"Tempo, ruch, ofensywa" – z uporem maniaczki powtarza pod nosem dżudoczka Leila (Arienne Mandi), która pewnym krokiem wchodzi właśnie na matę. Widownia podnosi wrzawę, ale Leila Hosseini słyszy jedynie miarowe bicie swojego serca i echo dudniącej w jej głowie mantry. Tempo, ruch, ofensywa. Gdy Iranka wbija czujny wzrok w przeciwniczkę, wszystko dookoła znika. Szybki atak, mocny chwyt, miękkie lądowanie. Konkurentka klepie ją w ramię na znak kapitulacji, a protagonistka, jakby wybudzona z hipnozy, zwalnia ucisk, triumfalnie wznosząc się ku wiwatującej jej publice. W "Tatami", emocjonującym mariażu thrillera politycznego i sportowego widowiska, rozedrgany świat bohaterki kurczy się do rozmiarów zbryzganego krwią tatami. Zar Amir Ebrahimi i Guy Nattiv w piekielnie charyzmatycznym duecie reżyserskim zaciągają widza na tytułową matę, by zwalić go z nóg ciężarem ludzkiego dramatu oraz geniuszem filmowego storytellingu. Pozostaje tylko zbierać szczękę z podłogi.
Osobisty dramat walczącej o złoto sportowczyni nieprzypadkowo nosi znamiona greckiej tragedii. Akcja filmu rozgrywa się adekwatnie w ciągu jednego burzliwego wieczora w Tbilisi, podczas Mistrzostw Świata w judo. W potężnym postkomunistycznym gmachu sportowym Hosseini raz za razem pokonuje swoje przeciwniczki, w mgnieniu oka zbliżając się do wymarzonego finału. W każdej potyczce wiernie towarzyszy jej Meryam (Zar Amir Ebrahimi) – niegdyś najbardziej obiecująca dżudystka w Iranie, dzisiaj renomowana trenerka żeńskiej kadry. To właśnie ją jako pierwszą twórcy "Tatami" decydują się poddać ogromnej próbie charakteru. Gdy do Meryam wydzwania wściekły prezes irańskiego związku dżudystów, żądając rezygnacji Leilii z turnieju, opowieść robi dramatyczny zwrot. Kobiety nieoczekiwanie stają przed niemożliwym wyborem, czując, iż los trzyma je w garści, a surowy wyrok ze strony Najwyższego Przywódcy zapadł już dawno temu. Niebotyczna euforia narastająca w bohaterkach gwałtownie ustępuje miejsca paraliżującemu lękowi o bliskich, a później – rozsadzającej wściekłości. Czy kobiety ulegną presji?
Historia irańskiej dżudoczki uwikłanej w polityczną przepychankę uderza podwójnie, gdy okazuje się, iż stanowi mozaikę doświadczeń wielu cenionych sportowców i sportowczyń, których fundamentalistyczna władza naprawdę zmusiła do opuszczenia ojczyzny. Tę tragiczną rozterkę – dotyczącą wyboru życia w biernym posłuszeństwie bądź wyłamania się spod jarzma islamskiej opresji, Guy Nattiv, Izraelczyk od lat mieszkający w USA, za wszelką cenę pragnął opowiedzieć reszcie światu. Pomysł na film nabrał realnych kształtów, gdy twórca "Goldy" nawiązał współpracę z pracującą w Paryżu irańską scenarzystką Elham Erfani, a do obsady oraz reżyserskiego tandemu zaprosił laureatkę Złotej Palmy za przełomową rolę w "Holy Spider", debiutującą za kamerą Zar Amir Ebrahimi. Docenione w Wenecji "Tatami" (Nagroda specjalna Briana) wyrasta z niezwykłego meta-paradoksu: oto żyjący na emigracji Izraelczyk oraz Iranki wspólnymi siłami tworzą film, w którym muzułmański reżim zakazuje irańskiej sportowczyni zmierzyć się na macie z przedstawicielką Izraela. Subwersywność oraz autentyczność, jakimi podszyte są dzieło Nattiva i Ebrahimi sprawiają, iż seans "Tatami" wychodzi poza ramy zwykłego doświadczenia kinowego.
