Gdy miałem kilka lat, oglądałem hipnozy Anatolija Kaszpirowskiego. Jego "magia" robiła wrażenie – potem okazało się, iż te same emocje przeżywałem w kinie na "Iluzji" z 2013 roku. Później trochę podrosłem i swoje pięć minut w sieci miał brytyjski iluzjonista Dynamo. Jego twórczość kojarzy mi się z drugą częścią serii – rozumiałem już nieco więcej, ale zależało mi przede wszystkim na popcornowej rozrywce. A takową przecież otrzymałem, więc nie miałem na co narzekać.
Czas mijał, a moje zainteresowanie magicznymi sztuczkami zaczęło przemijać. Całe szczęście kraj zwany Polską nie dał mi o nich zapomnieć. Chyba wszyscy pamiętamy moment, kiedy do programu "Pytanie na Śniadanie" w 2016 roku zawitał legendarny magik Pan Ząbek. Mistrz okazał się gwoździem programu dosłownie i w przenośni – w wyniku nieudanej sztuczki gwóźdź rzeczywiście przebił dłoń prezenterki Marzeny, na co nasz bohater odpowiedział pełnym skruchy głosem: "k****, przepraszam, przebiłem ci rękę".
Pan Ząbek i jego czary przypomniały mi się w trakcie oglądania "Iluzji 3". Dopadły mnie te same ciarki żenady, ale i lekkie poczucie ekscytacji – choćby jeżeli to ustawka, to może przynajmniej coś z tego będzie? W końcu liczy się spektakl! Wyszło jednak jak wyszło: to nie było show na miarę pierwszej "Iluzji". Nadzieja matką głupich, a po seansie – w przeciwieństwie do Pani Marzenki i widzów telewizyjnych w całej Polsce – niestety nikt nie przeprosił. Za co dokładnie? Za zepsucie sztuczek niegdyś sprawiających tak wiele euforii na wielkim ekranie.
Dlatego o fabule nowej "Iluzji" nie ma co zbyt długo pisać – to kolejna intryga, w której wracają starzy znajomi muszący stawić czoła nowym zagrożeniom (zebrała się cała zgraja: Jesse Eisenberg, Dave Franco, Woody Harrelson i choćby sama Isla Fisher). Na ekranie pojawiają się też ich duchowi następcy, tzw. młodsze wersje naszych zawadiaków (znany z "Przesilenia zimowego" Dominic Sessa, młoda Ahsoka Tano – Ariana Greenblatt oraz gwiazda "W blasku ekranu" Justice Smith). Ich prezencja ekranowa to połączenie energii Gen Z wraz z różnymi filmowymi archetypami. Mamy geniusza ekipy, pyskatą nastolatkę i dupka zachowującego się niczym przedłużenie postaci Eisenberga. "Iluzja" oficjalnie połączyła siły z Cartoon Network – no ale jakoś ogląda się tych młodych aktorów, bo do swoich postaci zostali dobrani perfekcyjnie. Tutaj casting nie zawiódł.
Zawiódł być może przy głównej antagonistce, z którą nasza ekipa Avengersów będzie igrała. Wciela się w nią Rosamund Pike i widać, iż nie ma pomysłu na swoją postać, co pewnie bierze się z miałkości samego scenariusza. To rola pełna sprawdzonych schematów, bo choćby na potrzeby fabularne Pike mówi z południowoafrykańskim akcentem (Mzansi). I ten drobny detal ma także na celu przypominać nam, iż na ekranie to nie jest Pike, ale zupełnie ktoś inny. To bodaj jedyny trop odróżniający ją od podobnych złoczyńców z tego typu blockbusterów. Szkoda tylko, iż Pike chwilami brzmi jak Francuzka mieszkająca w Londynie od pięciu lat. Śmiać się czy płakać? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne – nie będzie nam łatwo traktować ją na poważnie.
