Kupiliśmy mieszkanie – wszystkimi formalnościami zajmował się mój mąż. Ja pracowałam na dwa etaty, praktycznie nie bywałam w domu, choćby w weekendy – wszystko po to, żeby jak najszybciej uzbierać na własne lokum. I co się okazało po dziesięciu miesiącach? Mieszkanie… nie należy do mnie. Mąż przepisał je na swoją matkę. Teraz to ona jest właścicielką, a ja zostałam poproszona o „opuszczenie lokalu”

przytulnosc.pl 6 dni temu

Zgodnie z prawem, wszystko, co zostało nabyte w trakcie trwania małżeństwa, stanowi wspólny majątek. Teoretycznie więc nie można mnie ot tak wyrzucić. Ale moja sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana.

Na mieszkanie odkładaliśmy przez kilka lat. Wcześniej wynajmowaliśmy. Mieliśmy dobre prace, całkiem niezłe zarobki, więc na kawalerkę udało się zebrać dość szybko.

Znaleźliśmy odpowiednie mieszkanie. Mąż zaproponował, iż zajmie się wszystkim – zna się na tym lepiej ode mnie, a ja nie miałam na to czasu. Całymi dniami byłam w pracy, również w soboty i niedziele, wszystko po to, by szybciej osiągnąć cel.

I oto po czasie dowiaduję się, iż mieszkanie formalnie należy do jego matki. A teraz, kiedy nasze małżeństwo się sypie i jesteśmy o krok od rozwodu, on daje mi jasno do zrozumienia: po rozwodzie mogę się spakować i wynosić.

Dzieci nie mamy, moi rodzice mieszkają daleko. Zaczęłam więc szukać pomocy prawnej. Adwokat powiedział, iż takie sytuacje wcale nie są rzadkie. Często ludzie próbują zabezpieczać swój majątek, uciekając się do rozmaitych trików – wszystko po to, żeby uniknąć podziału przy rozwodzie.

Ale jest szansa. o ile uda się w sądzie udowodnić, iż mieszkanie zostało kupione ze wspólnych środków zgromadzonych w trakcie małżeństwa, można próbować podważyć taki akt własności. To, iż mąż przepisał nieruchomość na matkę, nie oznacza, iż miał do tego pełne prawo, jeżeli środki pochodziły ze wspólnego budżetu.

Zdarzają się różne „manewry”. Adwokat przytoczył przykład faceta, który przed rozwodem sprzedał wspólny samochód bratu za symboliczną kwotę, żeby tylko żona nic nie dostała. Ale przecież w takim przypadku można domagać się zwrotu wartości tego majątku. I sąd często przyznaje rację poszkodowanej stronie.

Na razie nie mieszkam z mężem – on i jego matka praktycznie wyrzucili mnie z naszego mieszkania. O jakimkolwiek rozliczeniu czy spłacie mojej części choćby nie chcą słyszeć. Dla nich jestem po prostu „byłą”, która dała pieniądze i ma się teraz zniknąć.

Nie wiem jeszcze, co dalej zrobię, ale jedno wiem – nie odpuszczę. Smutne tylko, iż ludzie potrafią być tak bezwzględni.

Idź do oryginalnego materiału