ANTONINA TOSIEK: – Z pewnością wszyscy nosimy opowieści, którym literackość byłaby zupełnie zbędna. Granice między literaturą fikcjonalną a pamiętnikiem nie są wcale oczywiste – to gatunki przenikające się, pamiętnik także w dużym stopniu jest tekstem kreacyjnym. Gdy byłam na początku studiów polonistycznych, chciałam się zajmować wizerunkami kobiet w prozie nurtu wiejskiego. W 2016 r. przypadkiem trafiłam na egzemplarz „Pamiętników chłopów”, teksty konkursowe z lat 30. w wyborze Leonory Stróżeckiej. Okazały się znacznie ciekawsze od fikcji, życie przerosło wyobraźnię. Dla mnie jako literaturoznawczyni świadomość autokreacyjności jest kluczowa, podczas lektury każdego tekstu auto/biograficznego trzeba mieć w sobie tę czujność. Dlatego tak ważna była dla mnie weryfikacja faktów: jeżeli bohaterka pisała o rzece, sprawdzałam odległości i realność opisu. Książka powstała na podstawie 840 przebadanych pamiętników z lat 1933–95, ale do publikacji weszła tylko część – te, które mogłam uznać za rzetelne. Po mnie sprawdzała je jeszcze redaktorka Magdalena Błędowska. Dzięki temu naddatek stylizacji i pozy w wybranych przeze mnie pamiętnikach jest ograniczony, choć oczywiście są i takie, które mają rozmach niemal literacki.
Pisanie pamiętnika to coś innego niż spowiadanie się reporterowi lub etnografowi?
Myślę, iż tak – opowiadanie o sobie w rozmowie i w tekście to zupełnie różne doświadczenia. W historii mówionej dystans jest mniejszy: język potrafi nas wyprzedzić, zdradzić, zanim myśl się w pełni uformuje. Na papierze dystans rośnie, w analizach rozróżniam bohaterkę od autorki – często to dwie odmienne postaci.