„Pełne koło” to nowy serial Stevena Soderbergha dla HBO Max, w którym oglądamy pogmatwaną historię kryminalną i rodzinną zarazem. Kto jest tutaj kim i czego powinniśmy się spodziewać? Zapytaliśmy o to odtwórców głównych ról.
Oscarowy reżyser Steven Soderbergh powrócił w tym tygodniu z kolejnym – po „The Knick” i „Mozaice” – serialem. „Pełne koło” to trochę thriller z wątkiem kryminalnym, a trochę dramat rodzinny. Akcja tej sześcioodcinkowej miniserii HBO Max dzieje się w Nowym Jorku, ale swoimi korzeniami sięga do Gujany. Autorem scenariusza jest Ed Solomon, scenarzysta filmów z serii „Iluzja”, który stworzył układankę, wypakowaną różnorodnymi postaciami i skomplikowanymi powiązaniami między nimi.
W obsadzie są m.in. Zazie Beetz („Atlanta”), Claire Danes („Homeland”), komik Jim Gaffigan, Jharrel Jerome („Jak nas widzą”), Timothy Olyphant („Justified”), CCH Pounder („Avatar”) i Dennis Quaid („Goliath”). Serialowa miała okazję porozmawiać z czwórką z nich – Beetz, Gaffiganem, Jerome’em i Olyphantem – i poprosić o pomoc w zorientowaniu w tym galimatiasie ludzkich spraw i słabości, jakim jest „Pełne koło”.
Pełne koło – kto jest kim? Co łączy obie rodziny z serialu?
„Pełne koło” zaczyna się od wydarzeń w Queens, gdzie ginie członek przestępczej rodziny Mahabirów. Sprawy w swoje ręce bierze Savitri Mahabir (CCH Pounder), imigrantka z Gujany, która chce pomścić śmierć swojego szwagra i ma na to konkretny pomysł. Wykonawcą planu zostaje jej bratanek, Aked (Jharrel Jerome), który w 1. odcinku wprowadza w życie plan porwania nastoletniego syna Dereka (Timothy Olyphant) i Sam (Claire Danes) Browne’ów, bogatej rodziny z Manhattanu. Powiązań między dwiema rodzinami możemy na początku się tylko domyślać. Widzimy jedynie, iż porwanie idzie nie tak, jak trzeba, bo Aked uprowadził niewłaściwego chłopca.
Jak powiedział nam Jerome, jego bohatera na początku łatwo jest postrzegać jako głównego złoczyńcę, ale z czasem zaczniemy zauważać, iż to bardziej skomplikowane.
— Cóż, na papierze Aked to (…) ten zły, toksyczny człowiek, który kieruje się wściekłością. I myślę, iż największym wyzwaniem [aktorskim] było odłożenie tego na bok i danie mu trochę życia, aby publiczność mogła się z nim trochę utożsamić. Myślę, iż najlepsi złoczyńcy to złoczyńcy, których w pewnym momencie można pomylić z bohaterami. Dlatego chciałem upewnić się, iż jestem w stanie dopracować te niuanse, aby nie było to zbyt przesadzone. Wiem, iż na początku scenariusza, na początku serialu jest wiele momentów, kiedy Aked dużo robi i martwisz się o niego. I ja chciałem tego, chciałem upewnić się, iż widzowie mogą martwić się o postać, która jest tak bardzo kieruje się złem czy też swego rodzaju mrocznymi intencjami.
Jak przyznał aktor, jego bohater nosi w sobie wiele bólu i traumy, a z czasem zaczynają pojawiać się większe pytania: jak według Akeda to się może skończyć? Czy on ma szansę wyjść z tego cało? Czemu on w ogóle to robi? Jakie są jego życiowe cele?
— Tak, myślę, iż kiedy zaczynasz zdejmować z niego kolejne warstwy, to jest pytanie, z którym zdajesz sobie sprawę, iż on ma do czynienia. Myślę, iż on ma wejść w buty ważnego człowieka i nie wie, jak to zrobić. To prawie tak, jakby przekazano mu rodzinną pochodnię, ale on nie zdawał sobie sprawy, iż tak naprawdę była to bomba. Więc myślę, iż to jedna z postaci (…), gdzie wszystko jest na odwrót. Nie widzisz, jak on zaczyna coś budować. Widzisz, jak on jest na równi pochyłej. I od tym względem to jest zdecydowanie skomplikowana postać.
