Festiwalowe zachwyty nad śmiejącymi się z odklejonych od rzeczywistości elit "W trójkącie" i "The Square" Rubena Östlunda, miłość widzów do celujących w fałsz artystycznego światka i międzyludzkich relacji komediodramatów Joachima Triera, a w końcu definiowanie się bliżej nieokreślonym zawodowym sukcesem przy dewaluacji własnej osoby znane chociażby z "A Different Man" Aarona Schimberga. Te wszystkie składniki – niczym znane z "Atomówek" cukier, słodkości i różne śliczności (a także tajemniczy Związek X) – posłużyły austriackiemu debiutantowi Bernhardowi Wengerowi do stworzenia idealnego ekstraktu z nowoczesnej europejskiej satyry. Pozostaje jednak pytanie, czy w tej pogoni za znalezieniem perfekcyjnych proporcji "Paw zwyczajny", niczym swój protagonista, nie gubi duszy i charakteru?
W drugim pilotażowym odcinku serialu "Columbo" p.t. "Ransom for a Dead Man" porucznik opowiada anegdotę o swoim kuzynie Ralfie. Facet był idealny, przystojny, wygadany, oczytany, zaradny, syn prawdziwy syn koleżanki twojej starej. Miał tylko jedną wadę, w tym przewyższaniu wszystkich we wszystkim i braku jakichkolwiek wad był straszliwym nudziarzem. Jak mówi bohater Petera Falka, "czasem aż chciało się go zabić". Główny bohater "Pawia zwyczajnego" – Matthias, jest właśnie jak kuzyn Ralf. Wspaniale zagrana – przez prawdopodobnie najlepszego współczesnego aktora niemieckiego (sorry Franz Rogowski) Albrechta Schucha ("Berlin Alexanderplatz", "Na Zachodzie bez zmian") – postać ze swojej perfekcji połączonej z brakiem charakteru czyni jednak sposób na życie poprzez zostanie swoistą luksusową eskortką. Mężczyzna nie świadczy jednak usług seksualnych, a zamiast tego bryluje na bankietach, koncertach i uroczystościach, wcielając się w wymarzonego synka, wnuczka lub młodszego partnera zamożnych starców, czasem pozuje też na męża w castingu o wynajem mieszkania w dogodnej lokalizacji, czy – w najbardziej smutnej humorystycznej scenie filmu – ojca pilota podczas dnia spotkań z rodzicami w szkole podstawowej. Uczy się teorii muzyki, peroruje o twórczości Helmuta Lachenmanna, przedstawia się jako pilot czy mieszkający w Singapurze handlowiec.
Codziennością Matthiasa jest permanentne wypieranie samego siebie na rzecz coraz to nowych osobowości, masek i ról. Nietrudno zauważyć w tym krytykę mediów społecznościowych i naturalnie tworzącej się wokół niej kultury internetowej autokreacji. Wiele znaków zostało już napisanych o tym, jak w internecie ludzie tworzą sztuczne wystylizowane wersje samych siebie, jednocześnie czując kompleksy wobec innych, tworząc toksyczną spiralę iluzji. W filmie Wengera obserwujemy jak uzależnienie od zewnętrznej aprobaty dla jego kolejnych wcieleń (objawiające się m.in. obsesją na punkcie posiadania 100% pozytywnych opinii na stronie internetowej) coraz bardziej odbija się na zdrowiu psychicznym protagonisty i jego związku. Niczym w "Portrecie Doriana Graya" prawdziwy Matthias gnije, żeby publiczna powłoka mogła lśnić. To wszystko w blichtrze wszechobecnego bogactwa, dobrej muzyki, wysokich sufitów, rasowych psów (wypożyczonych) i wykwintnych alkoholi. Moralna degrengolada nie jest tu taplaniem się w grzechu jak u wspomnianego Oscara Wilde’a czy Nadava Lapida w "Tak", a wyparciem samego siebie.
