Kocham cię, Króliczku! Recenzujemy książkę autorstwa Mony Awad

gazetafenestra.pl 4 godzin temu
Najdziwniejsza „dark academia” w waszym życiu / Źródło: fot. Maria Pilarska / Fenestra (kolaż własny)

Mroczna, surrealistyczna baśń, skryta pod pozornie zwyczajną historią o studentce-outsiderce i grupie zupełnie odmiennych, słodkich jak wata cukrowa młodych kobiet. Tak jednym zdaniem można opisać głośną powieść autorstwa kanadyjskiej pisarki Mony Awad, uroczo zatytułowaną „Króliczek”. Pod okładką w kolorze gorącego, krzykliwego różu czai się jednak ogrom bolesnych słów prawdy i refleksji o nas samych oraz tym, co znamy najlepiej. Momentami więcej niż zdołamy udźwignąć.

Sceptyczna wobec otaczającego ją świata i kierująca się przeważnie zdrowym rozsądkiem Samantha jest stypendystką na renomowanej, ale ekscentrycznej wyższej uczelni artystycznej, Warren. Kobieta pragnie zostać pisarką, jednak niekonwencjonalne podejście szkoły do studentów wydaje się wytrącać ją z równowagi twórczej. Jest jednak coś, a adekwatnie ktoś, jeszcze. Ktoś, kto nie daje jej spokoju i wzbudza w Samancie głęboką, niewytłumaczalną niechęć. Emanująca zapachem świeżej trawy i słodyczy, skąpana w pastelowych barwach grupka czterech dziewczyn, z których każda zwraca się do pozostałych piskliwym głosem per „Króliczku”. Na skutek osobliwego splotu wydarzeń losy głównej bohaterki łączą się z historią Króliczków – za lukrowaną na różowo powierzchnią kryje się jednak świat daleki od pełnych uroku ideałów. Czy ich podejrzanie sekciarska skłonność do bezkrytycznego wychwalania siebie nawzajem oraz absolutnego oddania grupie jest naprawdę tak niepokojąca, jak się wydaje, czy może… znacznie bardziej, niż chcielibyśmy przyznać?

Piękno dziwności szkodzi?

Nazwa „weird fiction”, dosłownie dająca się przetłumaczyć na „dziwna fikcja”, określa podgatunek, do którego przynależą utwory właśnie takie – osobliwe, wymykające się ramom klasycznych podziałów gatunkowych. Termin spopularyzowany został w latach trzydziestych XX wieku przez jednego z czołowych przedstawicieli tej odmiany literatury, H. P. Lovecrafta. Zdaniem autora, typowe dzieło tego rodzaju charakteryzuje się klaustrofobiczną atmosferą lęku niemożliwego do wytłumaczenia, unieważnieniem stałych praw natury czy obecnością nieznanych mocy. Temat ma być złowieszczy i jednocześnie poważny, powinien przy tym przedstawiać jak najbardziej przerażające wyobrażenie ludzkiego umysłu.

Czytając „Króliczka” możemy z łatwością dojść do wniosku, iż autorka dokładnie zapoznała się z wytycznymi mistrza dziwnej grozy. Pierwszy zwrot akcji, którego wyjątkowość podziwiam z niemałą dozą przerażenia, wpisuje się dokładnie w klimat oderwania od rzeczywistości opisywany przez Lovecrafta. Zabieg ten odarł bowiem grupę pastelowych dziewcząt z całego ich uroku i pozostawił mnie w takim szoku, jakby niewidzialna ręka wyłoniła się spośród kartek i wymierzyła mi siarczysty policzek. Potencjał na kolejną serię uderzeń pozostał jednak boleśnie niewykorzystany, a fabuła jakby sztucznie ugrzeczniona, niczym skarcone dziecko, które postawiono w kącie. Dzięki wyraźnej popularności w mediach społecznościowych, powieść kanadyjskiej pisarki trafiła do szerokiego grona odbiorców, spotykając się ze skrajnie różnymi opiniami czytelników. Dokładnie tak, jak wcześniej Sally Rooney i jej „Normalni ludzie” spolaryzowała miłośników literatury współczesnej i do dziś prowokuje żywe dyskusje. Moja postawa wobec dzieła Awad jest zdecydowanie bardziej krytyczna niż pełna zachwytów, choć z całego serca pragnęłam dać się pochłonąć króliczkowej miłości.

