Patryk jechał windą, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zmieni się w spotkanie, które odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę może pięcioletnią dziewczynkę. Ta spojrzała na Patryka dużymi, niebieskimi oczami, a potem nagle szeroko się uśmiechnęła.
— Jedziesz do pracy? — zapytała bez skrępowania.
— Zosiu, z obcymi mówimy „pan”, — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.
Patryk odpowiedział uśmiechem i skinął głową.
— Tak, jadę do biura.
— A list do Świętego Mikołaja już napisałeś?
Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić małej. Dziewczynka z dumą podała mu pogniecioną kartkę. Mechanicznie włożył ją do kieszeni i pożegnawszy się, wyszedł na ulicę.
Cały dzień starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zasypywał się pracą, odpędzał wspomnienia o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, żeby zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie umiał zagłuszyć bólu.
Wieczorem, spacerując po zaśnieżonych ulicach, przypomniał sobie o tej kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał dziecinnym pismem: „Życzę ci, żebyś zawsze był szczęśliwy i nigdy nie smucił się!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce — tak, żeby widzieć ją każdego dnia.
Kilka dni przed Świętami zadzwonił do gospodyni, żeby dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Pani Halina chętnie powiedziała — okazało się, iż mama z córką mieszkają piętro wyżej, a na imię jej Magda.
Wieczorem Patryk zapukał do ich drzwi. Magda zamarła ze zdziwienia, widząc go.
— Przepraszam, — zaczął niepewnie, — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo przyjechał Święty Mikołaj. Poprosił mnie, żebym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.
Dziewczynka natychmiast wyskoczyła zza pleców mamy:
— Wiedziałam, iż ciebie przyśle! Zaczekaj, zaraz przyniosę!
Po chwili Zosia wróciła z dużym kopertą ozdobioną śnieżynkami i serduszkami. Na nim było napisane: „Tylko dla Świętego Mikołaja!”.
— Tylko nie pokazuj mamie! Bo życzenie się nie spełni!
— Obiecuję, list dotrze do adresata, — uśmiechnął się Patryk.
W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Święty Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę cię bardzo — przywieź mi dużego, mięciutkiego misia. I… nowego tatusia. Bo ja nikogo nie mam”.
W sylwestrową noc Patryk znowu stanął pod ich drzwiami. Magda otworzyła i oniemiała — przed nią stał z ogromnym różowym misiem w rękach.
— Święty Mikołaj prosił, żebym przekazał to grzecznej dziewczynce Zosi, — powiedział Patryk.
Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz Patryka.
Magda zaprosiła go na świąteczną kolację. Przy stole Zosia nagle zapytała:
— A co z moim drugim życzeniem?
— Z tym drugim to jeszcze trochę trudno… — zawahał się Patryk.
— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie spytała Magda.
— Żeby Święty Mikołaj przyniósł mi nowego tatusia. Ale jeżeli ma teraz braki w dostawie, to może ty zostaniesz?
Zosia słodko ziewnęła i zasnęła, wtulona w misia.
A dwójka dorosłych siedziała w milczeniu, pochylona nad sałatkami, rumieniąc się i uśmiechając. Za oknem sypał puszysty śnieg, a w mieszkaniu po raz pierwszy od bardzo dawna było naprawdę ciepło.