„Liczy się wnętrze” (2024)

horror-buffy1977.blogspot.com 2 godzin temu
Reuben organizuje przyjęcie przedślubne w odizolowanej posiadłości odziedziczonej po matce artystce. Zaprasza przyjaciół z liceum i czasów studenckich: popularną influencerkę Nikki, buddystkę Mayę, uprawiającą sztukę RGB Brooke, rasowego imprezowicza Dennisa i uzależnionego od internetowego porno Cyrusa, który przyjeżdża ze swoją dziewczyną Shelby. Zaproszenie dostaje też dawno niewidziany Forbes, skreślony z listy studentów za przyprowadzenie na mocno zakrapianą imprezę swoją wówczas nieletnią siostrę, ale organizator przedślubnego spotkania z dawną paczką nie robi sobie większej nadziei na zjawienie się tego niegdyś niesamowicie rozrywkowego gościa. Forbes jednak przybywa na wezwanie Reubena i jak zawsze rozkręca imprezę, ale nie w taki sposób do jakiego przyzwyczaił swoich znajomych. W zwyczajnej walizce, którą modnie spóźniony Forbes wnosi do domu przyszłego pana młodego znajduje się innowacyjna maszyna do zamiany ciał. Wynalazek idealny dla zapalonych graczy.
Plakat filmu. „It's What's Inside” 2024, Such Content, Edith Productions, Boldly Go Productions
W 2016 roku, po jakiejś dekadzie bezowocnych starań o pozyskanie finansowania dla którego ze swoich większych projektów, amerykański twórca filmów krótkometrażowych, Greg Jardin, stwierdził, iż prędzej zadebiutuje w pełnym metrażu z historią niewymagającą dużych nakładów pieniężnych, a wraz z tym postanowieniem zrodziła się myśl o jednym domu i jednej nocy. Po głowie od początku chodził mu „Wielki chłód” Lawrence'a Kasdana. Nie pamięta, skąd wziął się pomysł na walizkę, ale jej wyjątkową zawartość podsunęła mu gra w „Mafię” albo „Wilkołaka”, w której uczestniczył na przyjęciu urodzinowym przyjaciela. Pracę nad scenariuszem „It's What's Inside” (pol. „Liczy się wnętrze”) Jardin rozpoczął z myślą o zwykłej komedii science fiction, ale muzyka, której zaczął słuchać podczas tej radosnej twórczości – ścieżka dźwiękowa „Sobowtóra” Richarda Ayoade – nakłoniła go do zmiany gatunkowego kursu. Nie zrezygnował z elementów humorystycznych, ale odtąd świadomie zmierzał w stronę thrillera/horroru psychologicznego. W listopadzie 2022 roku opinia publiczna została poinformowana o zakończeniu produkcji niezależnego filmu Grega Jardina, która trwała zaledwie osiemnaście dni – „Liczy się wnętrze” nakręcono w Portland w stanie Oregon, a budżet oszacowano na dwa i pół miliona dolarów. Światowa premiera odbyła się dopiero w styczniu 2024 roku na Sundance Film Festival, a niedługo potem firma Netflix zawarła największą umowę w tej edycji rzeczonego festiwalu – kupiła prawa do dystrybucji pierwszego długometrażowego osiągnięcia Grega Jardina za siedemnaście milionów dolarów. W usłudze Neflix film jest dostępny od 4 października 2024.

