Tekst z archiwum Film.org.pl
Nakręcić dobry film na podstawie prozy Stephena Kinga to niełatwe zadanie. Udało się ono tylko nielicznym, między innymi Stanleyowi Kubrickowi, który nakręcił film na podstawie powieści Lśnienie. Jak na ironię, ten film jest najbardziej “nielubiany” przez Stephena ze wszystkich filmowych adaptacji. King tłumaczył to dużymi odstępstwami od książkowego pierwowzoru. Pisarz ceni sobie wierne odwzorowanie powieści na ekranie. Było jeszcze parę udanych adaptacji, o czym w dalszej części tekstu. Na początku pragnę także nadmienić, iż nie uświadczycie Łowcy snów w kinie. Pierwotnie miał być w okolicach czerwca, ale dystrybutor zdecydował od razu wydać film na nośnikach. Nieładnie. A teraz o samej treści.
Czterech facetów – Jonesy, Henry, Beaver i Pete, to wieloletni przyjaciele – znają się od dzieciństwa. Jak co roku, wybierają się do domku położonego w środku lasu. Tam dobrze się bawią, piją, wspominają stare czasy. Pete i Henry udają się pewnego dnia do sklepu po uzupełnienie zapasów, a w tym samym czasie do ich domku trafia tajemniczy człowiek, który błądził po lesie dwa dni. Jonesy i Beaver pomagają mu. Gość ma na twarzy dziwne czerwone odmrożenie oraz wydala z siebie nieprzyjemne gazy. Po kilku godzinach dwójka przyjaciół stwierdza, iż coś wyszło z ciała przybysza. W tym samym czasie, wracając ze sklepu, Henry i Pete ulegają wypadkowi, a pobliskie miasteczko zajmuje oddział wojska, odgradzając miasto od świata i zarządzając kwarantannę przeciw obcej formie życia, która rozprzestrzenia się jak wirus…
Tak mniej więcej w uproszczeniu przedstawia się treść tego filmu, zresztą dość średniego. Niestety, jak to w przypadku niemal każdej adaptacji, nie przedstawiono tak wspaniale postaci, jak czyni to King w swoich zwykle rozbudowanych powieściach. Wszystko pokazane jest po łebkach. Bohaterowie i ich problemy przez pierwsze pół filmu prezentowani są dość dokładnie, drugie pół filmu trwa jakieś 20 minut i w tej części jest już dość głupio, bez napięcia i polotu; całkiem inaczej przedstawiało się to w książce, gdzie o wiele bardziej rozszerzony był wątek Szarego i Jonesy’ego, a pościg miał o wiele większe napięcie i był po prostu ciekawszy.
Łowca snów jest kolejnym, dużym filmem (mam tu na myśli środki i produkcję), który niestety nie do końca wypalił. Obsada jest dobra, choćby bardzo (Morgan Freeman, Tom Sizemore), niestety, aktorzy nie potrafią ciekawie odegrać postaci, które stworzył King. Całkowicie inaczej sobie ich wyobrażałem czytając powieść i obcując z bohaterami na sporej liczbie stron. Duddits bardziej śmieszy, niż napawa szacunkiem, miłością i przyjaźnią, Kutz wcale nie jest dowódcą demonicznym i budzącym ogromny strach wśród podwładnych (jak i samych widzów), także postać Szarego raczej budzi politowanie niż zgrozę. Jedyne, co ratuje tę postać, to całkiem dobra gra Damiana Lewisa, który w filmie wciela się w postać Jonesy’ego, ukazując pobyt Szarego w swoim wnętrzu w sposób dość interesujący i przemyślany, jako swojego rodzaju schizofreniczne zachowanie.
Nie udało się także dobrze przedstawić wędrówki Jonesy’ego po zakamarkach własnego umysłu. Odnoszę wrażenie, iż nie tak sobie to King wymyślił. Może film ten zostałby przeze mnie odebrany całkiem inaczej, gdybym go obejrzał na dużym ekranie. Niestety, nie było mi to dane. Całkowicie spłaszczona druga część filmu, odbiegająca od książki w stopniu znaczącym, średnie efekty specjalne, błędnie dobrana obsada i w żadnym niemal stopniu nie oddany klimat książki, która była pewnego rodzaju terapią dla pisarza cierpiącego męki po wypadku samochodowym, co zresztą w książce (a w filmie nie) widać. Ubolewam też na tym, iż Stephen King rzadko się ostatnio pojawia w swoich adaptacjach, co miał w zwyczaju czynić nader często we wcześniejszych latach.
Strona techniczna filmu także nie zachwyca, ani nie zaskakuje na żadnym kroku, co było plusem (należy tu nadmienić, iż jednym z niewielu) innej adaptacji, a mianowicie Sekretnego okna. Efekty bardziej śmieszą niż zachwycają, no i najczęstszy zarzut co do adaptacji horroru – film nie jest straszny w żadnym momencie (może poza zamknięciem łasicy w kiblu). Poza tym jest to raczej fantastyka w dość kiczowatym wydaniu, śmiesznie wyglądający Obcy i upośledzony chłopak w roli obrońcy świata. Wygląda na to, iż ciężko przenieść na ekran strachy i potwory Kinga, bo, jak łatwo zauważyć, wszystkie udane adaptacje pozbawione są tego czynnika, (Zielona mila, Skazani na Shawshank, Stań przy mnie czy Misery). W oczekiwaniu na kolejne adaptacje (a zapowiada się ich sporo), Łowcy snów stawiam słabą szóstkę…