Podczas gdy po stronie Mahadirów oglądamy historię z dawną klątwą i rysowaniem pełnego koła w tle, rodzina Browne’ów stara się chronić swojego syna, Jareda (Ethan Stoddard, „Mysteries at the Museum”), i zrozumieć całą sytuację. Możemy domyślać się, iż istotną rolę w całej układance odgrywa ojciec Sam, Jeff (Dennis Quaid), właściciel sieci knajp i kucharz celebryta. Ale bardzo podejrzanie zachowuje się też Derek, który – jak zasugerowała końcówka 2. odcinka – wydaje się mieć jakiś związek z Nickym (Lucian Zanes), chłopakiem, którego porwano zamiast Jareda. O co tutaj chodzi?
— Cóż, (…) [Derek] zdecydowanie jest w tarapatach. Najwyraźniej próbował utrzymać coś w tajemnicy i niczego nie stracić. On to robił od bardzo dawna i wszystko zaczyna się rozpadać. On, nie wiem, wydaje mi się kimś, kto bardzo się stara. On próbuje. Wydaje się, iż naprawdę troszczy się o wszystkich zaangażowanych, ale on w pewnym momencie podjął naprawdę złą decyzję i to ich po prostu dopada – powiedział nam Olyphant.
Pełne koło – co ukrywa agent grany przez Jima Gaffigana?
Zagadkę dotyczącą tego, co tak naprawdę się dzieje i o co chodzi w całej historii, usiłuje rozwiązać, praktycznie na własną rękę Melody Harmony (Zazie Beetz), młoda i niepokorna agentka U.S. Postal Inspection Service, działając wbrew własnemu szefowi Manny’emu Browardowi (Jim Gaffigan) i wydaje się też, iż wbrew zdrowemu rozsądkowi. Jak zdradziła nam Beetz:
— Myślę, iż głównym motorem napędowym mojej postaci, agentki Harmony, jest ambicja, ale także [szukanie] akceptacji i próba wykazania się. Więc myślę, iż to jest w jej przypadku interesujące: na ile to brak strachu przed wchodzeniem w to wszystko, a na ile chęć pomocy? I jak bardzo jest to coś w rodzaju jej własnych, samolubnych motywacji, chęci, by ludzie traktowali ją poważnie, chęci udowodnienia szefowi, iż myli się co do niej, chęci uzyskania czegoś dobrego dla siebie. Tak więc myślę, iż to jest interesujące w jej przypadku. Wydaje mi się, iż niektóre z jej motywacji czasami są zagmatwane do poziomu swego rodzaju warstw emocjonalnych rzeczy, które się z nią dzieją. Więc tak, ona może iść na starcie, ale z jakiego powodu?
Gaffigan przyznał, iż grany przez niego Manny, szef Mel, to trochę taki stary pryk, który stara się w nic za bardzo nie mieszać, a kiedy coś mu się przytrafia, uważa się za ofiarę.
— Moja postać to ktoś, kto myśli, iż jest ofiarą okoliczności, ale jest nieświadomy własnego wpływu na problemy, które stworzył. Kwestia dialogowa, którą uwielbiam, jeżeli chodzi o Manny’ego, i która moim zdaniem naprawdę ucieleśnia to, kim Manny jest, [to ta] kiedy on rozmawia z facetem, który pracował w kasynie, i mówi o tym, jak za każdym razem, kiedy wdaje się w kłótnię z kobietą, przegrywa. Bo myślę, iż to ucieleśnia jego filozofię czy też podejście do spraw. Wszyscy znamy takich ludzi, którzy ciągle myślą: zostanę wydymany. Muszę to zrobić. To nie moja wina. To nie moja wina, iż złamałem prawo. To nie moja wina, iż jestem nieobecnym ojcem. To nie moja wina. Myślę więc, iż on ucieleśnia ten typ faceta, który myśli, iż zawsze przegrywa kłótnie z kobietami, nie patrząc na to, czemu w ogóle kłóci się z kobietami.
(…) Czułem także, iż to było pokoleniowe, ponieważ wszyscy słyszeliśmy takie historie. Ktoś pracuje w kancelarii prawnej przez 10 lat, a potem zatrudniają nowych prawników, którzy dopiero co pokończyli studia, a on mówi: muszę wyjść, mam imprezę urodzinową. Chciałem uchwycić coś z tej frustracji pokoleniowej – millenials, który chce iść na skróty, kontra osoba z pokolenia X, która stwierdza: ja odsiedziałem swoje, czemu ty nie możesz?
Gaffigan zasugerował jednak, iż sprawy w przypadku Manny’ego wcale nie będą takie proste. To nie do końca jest tak, iż Mel ma paranoję na punkcie własnego szefa.