Nie chcę też zdradzać żadnej "zawiłej" atrakcji przygotowanej przez twórców, więc pora na analogię. W polskim Internecie mamy sporo klasyków, których bohaterami są tzw. chłopcy-wyczynowcy. Pamiętacie, jak Paweł skoczył na rowerze? No, nie skończyło się to najlepiej, choć jego próbę wspominamy do dziś. Albo jak młody chłopak wspinał się po kablu i w ten sposób prawie "urwał od Internetu" pewną młodą Panią? Zgadza się – faktycznie był "hardkorem". Albo jak uczeń tak mocno uderzył w tablicę w klasie, iż ta aż spadła, prawdopodobnie ze strachu przed kolejnym sierpowym? Trochę się tego nazbierało – najwyraźniej mieliśmy "Iluzję" w domu, zanim to było modne.
Tam próba zaistnienia w sieci miała swoje podłoże w – raz jeszcze cytując rodzimą klasykę, tym razem związaną z kinem – ich zajebiście silnej psychice. Nasi herosi zaliczają swoje cameo w tej recenzji z prostego powodu – prawda jest taka, iż ci sami "hardkorowcy" nie mieliby cojones, by zdecydować się na choćby ⅓ tego, co zobaczymy na ekranie w wykonaniu naszej siódemki jeźdźców. To już nie jest magia – to wstęp do "Jackass". Kuriozum goni kuriozum; miałoby to większy sens, gdyby same magiczne wybryki były trochę bardziej zakorzenione w prawdzie zwanej manipulacją rzeczywistości – czyli tytułowej iluzji.
W tej kwestii scenariusz robi to, na co ma ochotę, a przez to trzeciej "Iluzji" bliżej do science-fiction. Bo kiedy magię na wielkim ekranie – która już traci swoją aurę w wyniku pojawienia się mechanicznej ściany, obrazu oddzielającego widza od sztuczki – zaczyna się pokazywać przy użyciu CGI, to nie wyjdzie z tego nic dobrego. W poprzednich częściach mogliśmy jeszcze próbować domyślić się poszczególnych trików. A tutaj choćby jeżeli główna intryga jest przewidywalna, to rzeczy dziejące się wokół niej – te wszystkie małe pseudo-sztuczki w wykonaniu hollywoodzkich gwiazd – nie mają za grosz sensu. Po kilku takich zaczynamy przytakiwać.
Justice Smith, Ariana Greenblatt, Dominic Sessa, Jesse Eisenberg, Isla Fisher, Dave Franco
Największa porażka "Iluzji" to fakt, iż ten film zabija w nas ciekawość. Brak konsekwencji w ekranowej magii pozbawia widza jego funkcji poznawczej. To jakby dać małemu dziecku w prezencie zestaw Lego. Tylko iż – załóżmy niech to będzie Sokół Millenium – ten statek jest już złożony, a instrukcja poszła dawno temu do kosza. Niby to wciąż świetna zabawka, no ale gdzie ta frajda z układania? Z poznawania czegoś od podstaw, zza kulis?
Zdarza się, iż aktorzy dorzucają swoje pomysły lub uwagi do scenariusza – wobec tego i obsadę "Iluzji" można winić za brak jakiejkolwiek reakcji na to, co otrzymali. To trochę wygląda tak, jakby nikt – na etapie produkcji, stolikowego czytania scenariusza, zdjęć i tak dalej – nie powiedział, iż coś tu nie gra. Kontrakty podpisane, scenariusz klepnięty, parę nowych nazwisk na ekranie, ta sama ścieżka dźwiękowa w tle – jakoś to będzie, przecież dziewięć lat temu działało.
I tak to jest – największa sztuczka współczesnego Hollywood polega na tym, iż nastawienie na sam zysk sprawia, iż choćby z magii wyparowuje magia. W końcowym rozliczeniu pozostaje nam bezpieczna rozrywka z paroma udanymi żartami i akcją na wysokim C. Widzieliśmy już te same widowiska w poprzednim dziesięcioleciu. Czy jest sens przeżywać to jeszcze raz?
To samo pytanie można zadać w wielu okolicznościach – na przykład przy spotkaniu się z ekspartnerem/-ką po latach. Każdy w takich sytuacjach będzie miał inną odpowiedź na to samo pytanie. I tu powinno być podobnie: jednych "Iluzja" wciąż tak samo rajcuje, a drudzy już dawno o niej zapomnieli. I taka kolej rzeczy w kinie – zainteresowanie poszczególnymi seriami filmowymi przemija, chociaż te wciąż są produkowane dla największych entuzjastów. Czwarta "Iluzja" prawdopodobnie jest już w drodze. Cykl został utrzymany, można się rozejść.
