„Kieszonkowa metropolia”. Nie przewodnik, a książka wzbudzająca emocje

metropoliabydgoska.pl 1 dzień temu

23 kwietnia do księgarni trafi – ale adekwatnie do bydgoskich już trafiła – nowa książka Michała Tabaczyńskiego. „Kieszonkowa metropolia. W rok dookoła Bydgoszczy”. To opowieść o tożsamości miasta, jego przeszłości i teraźniejszości. Przeczytaliśmy ją jeszcze przed premierą – oto nasze wrażenia.

Michał Tabaczyński (ur. 1976) to bydgoski pisarz i tłumacz z angielskiego i czeskiego. Jest autorem książek, w tym zbiorów szkiców „Widoki na ciemność” i „Legendy ludu polskiego” oraz głośnego eseju „Pokolenie wyżu depresyjnego”. Ostatnio opublikował esej podróżny „Święto nieważkości”. Z angielskiego przełożył m.in. antologię współczesnej poezji amerykańskiej „Parada równości”, „Anatomię melancholii” Roberta Burtona (nominacja do Nagrody Literackiej Gdynia 2021), „Pożegnanie z biblioteką” Alberto Manguela i „Asortyment strapień” Lydii Davis, a z czeskiego wybory wierszy Jana Skácela oraz Bogdana Trojaka.

„Kieszonkowa metropolia. W rok dookoła Bydgoszczy” zaczyna się mapkami: Bydgoszczy i centrum miasta – ta ostatnia przedstawia miejsca opisywane przez autora. Ten we wstępie nie ukrywa, iż Bydgoszcz kojarzyła się mu z mizerią, nijakością i brzydotą, ale teraz wypiękniała. – Spotykani ludzie dzielą się na dwie grupy. Ci, którzy dowiadując się, skąd jestem, mówią: „Nigdy nie byliśmy w Bydgoszczy”. Zdecydowana większość. Przytłaczająca. I reszta – ci, którzy mówią: „Ale wy tam macie pięknie”. Mniejszość, owszem, radykalna mniejszość, ale za to gorliwa, żarliwa i może choćby euforyczna – opisuje Tabaczyński, według którego do grodu nad Brdą i Wisłą lepiej pasuje określenie „miasto niczyje”.

„Kieszonkowa metropolia. W rok dookoła Bydgoszczy”. Obraz miasta według Michała Tabaczyńskiego

Opis miasta nakreślony przez autora jest subiektywny; to „dziennik pokładowy”. Jest krytyczny: wspomina o tym, iż Bydgoszcz nie jest rozpoznawalna. – Niechby choćby mówili o naszym upadku. Byle tylko mówili – pisze Tabaczyński. W tym spojrzeniu przenika obraz miasta z czasu dojrzewania pisarza – lat 90., w których przemysłowe znaczenie miasta chwieje się. Wypada też wspomnieć o innej konstatacji – Bydgoszcz ma problemy z określeniem tożsamości, bo leży na styku granic regionów etnograficznych. Nie jest ani kujawska, ani pomorska i potrzebuje docenienia. Szuka go zatem w przeszłości.

Rozwój miasta przypada na XIX wiek, czyli zabór pruski – to właśnie Niemcy dostrzegają znaczenie grodu założonego przez Kazimierza 679 lat temu i przed 250 laty rozpoczynają budowę Kanału Bydgoskiego, a potem dają mu kolej żelazną. – Rok 1851 jest prawdziwym rokiem zerowym w historii Bydgoszczy – określa pisarz. Opisuje też budynek dyrekcji kolei przy Dworcowej, będący elementem dawnej potęgi i dowodem, iż Bydgoszcz była metropolią. Tabaczyński próbuje jednak przekonywać, iż architektura miasta jest trochę kalką dawnego Berlina, ale też określa tożsamość i świadomość: stąd też Niemcy wyburzyli m.in. zachodnią pierzeję. Tożsamość łamali też komuniści – na początku lat 70. XX wieku zasypano śródmiejską część Kanału Bydgoskiego.


PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak powstawał Nowy Fordon. Niezwykła historia i wiele archiwalnych zdjęć


To moim zdaniem najdotkliwsza rana na obrazie miasta, któremu zabrano malowniczą rzekę w centrum – owszem, ma jeszcze Brdę z jej odnogą, ale i tak trudno to przeboleć – pisze bydgoszczanin, wpisując się w głosy wielu współmieszkańców, którzy tak jak on wierzą, iż jeszcze za swojego życia zobaczą zrekonstruowany odcinek między Brdą a Rondem Grunwaldzkim. Wspomina też Wyspę Młyńską, na której przed II wojną stał Młyn Rudolf, który spłonął.

Na kolejnych kartach Tabaczyński rozpisuje się na temat powojennych obozów pracy dla Polaków, ale też Niemców (wspominanych m.in. przez Zbigniewa Raszewskiego w „Pamiętniku gapia”); to kontrowersyjny temat – stąd też autor jest przez niektórych ironicznie nazywany „szczerym demokratą”, bo wbrew racji stanu „rozgrzebuje” powojenne sprawy. – Polski kult polskich trupów nie jest ani trochę wzniosły i uniwersalny – raczej: partykularny, na rodowy, wykluczający, jest znakiem naszej strasznej historii – pisze. Zamiast pamiętnika o sielskiej przeszłości i bydgoskiej teraźniejszości, „Kieszonkowa metropolia” pokazuje też ciemne karty – pytanie, czy Tabaczyńskiemu chodziło jedynie o pokazanie przeszłości, czy uderzenie w współczesny patriotyzm.

@metropoliabydgoska.pl Połowa kwietnia już za nami, a my znów wracamy do Was z dobrymi wieściami prosto z Bydgoszczy! Miasto nie zwalnia tempa, a przed nami kolejne wydarzenia, koncerty i świetne ogłoszenia. #Bydgoszcz #WiosnaWBydgoszczy #KulturalnaBydgoszcz #Juwenalia2025 #DobreWiadomości #CoNowego #BydgoskieWydarzenia #metropoliabydgoska #metropoliabydgoskapl #bydgoszczcity #bydgoszczanie #bydgoszczmalownicza #bydgoszczjestpiękna ♬ dźwięk oryginalny – MetropoliaBydgoska.PL

Opowieść o wojskowej historii Bydgoszczy przekształca się w opowieść o rosyjskiej rakiecie, która spadła w Zamościu. Wątek Ch-55 gwałtownie się kończy, stając się tłem dla osobistych wspomnień pisarza. Ciekawszy jest kolejny rozdział o Ogrodzie Botanicznym UKW; tu Tabaczyński po raz kolejny alarmuje o nadchodzącej katastrofie klimatycznej, ale też opisuje piękny relief przedstawiający mapę Bydgoszczy „symboliczny, idealny obraz Bydgoszczy” – czyli miasta sprzed 1920 roku.

Znani pisarze, owszem, odwiedzali Bydgoszcz, ale stacjonowali w koszarach (Tabaczyński opisuje, jak Heinrich Böll przebywał w mieście w okresie II wojny światowej jako żołnierz Wermachtu) albo pracowali w miejskiej rzeźni (J.D. Salinger). Mniej znani, jak Mieczysław Piotrowski, umieszczali tu akcję swoich najlepszych powieści. Nie brakuje też wzmianek o bydgoskich maszynach do pisania – jak widać po MCK-owskim Domu Liter, którego pisarz jest kierownikiem, odchodzące w zapomnienie urządzenia są jego konikiem i zdobią pomieszczenia przy ulicy Podwale.

  • 30 lat po zabójstwie na Pikniku Country w Fordonie. Jak impreza zamieniła się w tragedię

Historia Bydgoszczy według Tabaczyńskiego ma jednak kolejne ciemne karty, które odkrywa – krytykuje „Dziennik Bydgoski” za antysemityzm, a Jana Teskę oskarża o „antygermańską furię” i prowadzenie „antysemickiej kloaki”. Obrywa też Julian Prejs, nazywany grafomanem. Z jednej strony demitologizacja wielu mitów i pomnikowych postaci jest potrzebna; nie sposób jednak odnieść wrażenia, iż historia jest elementem wyrażenia politycznego manifestu autora, odnoszącego się do Bydgoszczy 2025 roku. Czy potrzebne było poświęcenie kilkunastu stron antyżydowskiej prasie? Pisarz przyzna, iż tak, ponieważ „Szabes-Kurjer” opisał jego wuja. Ciekawsze wydają się jednak wspomnienia osobiste Tabaczyńskiego – na przykład z wychowywania się na Szwederowie – tym, które „już nie istnieje” czy spacerów przy rzeźni miejskiej, w której pracował Salinger.

