Kieran Setiya: Jak żyć dobrze

magazynpismo.pl 5 godzin temu

Przyznam, iż trudno mi zadać pierwsze pytanie. Bo czy tytuł pańskiej książki nie mówi już wszystkiego?Life is Hard– czyli życie jest ciężkie.

To prawda. Tytuł streszcza wszystko (śmiech). To rzeczywiście książka o tym, iż życie jest trudne – bo przecież jest. Jednak chcę powiedzieć coś więcej. Życie jest trudne, a my musimy nie tylko zdać sobie z tego sprawę, ale także to zaakceptować.

Dostęp online
Czytaj i słuchaj bez ograniczeń.Kup

Kluczem do takiej mądrej akceptacji jest przyjmowanie problemów takimi, jakie są, i uczciwy stosunek do wyzwań, które stawia przed nami los. Tu moja filozofia różni się drastycznie od paradygmatu pozytywnego myślenia, który zakłada, iż wszystko zależy od nas, a gdy uwierzymy, iż będzie dobrze, i zaczniemy powtarzać to sobie co rano, świat stanie się lepszy, odniesiemy sukces i osiągniemy szczęście.

Newsletter

Aktualności „Pisma”

W każdy piątek polecimy Ci jeden tekst, który warto przeczytać w weekend.

Zapisz się

Czyli pozytywne myślenie nie działa?

Kieran Setiya– (ur. 1976), profesor filozofii i wykładowca w Massachusetts Institute of Technology. Specjalizuje się w etyce, epistemologii i filozofii umysłu. Autor między innymi: Kryzysu wieku średniego. Poradnika filozoficznego oraz Life is Hard, która została uznana Książką Roku w 2022 roku przez magazyny „The Economist” i „The New Yorker”.

Na pewno nie zawsze. Mnie akurat najbardziej interesują korzenie filozoficzne tego paradygmatu – bo w mediach społecznościowych możemy znaleźć jego wersję pop z jej powierzchownymi mądrościami o „wizualizowaniu” sobie sukcesu. Ale przecież istnieje też głębsza wariacja tej idei, zgodnie z którą powinniśmy najpierw zrozumieć, jak wyglądałaby najlepsza wersja naszego życia, a później podążać w tę stronę, ignorując wszystko inne. To pomysł, który sięga korzeni zachodniej filozofii i możemy go odnaleźć już u Arystotelesa – u niego to akurat życie pełne cnót, w którym przez moralność dąży się do szczęścia. Jest w tym duży sens, nie przeczę. ale sądzę także, iż taka postawa może być psychologicznie kontrproduktywna i może doprowadzić do sytuacji, w której karzemy siebie za braki, mamy pretensje do siebie i poczucie życiowej porażki.

Myślę, iż bardzo często dążenie do idealnego – według naszych albo cudzych standardów – życia jest nie tylko nierealne, ale wręcz szkodliwe. To życie, do którego należy dążyć także w trudnych chwilach, często nie przypomina ideału. Będzie na przykład wymagać od nas zdolności adaptacji. A na to nie ma miejsca w paradygmacie, w którym dostosowanie się do niefortunnych okoliczności jest porażką, a jedynym zwycięstwem – osiągnięcie życiowego ideału.

Shelly Kagan, filozof z Uniwersytetu Yale, którego wspomina pan w książce, mówi wprost, iż zamiast mówić o wellbeingu, czyli o tym, co składa się na nasz dobrostan, powinniśmy zacząć wreszcie rozmawiać o ill-beingu,oznaczającym „elementy bezpośrednio składające się na życie, które idzie źle”, trudności mogące pogłębiać nasze złe samopoczucie. A to doświadczenie jest przecież czysto ludzkie. Dlaczego tak trudno nam to zaakceptować?

Uważam, iż jednym z najszybszych sposobów na nawiązanie relacji z innymi jest wspólne doświadczenie czegoś trudnego. Sam nauczyłem się dzielić z moimi rozmówcami doświadczeniem przewlekłego bólu, z jakim żyję od ponad dwudziestu lat.

Wyartykułowanie tego, z czym się borykamy, jest tak naprawdę sposobem na pogodzenie się z problemami. To pierwszy krok na drodze do ustalenia, jak dalej sobie radzić z daną trudnością.

Odpowiadając na pytanie, sądzę, iż mamy w sobie naturalną niechęć do myślenia o trudnościach, mierzenia się z nimi, więc kiedy coś jest trudne lub bolesne albo budzi nasz lęk, reagujemy awersją. I jest to całkowicie zrozumiałe. Simone Weil, filozofka, którą podziwiam, choć jej idee uważam za przytłaczające, mówiła, iż „myśl ludzka ucieka przed nieszczęściem tak gwałtownie i uparcie, jak zwierzę ucieka przed śmiercią”. I ma to sens. Co więcej, mamy w sobie również pewien rodzaj strachu przed tym, iż poświęcając cierpieniu zbyt wiele uwagi, nazywając to, co dla nas trudne, rozpamiętujemy je i nadajemy mu większą moc. A przecież trzeba wziąć się w garść, prawda? Amerykanie radzą sobie z tym w nurcie wspomnianego pozytywnego myślenia, ale ja wychowałem się w Wielkiej Brytanii, gdzie mamy ogromną potrzebę narzekania.

Według mnie wyartykułowanie tego, z czym się borykamy, jest tak naprawdę sposobem na pogodzenie się z problemami – czy to będzie choroba, smutek, czy strata. To pierwszy krok na drodze do ustalenia, jak dalej sobie radzić z daną trudnością.

