Koncert The Messthetics i Jamesa Lewisa w Lublinie

news.5v.pl 8 godzin temu

Na początku tego tekstu pozwolę sobie na odrobinę tonu osobistego i napiszę, iż dokładnie 30 lat temu byłem na koncercie najważniejszego zespołu posthardcore w historii.

Zespół miał na imię Fugazi i zagrał 23 czerwca 1995 roku w Lublanie, stolicy Słowenii.

Miałem 24 lat i ten koncert pomógł mi uświadomić sobie to, co jest dla mnie ważne w muzyce. Wszystko, czego słuchałem (a czasem grałem) po nim, było analizowane przez pryzmat emocji, które wtedy czułem.

Sekcja rytmiczna

30 lat później byłem na jeszcze jednym ważnym koncercie, tym raz nie w Lublanie, ale w Lublinie. Znowu miałem okazję oglądać sekcję rytmiczną, która grała kiedyś w Fugazi (którzy się nigdy oficjalnie nie rozpadli, ale nie grają już 20 lat), a teraz mają nowy zespół The Messthetics.

Każdy, kto kiedyś słuchał Fugazi, wie dobrze, iż perkusista Brendan Canty i basista Joe Lally byli jednym z najważniejszych atutów tego zespołu. Duet ten stwarzał mocną strukturę rytmiczną, która jednocześnie charakteryzowała się punkową dynamiką i czarnym groovem, co pozwoliło gitarzystom Ianowi MacKaye’owi i Guyowi Piccioto zagrać wszystko, co tylko przyszło im do głowy.

To właśnie ta rytmiczna wielowarstwowość sprawiła, iż fani nie byli zaskoczeni, gdy sześć lat temu Canty i Lally założyli projekt The Messthetics, którego muzyka opiera się przede wszystkim na tej złożoności. Zatrudnili gitarzystę Anthony’ego Pirogę, którego gra jest w równej mierze inspirowana punkiem, jazzem i improwizacją. Trio wydało już kilka albumów, a w Lublinie pojawili się, aby na znakomitym festiwalu Inne Brzmienia promować swój najnowszy, który nagrali z amerykańskim saksofonistą Jamesem Brandonem Lewisem.

Magiczna kraina

Połączenie punk rocka i free jazzu nie jest tam niczym niezwykłym – od 1970 roku i albumu The Stooges „Fun House”, na którym grał saksofonista Steve MacKay. Ta ekscytująca kombinacja zainspirowała również znanych muzyków jazzowych, takich jak Ken Vandermark czy Mats Gustafsonn, którzy przyznali, iż punk miał na nich taki sam wpływ jak jazz.

Gdzieś w tych muzycznych wodach poruszają się również The Messthetics w połączeniu z Lewisem.

Ich półtoragodzinny, pełen natchnienia koncert zabrał słuchaczy do tej magicznej krainy, gdzie już nie ma gatunków muzycznych, a ważne są jedynie szczera emocje i ich ekspresja.

Każdy, kto przyszedł na koncert z nostalgii (przyznaję, jestem jednym z nich), dostał od niego o wiele, wiele więcej. Canty i Lally brzmią tak jak w swoich najlepszych czasach, przez cały czas jak muzyczne bliźnięta syjamskie, ale to już nie jest post-hardcore z Waszyngtonu, tylko coś innego, równie ekscytującego. W końcu byłoby dobrze, gdyby Fugazi nigdy więcej się nie spotkali. Niektóre rzeczy lepiej zostawić w przeszłości.

I na koniec kilka słów o festiwalu Inne Brzmienia. Wstyd się przyznać, ale jestem na nim pierwszy raz. Ale skoro już tam byłem, to na pewno tam wrócę.

Takie „małe” festiwale, na które przychodzi publiczność, która naprawdę rozumie i kocha muzykę, to coraz rzadsze perełki w świecie muzyki rockowej, która stała się nie do zniesienia komercyjna.

Idź do oryginalnego materiału