Trio Nattiv-Ebrahimi-Erfani osiągnęło coś niebywałego: z intymnej herstorii Leilii i Maryam twórcy uczynili kipiące od emocji rasowe kino akcji, od którego nie sposób oderwać wzrok choćby na sekundę. Stawiając bohaterki w sytuacji granicznej, cierpliwie i bez cienia sadyzmu, obserwują ich brutalne zmagania z własną naturą. Podczas gdy pogrążona w marazmie Maryam spisuje swoją trenerską karierę na straty, Hosseini, choć ostatkami sił, wciąż nie daje za wygraną. "Tatami" jako immersyjne sportowe show nieustannie przypomina widzom, iż stawka jest niebotycznie wysoka, a ceną za kolejną wiktorię na macie może być ludzkie życie. Emocje eskalują z każdą kolejną minutą, a pulsujący w żyłach kortyzol niemal rozsadza ekran, doprowadzając – zarówno widza, jak i bohaterki – na skraj wytrzymałości. Wrażenie współuczestnictwa w wydarzeniach staje się tak mocne, iż nie zauważamy momentu, w którym wygodny kinowy fotel zamienia się w dziką trybunę, a my – w oddanych kibiców z bólem zaciskających kciuki za szczęśliwe zakończenie dla Hosseini.
"Tatami" pobudza skrywane głęboko instynkty, jednak daleko mu do taniej, popcornowej rozrywki. Widowiskowość dzieła Nattiva i Ebrahimi należy do niezwykle wysublimowanych. Duet odważnie i świadomie eksponuje swój wyrazisty zmysł estetyczny, używając chwytających za gardło środków filmowych. Transgresyjną opowieść o pogoni za wolnością zamyka w klaustrofobicznym formacie 3:4 oraz studzącej emocje czerni i bieli. Świat "Tatami" w obiektywie Todda Martina wydaje się minimalistyczny i chłodny, niemal surowy. To tylko pozory, bowiem zdjęcia Amerykanina przepełnia niespotykana empatia. Gdy zlana potem Hosseini upada na tatami – kamera upada wraz z nią. Gdy przed jej oczami pojawiają się mroczki – kadr rozmywa się, a oko kamery traci ostrość widzenia. Leila walczy o każdy kolejny wdech, a my walczymy wraz z nią, czując fizyczny ból paraliżujący jej zmęczone ciało. Montaż równoległy dynamizuje wartką już akcję, muzyka wprawia w bojowy nastrój (irański rap w wykonaniu Justiny zagrzeje was do walki), a prześwietlające wnętrze bohaterek ujęcia, wydobywają na światło dzienne ich największe demony, a zarazem kruchość i kobiecą siłę. Tę niezwykłą dwoistość piorunująco przedstawiają na ekranie główne aktorki. Powiedzieć, iż Arienne Mandi i Zar Amir Ebrahimi serwują na ekranie role życia, to nie powiedzieć nic.
Feministyczne oblicze "Tatami" nie objawia się wcale w fizycznej krzepie Leili, ani jej celnych chwytach, a w wielowymiarowej konstrukcji męskich oraz kobiecych postaci, oddających ducha współczesnego pokolenia Irańczyków. Współtworzący scenariusz Nattiv i Erfani odżegnują się od stereotypów, odciążając protagonistkę z brzemienia roli nieszczęśliwej żony i matki. To nie jest opowieść o zaborczym mężu zakazującym żonie spełniać jej sportowe marzenia, a herstoria kobiety wspieranej przez kochającego partnera, który autentycznie wierzy w siłę jej charakteru i nigdy nie pozwoli jej się poddać. Zanim jednak nazwiecie powyższą wizję świata utopią, uprzedzę was, iż w postawie scenarzystów nie ma ani grama naiwności. W "Tatami" patriarchalny system przez cały czas istnieje i ma się dobrze – jego macki nie sięgają jednak domowego zacisza Leili i jej rodziny. Niespełna dwa lata po śmierci Mahsy Amini, gest Leili zrzucającej z głowy hidżab na oczach całego świata staje się symbolem żeńskiej solidarności i wyzwolenia. "Tatami" to kino ważne i uniwersalne, dedykowane milionom kobiet pragnących decydować o swoim życiu i ciele.
