Kamil jechał windą, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zamieni się w spotkanie, które odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę około pięcioletnią dziewczynkę. Ta spojrzała na Kamila swoimi wielkimi niebieskimi oczami, a potem nagle szeroko się uśmiechnęła.
— Jedziesz do pracy? — zapytała bez skrępowania.
— Zosiu, do obcych mówimy „pan” — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.
Kamil odpowiedział uśmiechem i skinął głową.
— Tak, jadę do biura.
— A list do Mikołaja już napisałeś?
Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić maluchowi. Dziewczynka z dumą podała mu pomiętą kartkę. Odruchowo włożył ją do kieszeni i pożegnawszy się, wyszedł na ulicę.
Cały dzień Kamil starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zarzucał się pracą, odpędzając myśli o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, by zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie mógł uciec od bólu.
Wieczorem, spacerując po zasypanych śniegiem ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał dziecinnym pismem: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce — tak, by widzieć ją codziennie.
Kilka dni przed Świętami zadzwonił do właścicielki mieszkania, by dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Anna Nowak z euforią wyjaśniła — okazało się, iż mama z córeczką mieszkają piętro wyżej, a na matkę wołają Justyna.
Wieczorem Kamil zapukał do ich drzwi. Justyna zaskoczona zastygła, widząc go.
— Przepraszam — zaczął nieśmiało — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo przyjechał Mikołaj. Poprosił mnie, bym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.
Dziewczynka momentalnie wybiegła zza pleców mamy:
— Wiedziałam, iż cię pośle! Zaraz przyniosę!
Po chwili wróciła z dużym kopertem ozdobionym śnieżynkami i serduszkami. Widniał na nim napis: „Dla Mikołaja, tylko do rąk własnych!”
— Tylko nie pokazuj mamie! Bo życzenie się nie spełni!
— Obiecuję, list dotrze do adresata — uśmiechnął się Kamil.
W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę bardzo — przynieś mi wielkiego pluszowego misia. I… nowego tatusia. Bo ja zupełnie nikogo nie mam”.
W sylwestrową noc Kamil znów stanął pod ich drzwiami. Justyna otworzyła i oniemiała — przed nią stał on, z ogromnym różowym misiem w dłoniach.
— Mikołaj prosił, żebym przekazał to grzecznej dziewczynce Zosi — powiedział Kamil.
Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz Kamila.
Justyna zaprosiła go, by został na święta. Przy stole Zosia nagle spytała:
— A co z moim drugim życzeniem?
— Z drugim jest trochę trudniej… — zawahał się Kamil.
— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie dopytała Justyna.
— Poprosiłam Mikołaja o nowego tatusia. Ale jeżeli akurat jest z tatusiami problem, może ty zostaniesz?
Zosia przeciągnęła się słodko i zasnęła, tuląc się do misia.
A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, rumieniąc się i uśmiechając. Za oknem śnieg kładł się puchową kołdrą, a w mieszkaniu po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło.