List do Świętego i dar od losu

twojacena.pl 3 dni temu

Kamil jechał windą, nie spodziewając się, iż zwykła podróż zamieni się w spotkanie, które odmieni jego zimę. W kącie stała młoda kobieta w szarej kurtce, trzymając za rękę około pięcioletnią dziewczynkę. Ta spojrzała na Kamila swoimi wielkimi niebieskimi oczami, a potem nagle szeroko się uśmiechnęła.

— Jedziesz do pracy? — zapytała bez skrępowania.

— Zosiu, do obcych mówimy „pan” — delikatnie poprawiła ją matka, przepraszająco uśmiechając się do mężczyzny.

Kamil odpowiedział uśmiechem i skinął głową.

— Tak, jadę do biura.

— A list do Mikołaja już napisałeś?

Roześmiał się. W te bajki nie wierzył choćby jako dziecko, ale nie zamierzał tego mówić maluchowi. Dziewczynka z dumą podała mu pomiętą kartkę. Odruchowo włożył ją do kieszeni i pożegnawszy się, wyszedł na ulicę.

Cały dzień Kamil starał się zapomnieć o tym spotkaniu — zarzucał się pracą, odpędzając myśli o byłej narzeczonej, która w ostatniej chwili zerwała zaręczyny. Wyjechał do innego miasta, by zacząć od nowa. Ale choćby w ciszy nowego mieszkania nie mógł uciec od bólu.

Wieczorem, spacerując po zasypanych śniegiem ulicach, przypomniał sobie o kartce. Wyjął ją z kieszeni i przeczytał dziecinnym pismem: „Bądź zawsze szczęśliwy i nigdy się nie smuć!”. Zrobiło mu się ciepło na sercu. Postawił kartkę na półce — tak, by widzieć ją codziennie.

Kilka dni przed Świętami zadzwonił do właścicielki mieszkania, by dowiedzieć się, gdzie mieszka ta dziewczynka. Anna Nowak z euforią wyjaśniła — okazało się, iż mama z córeczką mieszkają piętro wyżej, a na matkę wołają Justyna.

Wieczorem Kamil zapukał do ich drzwi. Justyna zaskoczona zastygła, widząc go.

— Przepraszam — zaczął nieśmiało — przyszedłem do Zosi. Chodzi o to, iż do naszego biura tymczasowo przyjechał Mikołaj. Poprosił mnie, bym odnalazł dziewczynkę o imieniu Zosia i wręczył jej list osobiście.

Dziewczynka momentalnie wybiegła zza pleców mamy:

— Wiedziałam, iż cię pośle! Zaraz przyniosę!

Po chwili wróciła z dużym kopertem ozdobionym śnieżynkami i serduszkami. Widniał na nim napis: „Dla Mikołaja, tylko do rąk własnych!”

— Tylko nie pokazuj mamie! Bo życzenie się nie spełni!

— Obiecuję, list dotrze do adresata — uśmiechnął się Kamil.

W domu nie wytrzymał i otworzył kopertę: „Drogi Mikołaju! Nazywam się Zosia. Byłam grzeczną dziewczynką. Proszę bardzo — przynieś mi wielkiego pluszowego misia. I… nowego tatusia. Bo ja zupełnie nikogo nie mam”.

W sylwestrową noc Kamil znów stanął pod ich drzwiami. Justyna otworzyła i oniemiała — przed nią stał on, z ogromnym różowym misiem w dłoniach.

— Mikołaj prosił, żebym przekazał to grzecznej dziewczynce Zosi — powiedział Kamil.

Zosia skakała z radości, obejmując raz mamę, raz Kamila.

Justyna zaprosiła go, by został na święta. Przy stole Zosia nagle spytała:

— A co z moim drugim życzeniem?

— Z drugim jest trochę trudniej… — zawahał się Kamil.

— A o co jeszcze prosiłaś? — ostrożnie dopytała Justyna.

— Poprosiłam Mikołaja o nowego tatusia. Ale jeżeli akurat jest z tatusiami problem, może ty zostaniesz?

Zosia przeciągnęła się słodko i zasnęła, tuląc się do misia.

A dwoje dorosłych siedziało w milczeniu, pochyleni nad sałatkami, rumieniąc się i uśmiechając. Za oknem śnieg kładł się puchową kołdrą, a w mieszkaniu po raz pierwszy od dawna było naprawdę ciepło.

Idź do oryginalnego materiału