Nad tym „miastem niczyim” musiała się jednak unosić szczególna aura, skoro w międzywojniu stało się ezoteryczną stolicą Polski, do której zjeżdżali jasnowidze, by zakładać swoje wydawnictwa i gabinety – opisuje wydawca. Dalej Tabaczyński odsłania nieznane strony Bydgoszczy, od 1930 roku siedziby Polskiego Towarzystwa Astrologicznego; postaciami tworzącymi astropisma byli właśnie mieszkańcy grodu nad Brdą. Książkę wieńczy opis konkursu na Pomnik Walki i Męczeństwa – ten wpierw miał być Nike i to może bogini dziś przypominałaby korzystającym z wątpliwego, ale jednak uroku Starego Rynku i jego lokali o tym, co wydarzyło się we wrześniu 1939 roku.

Czy „Kieszonkowa metropolia” jest przewodnikiem? Nie

Kto spodziewał się kieszonkowego przewodnika po mieście prezentującego zalety predestynujące Bydgoszcz do roli metropolii, ten się zawiedzie. „Kieszonkowa metropolia” to przede wszystkim książka osobista, w której Michał Tabaczyński opowiada o swoim miejscu urodzenia, ale po swojemu – kosmpolitycznie, z dystansem od większych uczuć, łącząc dawne wydarzenia z obecną sytuacją. To raczej przewodnik po zakrytych kartach historii i nóż w lokalne, patriotyczne serca. Ma „swoje obsesje”, które chciałby przypominać – czy jednak obecni mieszkańcy mają ponosić za to odpowiedzialność? Czuję, iż pisarz chciałby wpisać się w pewien nurt i pokazać, iż to jest bardzo ważne, zwłaszcza dla elit intelektualnych.

W wywiadzie dla Polskiego Radia autor przyznaje jednak, iż podczas prac nad książką jak nigdy zaciekawił się historią miasta i podkreśla, iż Bydgoszcz była potęgą, którą jednak zawdzięczamy Niemcom i Francuzom (za ich reparację wojenne budowano bydgoskie kamienice). – Bydgoszcz ma problem ze swoją niemieckością – wyraźnie zaznaczył. Wydaje się, iż jako radiowy przewodnik lepiej opisuje lokalną historię i przedstawia miasto w znacznie bardziej pozytywnym świetle.

Bydgoszcz zbudowano ją po to, by ją podziwiać – usłyszeli słuchacze. Łatwo jednak napisać, iż będzie to dobra lektura dla liberalno-lewicowego audytorium, a konserwatyści uznają ją za stek bzdur i „hołd pruski, tyle iż odwrotny” – wydaje się, iż Bydgoszcz pamięta o rozwoju za czasów zaborów i przemysłowcach, którzy budowali potęgę miasta, kontynuowaną w II RP i w PRL. Nie znaczy to jednak, iż nie będziemy pamiętać o tym, jak ich potomkowie wyrwali Bydgoszczy Zachodnią Pierzeję i Cafe Bristol oraz zamordowali tożsamość, począwszy od prezydenta Barciszewskiego.

Po lekturze „Kieszonkowej metropolii” pozostaje zatem z mieszanymi uczuciami, poczuciem pewnego niedosytu, zmęczenia, ale też ze świadomością, iż warto odkrywać różne elementy historii miasta. Nie jestem jednak zwolennikiem przedstawiania ich pod kątem współczesnej soczewki. Każdy ma jednak inne obsesje – ja jak Tabaczyński też uwielbiam przesiadywać w Pracowni Regionalnej naszej biblioteki i szukać informacji o tym, jak powstawał Nowy Fordon czy o Centralnych Dożynkach, a także o tym, jak przybysz ze Śląska stał się wielkim bydgoszczaninem. Warto zatem wybrać się do bydgoskiej księgarni, choćby nie po książkę, ale by podpisać petycję o ulgę czynszową, zanim dom książki stanie się domem hot-doga i małpki.

Idź do oryginalnego materiału