Osobisty dramat walczącej o złoto sportowczyni nieprzypadkowo nosi znamiona greckiej tragedii. Akcja filmu rozgrywa się adekwatnie w ciągu jednego burzliwego wieczora w Tbilisi, podczas Mistrzostw Świata w judo. W potężnym postkomunistycznym gmachu sportowym Hosseini raz za razem pokonuje swoje przeciwniczki, w mgnieniu oka zbliżając się do wymarzonego finału. W każdej potyczce wiernie towarzyszy jej Meryam (Zar Amir Ebrahimi) – niegdyś najbardziej obiecująca dżudystka w Iranie, dzisiaj renomowana trenerka żeńskiej kadry. To właśnie ją jako pierwszą twórcy "Tatami" decydują się poddać ogromnej próbie charakteru. Gdy do Meryam wydzwania wściekły prezes irańskiego związku dżudystów, żądając rezygnacji Leilii z turnieju, opowieść robi dramatyczny zwrot. Kobiety nieoczekiwanie stają przed niemożliwym wyborem, czując, iż los trzyma je w garści, a surowy wyrok ze strony Najwyższego Przywódcy zapadł już dawno temu. Niebotyczna euforia narastająca w bohaterkach gwałtownie ustępuje miejsca paraliżującemu lękowi o bliskich, a później – rozsadzającej wściekłości. Czy kobiety ulegną presji?
Historia irańskiej dżudoczki uwikłanej w polityczną przepychankę uderza podwójnie, gdy okazuje się, iż stanowi mozaikę doświadczeń wielu cenionych sportowców i sportowczyń, których fundamentalistyczna władza naprawdę zmusiła do opuszczenia ojczyzny. Tę tragiczną rozterkę – dotyczącą wyboru życia w biernym posłuszeństwie bądź wyłamania się spod jarzma islamskiej opresji, Guy Nattiv, Izraelczyk od lat mieszkający w USA, za wszelką cenę pragnął opowiedzieć reszcie światu. Pomysł na film nabrał realnych kształtów, gdy twórca "Goldy" nawiązał współpracę z pracującą w Paryżu irańską scenarzystką Elham Erfani, a do obsady oraz reżyserskiego tandemu zaprosił laureatkę Złotej Palmy za przełomową rolę w "Holy Spider", debiutującą za kamerą Zar Amir Ebrahimi. Docenione w Wenecji "Tatami" (Nagroda specjalna Briana) wyrasta z niezwykłego meta-paradoksu: oto żyjący na emigracji Izraelczyk oraz Iranki wspólnymi siłami tworzą film, w którym muzułmański reżim zakazuje irańskiej sportowczyni zmierzyć się na macie z przedstawicielką Izraela. Subwersywność oraz autentyczność, jakimi podszyte są dzieło Nattiva i Ebrahimi sprawiają, iż seans "Tatami" wychodzi poza ramy zwykłego doświadczenia kinowego.