Niezależnie od tych wszystkich skojarzeń i etycznych lekcji "Paw zwyczajny" przede wszystkim jest udaną komedią opowiadaną z kamienną twarzą. Humor zbudowany jest tu na przedstawianiu absurdalnych sytuacji i świata, w którym funkcjonują śmiertelnie poważne postaci. Dość powiedzieć, iż wszystko zaczyna się od spalenia meleksa na środku pola golfowego, by móc bohatersko ugasić "niebezpieczny pożar", a prowadzi m.in. do głębokich monologów wewnętrznych zbyt istotnych, by taka pierdoła, jak ktoś umierający obok mogła je zakłócić. Wenger bardzo chętnie sięga przy tym po sprawdzone w twórczości innych filmowców elementy. Finał jako żywo przypomina "The Square", a jedną z postaci drugoplanowych jest pogubiona życiowo Norweżka otwarcie inspirowana Julie z "Najgorszego człowieka na świecie" (w tej roli Theresa Frostad Eggesbø znana z kultowego "Skam"). Nie zabrakło także śmiechów ze sztuki współczesnej i performatywnej, która jest tu prezentowana jako inny objaw tej samej społecznej choroby, co wypożyczanie psa (z gwarancją bezpłatnej wymiany na nowego w razie "uszkodzeń"). W filmie pojawia się także quasi-horrorowy motyw wyrwanej z innego, starego, porządku jednostki, która, poszukując sprawiedliwości, coraz bardziej osacza Matthiasa.
Stworzona w "Pawiu zwyczajnym" sztucznie uśmiechnięta dystopia być może nie powala odkrywczością swojej myśli, ale zapewnia sto minut przyjemnie niekomfortowego humoru punktującego naszą codzienność. Poza świetnym Schuchem film lśni przede wszystkim w warstwie wizualnej, szczególnie wnętrzach i przestrzeniach jednocześnie minimalistycznych i podbijających charaktery ich lokatorów. Imponującą pracę także wykonał debiutujący w pełnym metrażu operator Albin Wildner, który, chętnie sięgając po szersze kadry i stawiając postaci symetrycznie wewnątrz kadru, dodatkowo podkreślił sztuczność dialogów i sytuacji. Czekając na kolejny canneński popis wiadomego Szweda, dajmy więc szansę zgrai młodych Austriaków, by wspólnie przez śmiech zapłakać nad ceną, jaką płacą influencerzy…
W drugim pilotażowym odcinku serialu "Columbo" p.t. "Ransom for a Dead Man" porucznik opowiada anegdotę o swoim kuzynie Ralfie. Facet był idealny, przystojny, wygadany, oczytany, zaradny, syn prawdziwy syn koleżanki twojej starej. Miał tylko jedną wadę, w tym przewyższaniu wszystkich we wszystkim i braku jakichkolwiek wad był straszliwym nudziarzem. Jak mówi bohater Petera Falka, "czasem aż chciało się go zabić". Główny bohater "Pawia zwyczajnego" – Matthias, jest właśnie jak kuzyn Ralf. Wspaniale zagrana – przez prawdopodobnie najlepszego współczesnego aktora niemieckiego (sorry Franz Rogowski) Albrechta Schucha ("Berlin Alexanderplatz", "Na Zachodzie bez zmian") – postać ze swojej perfekcji połączonej z brakiem charakteru czyni jednak sposób na życie poprzez zostanie swoistą luksusową eskortką. Mężczyzna nie świadczy jednak usług seksualnych, a zamiast tego bryluje na bankietach, koncertach i uroczystościach, wcielając się w wymarzonego synka, wnuczka lub młodszego partnera zamożnych starców, czasem pozuje też na męża w castingu o wynajem mieszkania w dogodnej lokalizacji, czy – w najbardziej smutnej humorystycznej scenie filmu – ojca pilota podczas dnia spotkań z rodzicami w szkole podstawowej. Uczy się teorii muzyki, peroruje o twórczości Helmuta Lachenmanna, przedstawia się jako pilot czy mieszkający w Singapurze handlowiec.
