Jestem ojcem dwójki dzieci. Kocham je, jestem dla nich obecny i one to czują. Staram się być dobrym tatą. Ale jako mąż… od dawna czuję się obcy. Od trzech i pół roku jestem w związku z Olą. I choć to trudne, to właśnie przy niej odżyłem. To ona przywróciła mi poczucie, iż można jeszcze kochać.
Ola jest w bardzo podobnej sytuacji. Jej mąż ją zdradził. Próbowała to wszystko posklejać, dać drugą szansę, ale jak to często bywa – po zdradzie trudno zbudować coś prawdziwego. Zamiast bliskości – niedomówienia i ciągłe napięcie.
U mnie wszystko zaczęło się od tego, iż po szesnastu latach wspólnego życia dowiedziałem się, iż moja żona mnie zdradza. Najpierw był szok i myśl o rozwodzie, ale… zostaliśmy razem ze względu na dzieci. Dla nich wyglądamy jak zgodna rodzina, ale wewnątrz już nic nie działa. Mieszkamy razem jak współlokatorzy. Ona żyje swoim życiem, ja swoim.
Tuż przed Nowym Rokiem wyjechałem służbowo. Wtedy poznałem Olę – przyjaciółkę mojej siostry. Najpierw była rozmowa, potem spotkania dwóch zmęczonych dusz. Z czasem to przerodziło się w coś więcej. Coś prawdziwego.
Nasze małżeństwa były już w rozsypce. Ola też została zraniona. Jej mąż – prezes jakiejś firmy – zakochał się w młodszej sekretarce. Gdy wszystko wyszło na jaw, Ola również zdecydowała, iż nie będzie rozwodu. Została – jak ja – ze względu na dzieci.
I pewnie tak byśmy żyli: w swoich „niby rodzinach”, znosząc codzienność, chowając ból. Ale spotkaliśmy siebie. Dwoje ludzi, którzy przestali wierzyć w miłość, a jednak ją znaleźli. Tylko co teraz?
Mamy uczucia. Mamy siebie. Ale mamy też zobowiązania, dzieci, strach przed zmianą. Wiek nie ten, by wszystko rzucać. A jednak… ile jeszcze życia zostało, by przeżyć je naprawdę?
Nie mamy odpowiedzi. Wahamy się. Kochamy się, ale boimy się tego, co będzie dalej. Czy warto zaczynać wszystko od nowa? Czy ktoś z was był w podobnej sytuacji? Czy ktoś kiedyś odważył się postawić wszystko na jedną kartę… i nie żałował?