Trio Nattiv-Ebrahimi-Erfani osiągnęło coś niebywałego: z intymnej herstorii Leilii i Maryam twórcy uczynili kipiące od emocji rasowe kino akcji, od którego nie sposób oderwać wzrok choćby na sekundę. Stawiając bohaterki w sytuacji granicznej, cierpliwie i bez cienia sadyzmu, obserwują ich brutalne zmagania z własną naturą. Podczas gdy pogrążona w marazmie Maryam spisuje swoją trenerską karierę na straty, Hosseini, choć ostatkami sił, wciąż nie daje za wygraną. "Tatami" jako immersyjne sportowe show nieustannie przypomina widzom, iż stawka jest niebotycznie wysoka, a ceną za kolejną wiktorię na macie może być ludzkie życie. Emocje eskalują z każdą kolejną minutą, a pulsujący w żyłach kortyzol niemal rozsadza ekran, doprowadzając – zarówno widza, jak i bohaterki – na skraj wytrzymałości. Wrażenie współuczestnictwa w wydarzeniach staje się tak mocne, iż nie zauważamy momentu, w którym wygodny kinowy fotel zamienia się w dziką trybunę, a my – w oddanych kibiców z bólem zaciskających kciuki za szczęśliwe zakończenie dla Hosseini.
"Tatami" pobudza skrywane głęboko instynkty, jednak daleko mu do taniej, popcornowej rozrywki. Widowiskowość dzieła Nattiva i Ebrahimi należy do niezwykle wysublimowanych. Duet odważnie i świadomie eksponuje swój wyrazisty zmysł estetyczny, używając chwytających za gardło środków filmowych. Transgresyjną opowieść o pogoni za wolnością zamyka w klaustrofobicznym formacie 3:4 oraz studzącej emocje czerni i bieli. Świat "Tatami" w obiektywie Todda Martina wydaje się minimalistyczny i chłodny, niemal surowy. To tylko pozory, bowiem zdjęcia Amerykanina przepełnia niespotykana empatia. Gdy zlana potem Hosseini upada na tatami – kamera upada wraz z nią. Gdy przed jej oczami pojawiają się mroczki – kadr rozmywa się, a oko kamery traci ostrość widzenia. Leila walczy o każdy kolejny wdech, a my walczymy wraz z nią, czując fizyczny ból paraliżujący jej zmęczone ciało. Montaż równoległy dynamizuje wartką już akcję, muzyka wprawia w bojowy nastrój (irański rap w wykonaniu Justiny zagrzeje was do walki), a prześwietlające wnętrze bohaterek ujęcia, wydobywają na światło dzienne ich największe demony, a zarazem kruchość i kobiecą siłę. Tę niezwykłą dwoistość piorunująco przedstawiają na ekranie główne aktorki. Powiedzieć, iż Arienne Mandi i Zar Amir Ebrahimi serwują na ekranie role życia, to nie powiedzieć nic.
Feministyczne oblicze "Tatami" nie objawia się wcale w fizycznej krzepie Leili, ani jej celnych chwytach, a w wielowymiarowej konstrukcji męskich oraz kobiecych postaci, oddających ducha współczesnego pokolenia Irańczyków. Współtworzący scenariusz Nattiv i Erfani odżegnują się od stereotypów, odciążając protagonistkę z brzemienia roli nieszczęśliwej żony i matki. To nie jest opowieść o zaborczym mężu zakazującym żonie spełniać jej sportowe marzenia, a herstoria kobiety wspieranej przez kochającego partnera, który autentycznie wierzy w siłę jej charakteru i nigdy nie pozwoli jej się poddać. Zanim jednak nazwiecie powyższą wizję świata utopią, uprzedzę was, iż w postawie scenarzystów nie ma ani grama naiwności. W "Tatami" patriarchalny system przez cały czas istnieje i ma się dobrze – jego macki nie sięgają jednak domowego zacisza Leili i jej rodziny. Niespełna dwa lata po śmierci Mahsy Amini, gest Leili zrzucającej z głowy hidżab na oczach całego świata staje się symbolem żeńskiej solidarności i wyzwolenia. "Tatami" to kino ważne i uniwersalne, dedykowane milionom kobiet pragnących decydować o swoim życiu i ciele.