Codziennością Matthiasa jest permanentne wypieranie samego siebie na rzecz coraz to nowych osobowości, masek i ról. Nietrudno zauważyć w tym krytykę mediów społecznościowych i naturalnie tworzącej się wokół niej kultury internetowej autokreacji. Wiele znaków zostało już napisanych o tym, jak w internecie ludzie tworzą sztuczne wystylizowane wersje samych siebie, jednocześnie czując kompleksy wobec innych, tworząc toksyczną spiralę iluzji. W filmie Wengera obserwujemy jak uzależnienie od zewnętrznej aprobaty dla jego kolejnych wcieleń (objawiające się m.in. obsesją na punkcie posiadania 100% pozytywnych opinii na stronie internetowej) coraz bardziej odbija się na zdrowiu psychicznym protagonisty i jego związku. Niczym w "Portrecie Doriana Graya" prawdziwy Matthias gnije, żeby publiczna powłoka mogła lśnić. To wszystko w blichtrze wszechobecnego bogactwa, dobrej muzyki, wysokich sufitów, rasowych psów (wypożyczonych) i wykwintnych alkoholi. Moralna degrengolada nie jest tu taplaniem się w grzechu jak u wspomnianego Oscara Wilde’a czy Nadava Lapida w "Tak", a wyparciem samego siebie.
Niezależnie od tych wszystkich skojarzeń i etycznych lekcji "Paw zwyczajny" przede wszystkim jest udaną komedią opowiadaną z kamienną twarzą. Humor zbudowany jest tu na przedstawianiu absurdalnych sytuacji i świata, w którym funkcjonują śmiertelnie poważne postaci. Dość powiedzieć, iż wszystko zaczyna się od spalenia meleksa na środku pola golfowego, by móc bohatersko ugasić "niebezpieczny pożar", a prowadzi m.in. do głębokich monologów wewnętrznych zbyt istotnych, by taka pierdoła, jak ktoś umierający obok mogła je zakłócić. Wenger bardzo chętnie sięga przy tym po sprawdzone w twórczości innych filmowców elementy. Finał jako żywo przypomina "The Square", a jedną z postaci drugoplanowych jest pogubiona życiowo Norweżka otwarcie inspirowana Julie z "Najgorszego człowieka na świecie" (w tej roli Theresa Frostad Eggesbø znana z kultowego "Skam"). Nie zabrakło także śmiechów ze sztuki współczesnej i performatywnej, która jest tu prezentowana jako inny objaw tej samej społecznej choroby, co wypożyczanie psa (z gwarancją bezpłatnej wymiany na nowego w razie "uszkodzeń"). W filmie pojawia się także quasi-horrorowy motyw wyrwanej z innego, starego, porządku jednostki, która, poszukując sprawiedliwości, coraz bardziej osacza Matthiasa.
Stworzona w "Pawiu zwyczajnym" sztucznie uśmiechnięta dystopia być może nie powala odkrywczością swojej myśli, ale zapewnia sto minut przyjemnie niekomfortowego humoru punktującego naszą codzienność. Poza świetnym Schuchem film lśni przede wszystkim w warstwie wizualnej, szczególnie wnętrzach i przestrzeniach jednocześnie minimalistycznych i podbijających charaktery ich lokatorów. Imponującą pracę także wykonał debiutujący w pełnym metrażu operator Albin Wildner, który, chętnie sięgając po szersze kadry i stawiając postaci symetrycznie wewnątrz kadru, dodatkowo podkreślił sztuczność dialogów i sytuacji. Czekając na kolejny canneński popis wiadomego Szweda, dajmy więc szansę zgrai młodych Austriaków, by wspólnie przez śmiech zapłakać nad ceną, jaką płacą influencerzy…