Recenzja zawiera niewielkie spoilery dot. serialu "Dojrzewanie" Netfliksa
Początek serialu, oddział policji wyważa drzwi domu rodziny Millerów. Matka w panice kładzie się na ziemi, ojciec zalewa funkcjonariuszy serią pytań, a starsza córka cała we łzach pada w progu łazienki. Uzbrojeni policjanci wchodzą na piętro, gdzie znajdują 13-letniego Jamiego leżącego jeszcze w piżamie w łóżku. To jego właśnie szukają. Chłopiec dowiaduje się, iż służby zamierzają aresztować go pod zarzutem morderstwa.
I tym sposobem w czteroodcinkowym "Dojrzewaniu", które w całości zostało nakręcone w jednym – ciągnącym się ponuro – ujęciu, zanurzamy się w mroku towarzyszącym realiom współczesnej młodzieży. Zainspirowany prawdziwą historią zbrodni Stephen Graham, którego możemy znać z ról Ala Capone w "Zakazanym imperium" i skinheada Combo w "To właśnie Anglia", z różnych perspektyw pokazuje chłopięcą nienawiść i niebezpieczną potęgę internetu.
"Dojrzewanie" to hit Netfliksa, który zostanie z nami na długo (RECENZJA)
W pierwszym odcinku miniserialu, który Graham współtworzył z Jackiem Thornem ("Toksyczne miasto"), razem z Jamiem i jego rodziną przechodzimy przez proces aresztowania – od przedstawienia chłopcu przysługujących mu praw, przez kontrolę osobistą, aż po pierwsze przesłuchanie.
Chłód bijący od funkcjonariuszy i betonowych ścian komendy sprawia, iż chcąc nie chcąc czujemy do zatrzymanego empatię (tym bardziej iż jest nim przecież dziecko). Scenarzyści zaszczepiają w głowie widza istny mętlik i gdy myślimy, iż najgorsze mamy już za sobą, bombardują nas jeszcze mocniejszymi informacjami w sprawie.
Drugi odcinek zabiera nas na teren szkoły, w której nauczyciele mają brak jakiejkolwiek rzeczywistej kontroli nad uczniami. W ich telefonach roi się od mizoginistycznych komentarzy, seksualizacji kobiet i oskarżeń o bycie incelem. Funkcjonariusze niezaznajomieni z obecnym stanem rzeczy podchodzą do sprawy tak, jakby zatrzymali się w czasie w latach 90. – w erze przed powszechnym dostępem do internetu.
W przedostatnim odcinku "Dojrzewania" śledzimy poczynania psycholożki klinicznej, która pod kątem behawioralnym stara się odkryć prawdziwą twarz aresztowanego 13-latka. Finał zaś w całości jest poświęcony pozostałym członkom rodziny Millerów, którzy – za co trzeba pochwalić Grahama i Thorne'a – nie są przykładem patologii, a standardowej rodziny. Dzięki temu twórcy walczą ze stereotypem, zgodnie z którym problem rosnącej radykalizacji wśród chłopców dotyczy nie tylko nizin społecznych.
"Dojrzewanie" bierze na warsztat przede wszystkim "filozofię" spopularyzowaną przez alt-rightowych samozwańczych guru internetu (m.in. Andrew Tate'a) i to, jak łatwo znajduje ona swoich wyznawców wśród młodzieży, która z seksistowskimi sloganami na ustach coraz szybciej żegna się z dzieciństwem.
Stephen Graham w roli ojca Jamiego, Eddiego Millera, daje największy popis w swojej karierze – ci, którzy znają go z innych kreacji, prawdopodobnie wiedzą, iż to jeden z najbardziej niedocenionych aktorów brytyjskiego kina. Siedząc przed ekranem telewizora, mamy wrażenie, jakbyśmy wcale nie oglądali profesjonalnie wyprodukowanego serialu aktorskiego, a ociekający naturalizmem dokument.
Jako Jamiego twórcy obsadzili Owena Coopera, który dotąd miał pustą filmografię. Aż w głowie się nie mieści, iż ten nastolatek już na samym starcie dał występ godny nagrody BAFTA.
"Dojrzewanie", w którym zagrali również Ashley Walters ("Bullet Boy"), Erin Doherty ("The Crown"), Christine Tremarco ("Ksiądz") i Faye Marsay ("Andor"), to seans obowiązkowy dla rodziców, nauczycieli i innych osób pracujących z dziećmi.