Pastiszowy dreszczowiec kolorystycznie natchniony sztuką Francesco Rugiego i Silvii Quintanilli duetu działającego pod pseudonimem Carnovsky, artystów z Mediolanu zajmujących się wzornictwem przemysłowym i projektowaniem graficznym. I kinem giallo, a zwłaszcza „Suspirią” Dario Argento. Połączenie stylu nowoczesnego z klasycznym (wariacja na temat drugiej części VII Symfonii Ludwiga van Beethovena), niebolesne zderzenie krzykliwego, pieczołowicie wygładzonego, przepuszczonego przez filtry upiększające klimatu mediów społecznościowych ze stonowanym, brudnym, mglistym klimatem retro. Romans kina plastikowego z kinem obskurnym. Popkultura współczesna doprawiona naturalizmem lat 70. i campowością lat 80. XX wieku. Niebanalne zdjęcia Andrew Hewitta, charakterna ścieżka dźwiękowa Kevina Fletchera i i zaskakująco efektowny, dynamiczny montaż Grega Jardina. Motyw zamiany ciał wyższy level. „Liczy się wnętrze” Grega Jardina otwiera krępujący moment w pożyciu niemałżeńskim Cyrusa i Shelby (James Morosini i Brittany O'Grady) – przyłapany na masturbacji przez półnagą dziewczynę w peruce i co gorsza niewykazujący takiej gotowości na seks, jak jego długo namawiana do rozpoczęcia współżycia partnerka. Następnie wjeżdżają plansze tytułowe w stylu retro (trzy „tabliczki”: It's-What's-Inside) i już siedzimy w samochodzie prowadzonym przez rozgadanego Cyrusa – bezwładny potok słów kierowany do milczącej pasażerki z rosnącą zazdrością przeglądającej profil internetowej celebrytki Nikki (Alycia Debnam Carey, m.in. „Dotyk diabła” Christiana E. Christiansena, „Profil śmierci” Simona Verhoevena), byłej dziewczyny Cyrusa, którą Shelby po raz pierwszy ma spotkać u celu ich podróży. Na domowej imprezie Reubena (Devon Terrell), jedynego dziedzica imponującej posiadłości na odludziu, oryginalnie urządzonej rezydencji z dużym ogrodem trawiastym. Gdzie Shelby zostanie zaatakowana przez ptaka – scenarzysta i reżyser „Liczy się wnętrze” postarał się o to, by reakcje (przesada Shelby i obojętność Cyrusa otwarcie oskarżającego ją o wymyślanie bajeczek) na ten drobny incydent wiele mówiły o jedynej oficjalnej parze na przyjęciu Reubena. Wygląda na to, iż Shelby skrycie marzy o prowadzaniu tak intratnej działalności w mediach społecznościowych, jaką szczyci się przyklejona do telefonu blondynka, która w ocenie aktualnej dziewczyny Cyrusa, dalece przewyższa ją urodą. Zdjęcia Nikki nie kłamią – jej internetowy wizerunek, prawdopodobnie wbrew nadziejom Shelby, nie odbiega od prawdziwego. Od wyglądu zewnętrznego, zawiedziona dziewczyna Cyrusa ani przez chwilę nie wierzy bowiem we wzniosłe deklaracje swojej niepewnej konkurentki. Nie ma wątpliwości, iż akcje charytatywne prowadzone przez Nikki są wstrętnie wystudiowaną pozą, w gruncie rzeczy modnym sposobem na promowanie siebie. Marketing społeczno-środowiskowy niezawodną metodą na gromadzenie followersów. Cyniczne podejście do arcyważnych spraw w sferze publicznej, granie na emocjach, egoistyczne wykorzystywanie potrzebujących, żerowanie na różnego rodzaju tragediach i dobroci serc jakiejś części globalnej społeczności... Czyli zero szans na wspaniałą damską przyjaźń? Na pewno zdecydowanie lepiej rokuje relacja Shelby z Mayą (Nina Bloomgarden, m.in. „Jane” Sabriny Jaglom) i Brooke (Reina Hardesty), której ulubiona sztuka znajduje przełożenie w sztuce Grega Jardina – czerwony, niebieski, zielony z premedytacją wprowadzone do fantazyjnego „labiryntowego domu” w intymnym, leśnym zakątku.