Czas mijał, a moje zainteresowanie magicznymi sztuczkami zaczęło przemijać. Całe szczęście kraj zwany Polską nie dał mi o nich zapomnieć. Chyba wszyscy pamiętamy moment, kiedy do programu "Pytanie na Śniadanie" w 2016 roku zawitał legendarny magik Pan Ząbek. Mistrz okazał się gwoździem programu dosłownie i w przenośni – w wyniku nieudanej sztuczki gwóźdź rzeczywiście przebił dłoń prezenterki Marzeny, na co nasz bohater odpowiedział pełnym skruchy głosem: "k****, przepraszam, przebiłem ci rękę".
Pan Ząbek i jego czary przypomniały mi się w trakcie oglądania "Iluzji 3". Dopadły mnie te same ciarki żenady, ale i lekkie poczucie ekscytacji – choćby jeżeli to ustawka, to może przynajmniej coś z tego będzie? W końcu liczy się spektakl! Wyszło jednak jak wyszło: to nie było show na miarę pierwszej "Iluzji". Nadzieja matką głupich, a po seansie – w przeciwieństwie do Pani Marzenki i widzów telewizyjnych w całej Polsce – niestety nikt nie przeprosił. Za co dokładnie? Za zepsucie sztuczek niegdyś sprawiających tak wiele euforii na wielkim ekranie.
Dlatego o fabule nowej "Iluzji" nie ma co zbyt długo pisać – to kolejna intryga, w której wracają starzy znajomi muszący stawić czoła nowym zagrożeniom (zebrała się cała zgraja: Jesse Eisenberg, Dave Franco, Woody Harrelson i choćby sama Isla Fisher). Na ekranie pojawiają się też ich duchowi następcy, tzw. młodsze wersje naszych zawadiaków (znany z "Przesilenia zimowego" Dominic Sessa, młoda Ahsoka Tano – Ariana Greenblatt oraz gwiazda "W blasku ekranu" Justice Smith). Ich prezencja ekranowa to połączenie energii Gen Z wraz z różnymi filmowymi archetypami. Mamy geniusza ekipy, pyskatą nastolatkę i dupka zachowującego się niczym przedłużenie postaci Eisenberga. "Iluzja" oficjalnie połączyła siły z Cartoon Network – no ale jakoś ogląda się tych młodych aktorów, bo do swoich postaci zostali dobrani perfekcyjnie. Tutaj casting nie zawiódł.
Zawiódł być może przy głównej antagonistce, z którą nasza ekipa Avengersów będzie igrała. Wciela się w nią Rosamund Pike i widać, iż nie ma pomysłu na swoją postać, co pewnie bierze się z miałkości samego scenariusza. To rola pełna sprawdzonych schematów, bo choćby na potrzeby fabularne Pike mówi z południowoafrykańskim akcentem (Mzansi). I ten drobny detal ma także na celu przypominać nam, iż na ekranie to nie jest Pike, ale zupełnie ktoś inny. To bodaj jedyny trop odróżniający ją od podobnych złoczyńców z tego typu blockbusterów. Szkoda tylko, iż Pike chwilami brzmi jak Francuzka mieszkająca w Londynie od pięciu lat. Śmiać się czy płakać? Trudno powiedzieć, ale jedno jest pewne – nie będzie nam łatwo traktować ją na poważnie.
Nie chcę też zdradzać żadnej "zawiłej" atrakcji przygotowanej przez twórców, więc pora na analogię. W polskim Internecie mamy sporo klasyków, których bohaterami są tzw. chłopcy-wyczynowcy. Pamiętacie, jak Paweł skoczył na rowerze? No, nie skończyło się to najlepiej, choć jego próbę wspominamy do dziś. Albo jak młody chłopak wspinał się po kablu i w ten sposób prawie "urwał od Internetu" pewną młodą Panią? Zgadza się – faktycznie był "hardkorem". Albo jak uczeń tak mocno uderzył w tablicę w klasie, iż ta aż spadła, prawdopodobnie ze strachu przed kolejnym sierpowym? Trochę się tego nazbierało – najwyraźniej mieliśmy "Iluzję" w domu, zanim to było modne.
