Popłakałem się. Jak małe dziecko zaniosłem się płaczem. Czekałem po seansie, aż wszyscy wyjdą, bo nie mogłem dojść do siebie, a przecież chłopaki nie płaczą publicznie. Tyle iż nikt nie wychodził, prawdopodobnie z tego samego powodu co ja, ktoś dyskretnie czyścił nos, ktoś inny westchnął głęboko, ale do wyjścia się nie zbierano. Oto, co znaczy zostać wbitym w fotel. 40 lat chodzę do kina, ale nigdy dotąd nie dałem sobie tak rozregulować emocji. Ostatni raz płakałem z bezsilnego współczucia bodaj podczas seansu „Zniewolonego” Steve’a McQueena, nie dałem rady przejść suchym nosem przez scenę, w której afroamerykańska niewolnica była chłostana za to, iż użyła podkradzionego mydełka. Tyle iż wtedy, już po seansie, kiedy mechanizm projekcji-identyfikacji został zatrzymany, wystarczyło otrzeć łzy i poczuć ulgę. Ekranizacja wspomnień Solomona Northupa była wszak obrazem historycznym, można było wyjść z kina i wrócić do rzeczywistości z poczuciem, iż czasy się zmieniły, ludzie już nie są tak podli, a choćby jeżeli są, prawo im nie pozwala dawać tej podłości upustu w krzywdzeniu słabszych. Człowiek to okrutne zwierzę, ale cywilizuje się – dwie dekady po wydarzeniach opowiedzianych przez Northupa oficjalnie zniesiono niewolnictwo w Ameryce, 100 lat później, po traumie Holokaustu, wprowadzono Powszechną deklarację praw człowieka – wydawałoby się, iż ludzkość uczy się na swoich tragicznych błędach. Tymczasem z „Zielonej granicy” Agnieszki Holland wychodzimy wprost do tej samej ponurej, brunatnej rzeczywistochy, nie da się jej zetrzeć razem ze łzami, jesteśmy nią oblepieni na co dzień i od święta, a w czasie najbrudniejszej kampanii wyborczej w historii Polski kontury podłości wyostrzają się jeszcze bardziej. Film się kończy, ale projekcja trwa dalej po napisach końcowych, bo od dwóch lat w naszych lasach przygranicznych umierają ludzie, którzy bez własnej winy znaleźli się w koszmarnej pułapce losu. I znowu będzie ich umierać więcej, bo za miesiąc, może dwa, przyjdzie podlaska zima i zrobi swoje.
Cały tekst można przeczytać w „Przeglądzie” nr 40/2023, dostępnym również w wydaniu elektronicznym.