Przypomnijmy: po wpisie Żulczyka w mediach społecznościowych z 2020 r., który zakończył stwierdzeniem „Andrzej Duda jest debilem”, prokuratura skierowała przeciwko niemu akt oskarżenia. Dwa lata później sprawa została umorzona, jednak przez długi czas nazwisko pisarza było łączone z nazwiskiem polskiego prezydenta. Żulczyk miał tego wyraźnie dosyć. Zamiast jednak toczyć dalsze bitwy w mediach społecznościowych, napisał thriller polityczny, który będzie dla czytelników zaskoczeniem, bo nie jest to po prostu satyra na PiS ani na aktualną głowę państwa. Tutaj mogą się przejrzeć wszystkie strony politycznego sporu w Polsce, choć głównymi bohaterami jest ekipa pisowskich polityków. To opowieść o władzy i o mediach. Żulczyk stworzył portret okrutny, w którym nie oszczędza nikogo.
Sterowana głowa państwa
Tytuł może się nam kojarzyć z filmem „Mandżurski kandydat”, tłumaczonym po polsku jako „Kandydat”, z 2004 r. (to remake wcześniejszego filmu), opartym m.in. na powieści Richarda Condona. Opowiadał o tym, jak bohater wojenny, typowany na wiceprezydenta Stanów, przechodzi pranie mózgu i potem jest sterowany z zewnątrz. To określenie weszło zresztą do języka – „mandżurski kandydat” to ktoś dyspozycyjny, nie podejmuje decyzji sam, tylko czeka na polecenia. W powieści Żulczyka scena polityczna to zestaw kukiełek poruszanych przez kogoś. Czy to niejaki Car wprawia je w ruch?
Wszystko rozgrywa się w jednym dniu, w czasie drugiej tury wyborów.