Złoczyńcy w Marvelu potrafią się powtarzać. Gdy po raz dziesiąty oglądamy Kingpina łamiącego komuś kręgosłup albo Bullseye’a rzucającego długopisem w oko, zaczynamy tęsknić za czymś nowym. I nagle pojawia się on – Muse. Gość, o którym większość widzów MCU pewnie nigdy nie słyszała, ale który na kartach komiksów zostawił ślady nie do zapomnienia. Dosłownie.W Muse pojawia się jako świeży, brutalny i niepokojąco cichy głos zła. Ale żeby naprawdę zrozumieć, z kim mamy do czynienia, warto cofnąć się do jego komiksowych korzeni. Bo tam ten „artysta zbrodni” daje pokaz, przy którym Joker wygląda jak nastolatek tagujący mury. Groza w czerni i czerwieni...