Wspomniał pan o narzekaniu – w Polsce od narzekania zaczyna się kurtuazyjne rozmowy. A jednocześnie trzeba pamiętać, iż rozmawiamy o trudnościach jako przedstawiciele uprzywilejowanych państw bogatego Zachodu. Oczywiście, wszyscy przeżyliśmy pandemię, mamy wojnę w Europie, doświadczamy, choć wciąż łagodnych, skutków katastrofy klimatycznej, ale zajmujemy się szukaniem odpowiedzi na pytanie o nasze szczęście i satysfakcjonujące życie.

To, co pani mówi, łączy się z podstawową koncepcją opisaną w mojej książce, iż jedno to żyć dobrym życiem, zakładając, iż będzie szczęśliwe, a drugie to marzyć o byciu szczęśliwym. ale szczęście i dobrze przeżyte życie to nie jest to samo. Można być szczęśliwym, jednocześnie żyjąc iluzją i w oderwaniu od rzeczywistości, w bańce swoich wyobrażeń. jeżeli chcesz mieć dobre życie, musisz żyć tak, jak czujesz, iż powinieneś, a to wiąże się z rozpoznaniem rzeczywistości, na którą musisz zareagować, w tym także trudności. Mam na myśli takie wyzwania, jak przewlekła choroba, samotność czy smutek, uniwersalne niezależnie od szerokości geograficznej.

W kontekście rozpoznania i zrozumienia rzeczywistości warto zauważyć także wspomniany przez panią kontrast między względnym dobrobytem Zachodu a na przykład nieproporcjonalnym wpływem kryzysu klimatycznego na mieszkańców Afryki i Azji. Gdy myślimy o celu nie w kategorii indywidualnego szczęścia, ale dobrego życia – czyli jako o próbie życia tak, jak powinniśmy, w zgodzie z naszymi wartościami – to nasze życie będzie dobre tylko wtedy, gdy zaczniemy odpowiednio reagować na niesprawiedliwość w otaczającym nas świecie i na potrzeby innych.

Proszę wytłumaczyć.

W tym sensie dobre życie to takie, w którym rozpoznajemy paradygmat samopomocy i próbujemy nań odpowiedzieć. Pochodzi on z filozoficznej refleksji nad tym, jak żyć, i stanowi przejście od myślenia o celu jako o indywidualnym szczęściu do myślenia o celu jako o rodzaju życia, w którym trudności są nieuniknione.

Próbując żyć dobrym życiem, nie można nie zwrócić uwagi na okoliczności, które stawiają nam wymagania, czy to w naszym intymnym otoczeniu, czy w szerszym kontekście.

Wydaje mi się, iż problem polega na tym, iż rozumiemy dobrze przeżyte życie tylko z naszej perspektywy. A adekwatnie z perspektywy opowieści, jaką o swoim życiu każdy z nas tka. Zresztą o narracji, jaką mamy na swój temat, pisze pan w książce: iż mamy skłonność do opowiadania sobie i innym naszego życia w sposób linearny, sprowadzając je do momentów zwrotnych, podczas gdy składa się ono z licznych dygresji. Ostatnie dwie dekady mediów społecznościowych jeszcze bardziej nam wdrukowały indywidualizm i pragnienie idealnego życia, wpływając, jak pokazują kolejne badania, na nasze zdrowie psychiczne i wzrastające poczucie osamotnienia.

Zgadzam się. Jednocześnie przychodzi mi na myśl, iż jednym ze skutków, które ludzie dostrzegają w naszym doświadczaniu życia w okresie późnego kapitalizmu, jest brak poczucia ekstatycznego szczęścia.

A co dokładnie ma pan na myśli?

Weźmy osamotnienie – wybieram je, bo przez wiele lat było moim doświadczeniem i wspominam ten okres w życiu jako ogromnie trudny.

Pisze pan: „Moje samotne dzieciństwo nie było okresem osamotnienia: cały czas żyłem w otoczeniu rodziny. Jako nastolatek odsunąłem się od niej – i znalazłem się w osamotnieniu” (tu i później przeł. Maciej Domagała). W artykule poświęconym pisarzowi H.P. Lovecraftowi, o którego zaraz zapytam, pisał pan: „Lovecraft stał się schronieniem przed surową, nieobliczalną dyscypliną mojego ojca. Pamiętam powrót do domu ze szkoły, nerwowe spojrzenie wzdłuż podjazdu. jeżeli samochód zniknął, wszystko było w porządku; jeżeli nie, trudno było to przewidzieć. Pamiętam, jak stałem na werandzie w cieniu niebieskich drzwi, patrzyłem na odpryśniętą farbę, oddychałem. Najstarszą i najsilniejszą emocją ludzkości jest strach”.

Tak, był i z tego też powodu moje osamotnienie trwało wiele lat. Do dziś interakcje z innymi są dla mnie wyzwaniem, zwykle wybieram dystans, zwłaszcza gdy chodzi o kontakt z jedną osobą. Lepiej odnajduję się w grupie, bo wtedy łatwiej się schować. Jednak samotność stała się dla wszystkich dotkliwym problemem w początkach pandemii, podczaslockdownów, a jednocześnie przecież od dawna słyszymy o obawach ekspertów, iż nasze więzi społeczne się osłabiają.

Przeczytaj też:Wszyscy jesteśmy samotni

Pisze pan: „Osamotnienie to nazwa dla naszego cierpienia”. I dodaje, iż trzeba zrozumieć, skąd ono pochodzi i jak można ten problem rozwiązać.

Myślę, iż podstawowym problemem samotności jest brak uznania naszej wartości – jako osób zasługujących na godność i szacunek – przez innych. A jest to przecież ta sama wartość, którą przyjmujemy, współczując innym ludziom lub szanując ich prawa.

Cytuje pan Iris Murdoch, pisarkę i filozofkę, …

Idź do oryginalnego materiału