Mąż zostawił list i odszedł: „Pokochałem inną”
— Teściowa dzwoniła, twój brat się rozwodzi — rzuciła podczas kolacji Jadwiga, patrząc na męża. Piotr milczał, wpatrując się w talerz. — Czemu nic nie mówisz? Popierasz go? Przecież porzuca troje dzieci! — Jadwiga poczuła, jak w środku rośnie w niej gniew.
— Jadziu, uspokój się — Piotr odsunął talerz. — Nie porzuca dzieci. jeżeli się rozwodzą, to mają ku temu powody. — Wstał i wyszedł z kuchni, zostawiając ją w osłupieniu. Jego chłodna reakcja zabolała jak ukłucie. Następnego dnia Jadwiga wróciła z pracy, zobaczyła na stole list i zdrętwiała, jakby rażona piorunem.
Jadwiga i Piotr przeżyli razem 27 lat w swoim przytulnym mieszkaniu w Poznaniu. I nagle — rozwód. Jak to możliwe? Jak ludzie, którzy przeszli tyle lat ramię w ramię, mogą się rozstać? A córka? Jadwiga nie mogła uwierzyć, iż ich życie się rozpada.
Poznali się, gdy Jadwiga, młoda studentka z małego miasteczka, przyjechała na studia do Poznania. Po zdanych egzaminach spacerowała z koleżanką nad Wartą. Na ławce chłopaki grali na gitarze, a Jadwiga, która uwielbiała takie piosenki, zatrzymała się, by posłuchać. Tam Piotr podszedł do niej, uśmiechnięty, z iskrą w oczach. Tak zaczęła się ich historia.
Spotykali się, mimo odległości. Jadwiga studiowała zaocznie, przyjeżdżała na sesje, a pomiędzy spotkaniami pisali do siebie listy — telefonów komórkowych wtedy nie było. Miłość rosła, a po roku urządzili skromny ślub. Mieszkali w wynajętym mieszkaniu. Jadwiga pracowała, uczyła się, opiekowała chorą matką Piotra. Dzieci długo nie było — dopiero po ośmiu latach urodziła się ich córka, Kinga. Jadwiga uważała to za cud.
Słowo „rozwód” brzmiało dla Jadwigi jak wyrok. Koniec świata. Nie wyobrażała sobie życia bez Piotra. Był jej opoką: wysoki, niezawodny, dla którego rodzina zawsze była na pierwszym miejscu. Nie byli idealną parą — Jadwiga dużo pracowała, dom często spoczywał na mężu. Ale do niedawna wszystkim to odpowiadało.
Wszystko zmieniło się, gdy brat Piotra ogłosił rozwód, zostawiając żonę z trójką dzieci. Jadwiga wpadła w panikę: a jeżeli i jej mąż ma kogoś? „Siwy włos na głowie, ale diabeł w sercu” — myślała, obserwując Piotra podczas kolacji. Milczał, a to milczenie ją przerażało.
— Popierasz brata? — nie wytrzymała. — Porzuca dzieci!
— Jadziu, nie zaczynaj — odciął się Piotr. — Mają swoje powody.
Nie uspokoiła się. Zaczęła kontrolować męża: dzwoniła po sto razy dziennie, nadsłuchiwała każdej jego rozmowy. Wcześniej nie była zazdrosna, ale teraz każdy jego krok wydawał się podejrzany. Piotr zaczął się oddalać, co tylko podsycało ogień.
Latem Kinga zdawała na studia do Warszawy. Jadwiga pojechała z nią, by wynająć mieszkanie. Wyjeżdżając, choćby nie pomyślała, iż wróci do pustego domu. Piotr nie przyszedł po nią na dworzec. Nie odbierał telefonów. W domu, na kuchennym stole, leżał list. Jadwiga rozwinęła go i jej świat runął.
„Jadziu, nie wiem, jak to zacząć… Złożyłem pozew o rozwód. Kinga dorosła, czekałem na ten moment. Nie zauważyłaś, ale się zmieniłem. Dla córki znosiłem twoje docinki, prowadziłem dom, gdy ty tonęłaś w pracy. Nie mamy wspólnych tematów, miłość wygasła. Jesteśmy sobie obcy. Cztery lata temu poznałem kobietę. Mamy syna, ma trzy lata. Odchodzę do nich. Kingi nie porzucę, będę pomagał. Mieszkanie zostawiam wam. Wybacz, jeżeli potrafisz”.
Jadwiga osunęła się na podłogę. Nie było łez — tylko pustka. Rozejrzała się po mieszkaniu, ale nic już jej nie cieszyło. Jej życie rozpadło się na kawałki. Jak powiedzieć córce? Jak żyć dalej, wiedząc, iż przez cztery lata kochał inną, a z nią tylko egzystował, czekając na odpowiedni moment, by odejść?
Wyszła na ulicę. Cały tydzień lało, odzwierciedlając jej smutek, ale tego dnia świeciło słońce. Przed klatką zauważyła sąsiadkę, Krystynę. Pięć lat temu Krystyna miała wypadek z mężem. Jego zabrakło, a ona została przykuta do wózka inwalidzkiego. Codziennie Jadwiga widziała ją w parku, samotną, ale uśmiechniętą.
— Dzień dobry, Jadwigo — powiedziała Krystyna. — Piękna pogoda, prawda? Pomóżcie mi zejść.
Jadwiga w milczeniu pomogła. Krystyna podziękowała i nagle zaproponowała: „Może pójdziemy razem na spacer?” Jadwiga skinęła głową, sama nie wiedząc dlaczego. Nie były przyjaciółkami, ale w tamtej chwili potrzebowała czegoś żywego obok.
W parku usiadły na ławce pod starym dębem. Najpierw milczały. W końcu Krystyna odezwała się: „Gdy ja i Marek mieliśmy wypadek, marzyliśmy o dzieciach, o domu na wsi. Wszystko skończyło się w okamW parku usiadły na ławce pod starym dębem, a Krystyna, patrząc na tańczące w słońcu liście, powiedziała cicho: „Zawsze warto szukać światła, choćby gdy wydaje się, iż wszystko już zgasło.”