Tam próba zaistnienia w sieci miała swoje podłoże w – raz jeszcze cytując rodzimą klasykę, tym razem związaną z kinem – ich zajebiście silnej psychice. Nasi herosi zaliczają swoje cameo w tej recenzji z prostego powodu – prawda jest taka, iż ci sami "hardkorowcy" nie mieliby cojones, by zdecydować się na choćby ⅓ tego, co zobaczymy na ekranie w wykonaniu naszej siódemki jeźdźców. To już nie jest magia – to wstęp do "Jackass". Kuriozum goni kuriozum; miałoby to większy sens, gdyby same magiczne wybryki były trochę bardziej zakorzenione w prawdzie zwanej manipulacją rzeczywistości – czyli tytułowej iluzji.
W tej kwestii scenariusz robi to, na co ma ochotę, a przez to trzeciej "Iluzji" bliżej do science-fiction. Bo kiedy magię na wielkim ekranie – która już traci swoją aurę w wyniku pojawienia się mechanicznej ściany, obrazu oddzielającego widza od sztuczki – zaczyna się pokazywać przy użyciu CGI, to nie wyjdzie z tego nic dobrego. W poprzednich częściach mogliśmy jeszcze próbować domyślić się poszczególnych trików. A tutaj choćby jeżeli główna intryga jest przewidywalna, to rzeczy dziejące się wokół niej – te wszystkie małe pseudo-sztuczki w wykonaniu hollywoodzkich gwiazd – nie mają za grosz sensu. Po kilku takich zaczynamy przytakiwać.
Justice Smith, Ariana Greenblatt, Dominic Sessa, Jesse Eisenberg, Isla Fisher, Dave Franco
- Lionsgate
- Katalin Vermes
Największa porażka "Iluzji" to fakt, iż ten film zabija w nas ciekawość. Brak konsekwencji w ekranowej magii pozbawia widza jego funkcji poznawczej. To jakby dać małemu dziecku w prezencie zestaw Lego. Tylko iż – załóżmy niech to będzie Sokół Millenium – ten statek jest już złożony, a instrukcja poszła dawno temu do kosza. Niby to wciąż świetna zabawka, no ale gdzie ta frajda z układania? Z poznawania czegoś od podstaw, zza kulis?
Zdarza się, iż aktorzy dorzucają swoje pomysły lub uwagi do scenariusza – wobec tego i obsadę "Iluzji" można winić za brak jakiejkolwiek reakcji na to, co otrzymali. To trochę wygląda tak, jakby nikt – na etapie produkcji, stolikowego czytania scenariusza, zdjęć i tak dalej – nie powiedział, iż coś tu nie gra. Kontrakty podpisane, scenariusz klepnięty, parę nowych nazwisk na ekranie, ta sama ścieżka dźwiękowa w tle – jakoś to będzie, przecież dziewięć lat temu działało.
I tak to jest – największa sztuczka współczesnego Hollywood polega na tym, iż nastawienie na sam zysk sprawia, iż choćby z magii wyparowuje magia. W końcowym rozliczeniu pozostaje nam bezpieczna rozrywka z paroma udanymi żartami i akcją na wysokim C. Widzieliśmy już te same widowiska w poprzednim dziesięcioleciu. Czy jest sens przeżywać to jeszcze raz?
To samo pytanie można zadać w wielu okolicznościach – na przykład przy spotkaniu się z ekspartnerem/-ką po latach. Każdy w takich sytuacjach będzie miał inną odpowiedź na to samo pytanie. I tu powinno być podobnie: jednych "Iluzja" wciąż tak samo rajcuje, a drudzy już dawno o niej zapomnieli. I taka kolej rzeczy w kinie – zainteresowanie poszczególnymi seriami filmowymi przemija, chociaż te wciąż są produkowane dla największych entuzjastów. Czwarta "Iluzja" prawdopodobnie jest już w drodze. Cykl został utrzymany, można się rozejść.





![Tak wyglądało otwarcie festiwalu EnergaCAMERIMAGE w Toruniu [ZDJĘCIA]](https://tylkotorun.pl/wp-content/uploads/2025/11/33-Festiwal-EnergaCAMERIMAGE_15.jpg)