W dół króliczej nory

Pisarka ma niezwykłą umiejętność mieszania rzeczywistego z odrealnionym w sposób praktycznie niezauważalny. Dzięki temu niemożliwe jest także przewidzenie następnego kroku autorki. W imponująco sprawny sposób buduje napięcie i konstruuje dziwnie przerażające sceny rodem z onirycznych filmów „gore”. Sprawia to, iż przez znaczną część pierwszej połowy książki czytelnik trwa w stanie ciągłego szoku. Wielość nowych informacji oraz ich nierzadko odpychająca treść potrafią wywołać prawdziwe zawroty głowy. Sprawa jednak ulega niefortunnej komplikacji za połową dzieła, gdy wprawiające wcześniej w konsternację zabiegi zaczynają być powtarzalne i zwyczajnie nużące. Trudno nie ulec wówczas wrażeniu, iż autorce skończyły się pomysły na dalsze „weird” w jej „fiction”, skupia się więc na zupełnie innych wątkach i zmienia punkt ciężkości książki.

Przyznać należy, iż wątki akademickie zostały oddane wyjątkowo trafnie. Opis przypomina „Tajemną historię” – ukazuje uprzywilejowane środowiska ukryte za potężnymi murami elitarnego uniwersytetu. Awad potrafi bowiem doskonale posługiwać się ostrą jak brzytwa krytyką społeczeństwa, natomiast często brak jej większej głębi. Nie chodzi naturalnie o uciekanie się do pretensjonalnego znawstwa czy pseudosocjologicznych badań na kartach fikcyjnej opowieści, ale o dalej posuniętą refleksję czy świeższe spojrzenie. Z drugiej strony trudno o nową perspektywę, jeżeli człowiek buntuje się stale przeciwko temu samemu, archaicznemu systemowi. Niemożność wyjścia spod jego sztucznie skomplikowanych, odczłowieczonych struktur doskonale przekłada się na wzrastającą frustrację i dezorientację bohaterki.

Wredne dziewczyny

Zagubienie wydaje się być jednym z głównych odczuć, z którymi utożsamiamy Samanthę i z przykrością stwierdzam, iż nie działa to na jej korzyść. Nie jest to jednak źle wykreowana postać, ale ponownie pozbawiona przez autorkę potencjału. Warto docenić sytuacje, w których niewiedza bohaterki i ogólny chaos panujący w jej życiu odzwierciedlane są w narracji, przez co mamy wrażenie obcowania z narratorem niewiarygodnym. Nie sposób wówczas stwierdzić, czy jesteśmy okłamywani, czy przedstawione wydarzenia są jedynie wytworem wyobraźni kobiety. Czy naprawdę nie jest świadoma lub zapomniała, co się z nią działo w kluczowych momentach? Próby wnikania w głąb umysłu protagonistki choć godne uwagi, zbyt często sprawiają wrażenie nic nie wnoszących „zapychaczy”.

W kwestii kreacji pozostałych postaci, Awad postawiła bardziej na efemeryczne, humanoidalne figury niż ludzi z krwi i kości. Właśnie ten zabieg, tak samo jak oparta na metaforze krytyka systemu akademickiego, prawdziwie mnie zachwycił swoją wyjątkowością. Zarówno przyjaciółka Samanthy, Ava, oraz cztery pachnące watą cukrową Króliczki podobne są raczej do barwnej, może wyśnionej idei niż zwyczajnego człowieka. Pastelowa grupa to najbardziej stereotypowa ekipa zapatrzonych w siebie, bogatych młodych kobiet – żywcem wyjęta z popkulturowych wzorców rodem z „Wrednych dziewczyn”.

Choć naprawdę trudno mi z czystym sumieniem polecić „Króliczka”, sam proces czytania w zdecydowanej większości sprawiał mi ogromną przyjemność. W pozostałych przypadkach odrzucała mnie pretensjonalność i irytująca wielość kulturowych odwołań. Awad błaga jednak czytelnika o znajomość terminów literaturoznawczych, aby błyskotliwe uwagi Samanthy faktycznie mogły wydawać nam się błyskotliwe. Czy nie jest to jednak dokładnie to, o co sama autorka posądza uczelnie wyższe? O działanie oparte na systemie wykluczającym człowieka pozbawionego znajomości konkretnego kanonu czy zestawu pojęć, o sztucznie wykreowane wrażenie niedostępności. A jeżeli dokładnie taki był jej cel? Chciała przedstawić siebie jako osobę świadomą wszystkich niedoskonałości akademii, jednocześnie dając czytelnikowi do zrozumienia, iż sama jest ich więźniem. Krytykując bowiem system, jednocześnie korzysta z wszystkich zapewnionych przez niego środków. Może jednak łatwiej rozbić strukturę tak skomplikowaną dzięki środków wręcz antycznych. Skomplementować, oddać hołd i obdarować. A następnie, z zaskoczenia, przejąć nad nim kontrolę i obserwować jak Króliczek trojański spełnia swoją powinność.

Maria PILARSKA

Idź do oryginalnego materiału