— Ale też zdecydowanie uwielbiam, kiedy masz oczekiwania co do postaci na początku serialu, które są prawdziwe, ale brakuje ci pewnych elementów. Więc kiedy zdajesz sobie w końcu sprawę, iż chciałem na początku przedstawić Manny’ego jako ofiarę Melody albo [pokazać] iż ona miała paranoję na punkcie swojego szefa – ona jest zwyczajnie szalona, to po prostu jest gość, który przestrzega reguł – więc kiedy to wychodzi na jaw, wszystko staje się bardziej mętne.
Pełne koło – o czym tak naprawdę jest serial HBO Max?
Oglądając galimatias ludzkich spraw i kłamstw, jakim jest „Pełne koło”, łatwo stracić z oczu wątek przewodni czy też przesłanie serialu. A to, jak wskazali w rozmowie z Serialową aktorzy, znacznie wykracza poza prosty thriller kryminalny. Jerome powiedział nam wprost, iż jest to historia, w której dosłownie nikogo nie da się lubić i każdy zmierza ku własnemu upadkowi, który sam na siebie sprowadził.
— To bardzo prawdziwe. Myślę, iż to właśnie uczyniło ojca chrzestnego ojcem chrzestnym, a chłopców z ferajny chłopcami z ferajny. Myślę, iż nasi główni bohaterowie w tych filmach właśnie to robili. Doprowadzili do własnej autodestrukcji, opierając się na ego, władzy i chęci bycia na szczycie. I tak, czasami chodzi to, żeby zamknąć rozdział, przejść dalej i przynajmniej pożyć dłużej. Ale większość ludzi w tym świecie nie myśli o tym, żeby żyć długo, nie tak bardzo, jak o tym, żeby mieć życie pełne władzy i sukcesów. (…) I ten serial pokazuje dokładnie to. Myślę, iż każdy zmierza ku własnemu upadkowi. I to prawie coś w stylu: kogo ja mogę polubić w tym serialu? Nie wiem, kogo lubić, bo każdy popełnia własne błędy i staje się swoim największym wrogiem.
Według Zazie Beetz „Pełne koło” jest historią o tym, jak nasze działania – nieważne, czy te „małe”, czy te znacznie ważniejsze – mają wpływ na innych ludzi. Wszystko dzieje się w kontekście, wszystko ma swój powód, nic nie dzieje się w próżni.
— Myślę, iż [jest tutaj] refleksja nad tym, dlaczego wszystkie działania mają zasadniczo kontekst i ludzie podejmują decyzje w następstwie innych decyzji, które praktycznie zostały podjęte za nich. Mamy w tej historii tę zamożną rodzinę, która 20 lat temu dokonała pewnych wyborów, które powracają i mają wpływ na całą grupę innych ludzi, o których oni choćby by nie pomyśleli, dopóki nie doszło do tego porwania.
I myślę, iż [jest w tym] medytowanie nad każdą decyzją, którą podejmujesz w swoim życiu, a która wpływa na innych, nieważne, czy jest to coś tak małego, jak niewyrzucenie plastikowego kubka na ulicę, czy coś tak ważnego, jak na kogo głosujesz. Myślę, iż dla mnie to była największa rzecz, jaką wyniosłam z serialu. I kogo postrzegamy jako bohaterów i złoczyńców – to mocne słowo – czy też ludzi, którzy robią „złe” rzeczy i dlaczego to robią. Nic nie dzieje się w próżni. Wszystko ma swój powód. To dla mnie przesłanie „Pełnego koła”.
Olyphant powiedział z kolei, iż ta historia zwyczajnie go wciągnęła, ale tak naprawdę był gotowy zagrać w serialu, zanim przeczytał choćby fragment scenariusza, bo swoje zrobiła magia nazwiska Stevena Soderbergha.
— Najpierw był telefon w sprawie spotkania z Soderberghiem. I ja praktycznie byłem na pokładzie, zanim cokolwiek przeczytałem. adekwatnie to on mnie zapytał w pewnym momencie – po tym jak już długo rozmawialiśmy z nim i Edem [Solomonem] – czego trzeba, żebyśmy w pewnym sensie doprowadzili to do mety. I ja mu powiedziałem, iż musiał być źle poinformowany. Chciałem tego od początku. Zawsze chciałem z nim pracować. Po prostu jestem wielkim fanem. Ale jeżeli chodzi o scenariusz, scenariusz był ekscytujący. Po prostu go pokochałem. Od pierwszej strony po prostu mnie to wciągnęło. Pamiętam, jak od samego początku czułem, jak bicie serca mi przyspieszyło. To było świetne. To była szybka lektura.
Produkcja HBO Max w całości ma liczyć zaledwie sześć odcinków, które opowiedzą zamkniętą historię. Tutaj znajdziecie naszą recenzję serialu „Pełne koło”.