobudzają do myślenia o przyszłości – wyciągamy kartę, analizujemy hasło, pytania je rozszerzają. Zarówno karty, jak i publikacja mają inspirować do refleksji nad możliwymi przyszłościami, zachęcać do spekulatywnego patrzenia na to, co dzieje się tu i teraz, oraz zastanowienia się, co chcielibyśmy przenieść ze sobą w przyszłość. Projekt składa się z szeregu takich „kapsuł”, w tym również podcastów, które wysyłamy do przyszłości niczym zamknięte butelki wrzucone do morza. Nie wiemy, do kogo ostatecznie dotrą – zależy od tego, jak popłyną fale i powieje wiatr. Oczywiście są osoby, które na pewno otrzymają publikację i będą nią aktywnie zainteresowane, ale równie ważne jest, iż znajdzie się również grupa odbiorców, którzy natrafią na nią zupełnie przypadkowo.

MF: Dla nas bardzo ważne było, iż publikacja będzie tym, co zostaje i przenosi nas w przyszłość. Możemy ją zabrać ze sobą, otworzyć w dowolnym momencie, w przeciwieństwie do wystaw czasowych. Tegoroczne manifesty zaczęły się w maju wystawą Jaśminy Wójcik w kiosku i koncertem, a potem ewoluowały poprzez kolejne projekty. Jeszcze w przyszłym tygodniu otwieramy wystawę Kamy Sokolnickiej Fałdy, związaną z Europejską Stolicą Kultury. Publikacja i karty są więc tym, co utrwala te doświadczenia i przenosi do przyszłości.

Tarot, który tworzymy, nie przepowiada przyszłości. Nie służy do wróżenia, ale jest narzędziem, które pozwala myśleć o przyszłości, o tym, czego brakuje nam w codziennych praktykach, co moglibyśmy zmienić, jak inaczej możemy spojrzeć na świat. Podobnie są skonstruowane manifesty.

LF: Idea fałd Kamy Sokolnickiej pojawiła się już na wystawie otwarcia w kwietniu, zanim projekt został oficjalnie ogłoszony. Wystawa miała miejsce w Kiosku ze sztuką i była dostępna dla mieszkańców, którzy mogli z niej korzystać. W swojej pracy Kama nawiązuje do koncepcji fałdy Deleuze’a – francuskiego filozofa, który postrzega rzeczywistość jako pofałdowaną przestrzeń. Widzimy tylko pewną perspektywę, horyzont, tak jak w górach – widzimy wierzchołek, ale nie wiemy, co kryje się za nim. Ta metafora doskonale wpisuje się w projekt, ponieważ przyszłość również jawi się jako pofałdowana przestrzeń. W te fałdy wrzucamy drobne elementy projektu – podcasty, publikacje, karty – które pozostaną dostępne jako swego rodzaju echa i ślady tej pracy.

MF: Ten projekt mógłby żyć w przyszłości, a jednocześnie odnosi się do tego, w jaki sposób można go jeszcze manifestować. Wracając do Kamy Sokolnickiej i kontekstu czasowości projektu, ważne jest dla nas, iż jej wystawa pojawia się zarówno w przeszłości, jak i w przyszłości. Kama rozpoczęła edycję 2025 wystawą, a jednocześnie – niejako ją kończy, jako ostatnia z zaproszonych osób. Wykorzystując myśl o rzeczywistości jako o pofałdowanej przestrzeni, praca Kamy nawiązuje do koncepcji z 2021 roku, pokazując zasłonę, którą możemy układać na różne sposoby. jeżeli przyrównamy ją do rzeczywistości, to niewidoczna część fałdy w kolejnym momencie może ujawnić się jako wypukły element. Nigdy nie wiemy, co się ujawni ani co kryje się w zagięciach. W tym kontekście projekt Kamy odwołuje się też do europejskiej historii kultury, wskazując na różne stopnie transparentności – rzeczy widoczne i niewidoczne, informacje ukryte, niedostępne dla wszystkich, które niosą ze sobą pewne ryzyka. Manifesty dla przyszłości, ze względu na długość trwania, mogłabym porównać do maratonu, w którym szukamy wspólnych ścieżek, dialogów, staramy się odnaleźć miejsce dla wszystkich uczestników w tej pofałdowanej rzeczywistości – tak, aby każdy mógł znaleźć swoją przestrzeń.

Idź do oryginalnego materiału