Materiał promocyjny © Netflix. „It's What's Inside” 2024, Such Content, Edith Productions, Boldly Go Productions
Ze wszystkich postaci zebranych w artystycznym sanktuarium poprzedniej właścicielki, największe podobieństwo do swojego stwórcy wykazuje Shelby. Osobowość niespokojna, którą Greg Jardin już jakiś czas temu „zdiagnozował” u siebie. Oaza spokoju na zewnątrz, a wewnątrz mieszanka stresu, lęku i gniewu. Reżyser i scenarzysta „Liczy się wnętrze”, podobnie jak Shelby, nie jest miłośnikiem imprez, a już zwłaszcza w gronie nieznajomych. W najlepszym razie czuje się mocno nieswojo, a w najgorszym gotuje ze złości. Złości na szczelnie otaczający go, zbyt głośny tłum, na ludzi przekrzykujących się nawzajem, na osobę, która zaciągnęła go w takie koszmarne miejsce, ale przede wszystkim na siebie, bo zawsze mógł odmówić. Twardo obstać przy swoim stanowisku, wykazać asertywnością, ewentualnie ostro pokłócić czy ledwie posprzeczać choćby z najbliższą mu osobą wychodzącą z taką przerażającą propozycją na wieczór. Shelby nie ukrywała swojego negatywnego nastawienia do przyjęcia przedślubnego Reubena, wyraźnie dała do zrozumienia Cyrusowi, iż nie ma najmniejszej ochoty „bawić się” z jego przyjaciółmi, ale w końcu ustąpiła. Jak zawsze. Człowiek, z którym Shelby pragnie stanąć na ślubnym kobiercu, kompromis w związku rozumie jako spełnianie wyłącznie jego woli i przymykanie oczu na infantylne zachowania partnerki. Shelby na przykład panicznie boi się pająków. Wielu zabiłoby ją śmiechem, ale nie Cyrus – on tylko od czasu do czasu pośmieje się z tej przypadłości irytująco nadwrażliwej kobietki. Robiącej wielki problem z jego nieszkodliwego nałogu. Powinna się cieszyć, iż nie ciągnie jej do łóżka, że preferuje inną (całkowicie bezpieczną) metodę rozładowywania napięcia seksualnego, bo przecież panie nie przepadają za tak zwaną miłością fizyczną. Gdyby było inaczej, to by ciągle nie odmawiały, prawda? Tak czy inaczej, Shelby rękami i nogami wzbraniała się przed skonsumowaniem ich związku, a gdy Cyrus uszanował jej wolę, wyskoczyła z pretensjami. I jeszcze te krzywdzące podejrzenia, wymyślanie jakichś kretyńskich spisków miłosnych. Nierdzewiejąca miłość do Nikki? Sekretny romans z „pustą lalką”? Wielu by się obraziło, ale nie Cyrus – on jest wyjątkowo wyrozumiały. On tak się postrzega, ale jak widzą go inni? To może ujawni maszyna przyniesiona przez dziwnie wyciszonego Forbesa (David Thompson), enigmatycznego i alarmująco się uśmiechającego przybysza, w którym zaszła ogromna zmiana, co wnosimy choćby z niekonwencjonalnie zilustrowanej - ekspozycja zainspirowana czarno-białymi fotografiami ślubnymi z fleszem, a przez Grega Jardina nazywana Photoshopem na cracku - na bieżąco poprawianej opowieści przed kolacją; radosnego plotkowania o przyjęciu urodzinowym, aferze z zagadkowym udziałem ciągle nieustatkowanego Dennisa (Gavin Leatherwood), która zakończyła edukację Forbesa, niegdyś prawdziwej duszy towarzystwa. Mężczyzna z walizką... Nie wiedzieć czemu moje myśli krążyły wokół opowiadania Richarda Mathesona z 1970 roku, pt. „Button, Button” (pol. „Guzik, guzik”), po raz pierwszy przeniesionego na ekran w roku 1986 – jeden odcinek „Strefy mroku” (1985-1989), zaktualizowanej wersji kultowego serialu telewizyjnego Roda Serlinga z lat 1959-1964. Tekst doczekał się też pełnometrażowej adaptacji filmowej w gwiazdorskiej obsadzie: „The Box. Pułapka” Richarda Kelly'ego. Bynajmniej pierwsze – uprzedziło je „Raz, dwa, trzy, umierasz ty” Roberta Heatha - ale chyba najsilniejsze skojarzenie, które przyjemnie nawiedziło mnie w teledyskowym świecie Grega Jardina. „Liczy się wnętrze” opiera się na starym, wielokrotnie wykorzystywanym w kinie motywie zamiany ciał, muszę jednak przyznać, iż z takim podejściem do tego tematu dotąd się nie spotkałam - zrobienie z tego gry towarzyskiej, w której udział bierze aż osiem osób. Nie wspominając już o gwałtownym zwrocie akcji. Nie do wiary, że wcześniej nikt na to nie wpadł. A może coś przegapiłam? W każdym razie niepospolita zabawa. intencjonalnie dezorientująca, ale chwilami... Myślę, iż nie zaszkodziłoby wydłużyć „wieczorek zapoznawczy”, należycie przedstawić graczy, w tym Mistrza Podziemi, przed pierwszym etapem (retro plansze z numerami rund) niebezpiecznie wciągającej rozgrywki w czarodziejskim klimacie - efekt wielkiej miłości Grega Jardina do oświetlenia ekspresjonistycznego.

Orzeźwiająca atrakcja wymyślona i zbudowana pod kierownictwem człowieka niemającego doświadczenia w dużej architekturze filmowej. Kreatywny pełnometrażowy debiut Grega Jardina. Kontrolowane szaleństwo w Nowoczesnym Domu Giallo. Kameralna produkcja robiąca wielki hałas. „Liczy się wnętrze” to całkiem stylowy dreszczowiec z niemałym dystansem do siebie. Kino komercyjne z artystycznym zacięciem, bynajmniej zadęciem. Cudak łączący pokolenia - pokolenie VHS z pokoleniem VOD:)

Idź do oryginalnego materiału