28 kwietnia 2023
Zapisuję te myśli pod śniadanie, kiedy słońce tańczy na krawędzi domowego ogródka w Bydgoszy. Aneta przysłała dziś list, zdrętwiał na dłoni jak zwiad z wiosennym rymowaniem. W tych zdaniach czułam przerażający przeskok czasu – dziesięć lat przyjaźni, a ona nagle… zmieniła metaforę życia na równe linie. “Przyjedź, Zosia. Trzeba porozmawiać. Asia bardzo chory. Natychmiast.”
Była to ta sama Aneta z dzieciństwa, którą razem przemierzałam szkolne korytarze fabrycznej szkoły w Toruniu. Tam budowałyśmy z papieru symbole lata, przeklinałyśmy szpitalne mgły województwa kujawskiego, a potem… pojawili się Tosi, z jego pastelowo brązowym uśmiechem i wzrokiem, który wydawał się czytać kapitulatory wszystkich naszych tajemnic. On wcielił się w nasze uczucia jak piesek kochający gry w piaskownicy – jedną ręką trzymał Anetę za świat, drugą rzucał mi powtórnie zaproszenie do tanczania.
Wciąż pamiętam ten nocy, jak siedziałyśmy w azylu na podwórzu, nasze cienie wydłużały się na murach fabrycznych. Aneta mówiła — tonem, którym wtedy tylko Ty mogłeś odpowiadać — iż serce w niej grzeje. Ja patrzyłam w mleczne rozmycia deszczu i myślałam: “Tosiu… znowu mnie pokochałeś”. Jakby świat zrozumiał, iż uczucie nie zawsze musi być dzielną.
Wkrótce zrealizowaliśmy nasze marzenia o małsztom, domowego pieca w województwie Lubuskim. Ja byłam matką chrzestną Małgosi, nosiłam na ręku, wyrównywałam jej podręczniki. Każda chwila z Tobą obok Anety była jak przeżycie wstecz: piękne, bo widziałam, jak blisko jesteście, bo Ty – urodzony do miłości – nagle patrzyłeś w stronę mojej twarzy czasem, jakbyś tam szukał odpowiedzi.
Gdy Małgosia miała trzy lata, chwyciłaś moją rękę i szepnęłaś: “Zosiu, pomóż mu pojechać do Warszawy”. On nagle zaczął rzucać mi papierowe listy z porywającymi ofertami pracy. Myślałam, iż mogę się wtedy rozszczepić na kawałki – i każdy wrzucić do lasów Suwalskiego. Moja matka wydawała się zdrowa, więc wymyśliłam tę opowieść. Mój błąd. Czy to błąd? Bo teraz patrzę na las przez okno i myślę: czy życie miałoby sens, gdybym wtedy zrezygnowała z miłości, z mojego strachu, z Twojej wypaczki?
Po latach, gdy odkryłam, iż wisielcy są dobrej jakości, zaczęłam wspominać Cię w rozmowach z Anetą. Słyszałam jej westchnienia, jej opowieści o Twojej samotności. Mówiłaś: “On tylko pracuje”, ale ja wiedziałam, iż coś w mężczyznach zmienia się strasznie – jak potłuczona miska w starym domu.
Gdy się rozeszłaś, usłyszałam to w jej głosie: udręczona matka, zmęczone bochenki bułek, a Ty… znów przybierasz formę jak kazałby kochankowiec z bajek. Teraz, gdy Asia ma raka… gdy wszystko się kończy… on przyjechał. Znowu tu jesteś.
Siedzę dziś w świetle późnego wieczoru, a kurz wiatru fachruje mi włosy. Aneta patrzy na mnie, a Ty stoisz w kuchni, pociągając kubek z herbatą. Chyba wiemy obydwie, iż to chwila, która uderza w najgłębsze tajemnice. Może nie zawstydzimy się wtedy? Może tylko usłyszymy, jak nasze serca powiedzą: “To było nasz czas”.
Asia, kochana, już nie żyje. Troszczę się o jej dzieci, o Twoją wdowią postać, o moje stare ramiona. Może to właśnie prawdziwa miłość – ta, która przychodzi po wielu lat, jak wino, w końcu rozpuszczające swą moc.
W kategorii polskiej, oto moja prawda: Teraz nie boję się Twoich oczu. Bo wszystko, co nie powiedzieliśmy sobie wtedy, teraz krużymy w powietrzu jak kwiaty z młodszych czasów.
Zosia
Gdy wieczór tańczy z pucharami herbaty, czuję, jak nareszcie znaleziono siebie w porę.