Książulo ostatnio postanowił przetestować dania w restauracji Michela Morana w podwarszawskich Laskach. Nie wszystkie propozycje w MaMaison go zachwyciły, ale pochwalił między innymi polędwicę. - Rostbef i polędwica wypadły bardzo dobrze. Najlepszy stek z polędwicy, jaki jadłem - stwierdził youtuber w swojej relacji. W miniony poniedziałek Książulo wybrał się na mecz Polska - Szkocja na PGE Narodowy. Tam niespodziewanie spotkał się z kulinarnym znawcą.
REKLAMA
Zobacz wideo Moran nadaje ze szpitala. Co się stało?
Książulo zrecenzował restaurację Morana. Potem wpadł na niego na meczu
Książulo nie był zachwycony zupą dyniową, którą zakupił na PGE Narodowym przy okazji meczu Polska - Szkocja. Co więcej, zapłacił za bilety naprawdę słono, bo zdecydował się na pakiet VIP za dwa tysiące złotych od osoby. Nagle okazało się, iż tuż obok youtubera stanął Michel Moran. Panowie bardzo ucieszyli się na swój widok, a Książulo od razu zapytał o kwestię wspomnianej polędwicy. - K***a, mam p*******e - wypalił Moran. - Ale to pokazuje jedno, jak ta wiara, jak ludzie potrafią wierzyć, ale to pięknie - dodał ekspert kulinarny. - Nie wiem, czemu nam wierzą, ale tak wyszło - odpowiedział Książulo.
Książulo słono zapłacił za jedzenie na PGE Narodowym w opcji VIP
Książulo był bardzo podekscytowany spotkaniem z Michelem Moranem. Podkreślał swoim widzom, iż spotkanie było zupełnie przypadkowe. - Michela spotkaliśmy. To nie była ustawka. Pytał, czy jeszcze po przerwie się zobaczymy, a ja mówię, iż tylko jemy i spierdzielamy. Że nas to nie interesuje za bardzo. Wydaliśmy tylko cztery koła na jedzenie - ironizował Książulo.
Książulo wypromował jej lokal w sieci. Miała do niego pretensji
Lokale, które w sieci poleca Książulo, często spotykają się z ogromnym zainteresowaniem ze strony jego obserwatorów. Jednak nie zawsze właściciele są z tego powodu zadowoleni. YouTuber spotkał się choćby z pretensjami z powodu zbytniego ruchu. - W ciągu dnia nie znajdujemy czasu choćby na krótką przerwę. Do pracy przychodzę na 8.00, a często wychodzę z niej dopiero koło 18.00. Zaczęłam mieć myśli, czy nie zamknąć tego lokalu. Wcześniej stołowali się tutaj głównie mieszkańcy, a teraz przychodzi do nas mnóstwo osób, a nasi stali klienci nie mają siły, aby tyle czasu spędzać w kolejkach - żaliła się jedna z właścicielek jadalni na warszawskim Żoliborzu.