Już nie mam sił opiekować się tymi dziećmi! Całkowicie mnie wykańczają!” — matka zadzwoniła, nie mogąc znieść wnuków swojej starszej córki.

twojacena.pl 3 dni temu

„Ach, córko, nie mam już siły zajmować się tymi dziećmi! One mnie po prostu doprowadzają do szaleństwa!” — matka dzwoniła w łzach, nie mogąc znieść wnuków swojej starszej córki.

— Marysiu, ja już tak nie mogę! — głos mamy był złamany, a w słuchawce słychać było łkanie. — Te dzieci w ogóle mnie nie słuchają! Mówię, żeby nie podchodzili do okna, a wtedy Szymek rzucił we mnie metalowym traktorem! W nogę! Mam ogromnego siniaka!

Zamarłam, słuchając jej zwierzeń. Jak to mogło się stać? Jak dzieci Oli — mojej starszej siostry — doprowadziły mamę do takiego stanu?

Wszystko zaczęło się dwa miesiące temu, gdy Ola wróciła do domu mamy z dwójką dzieci. Jej mąż miał tyle tupetu, by przyprowadzić kochankę prosto do ich mieszkania. Ola zastała ich w sypialni. Bez krzyków, bez histerii — po prostu spakowała rzeczy, zabrała dzieci i wyszła. Tego samego dnia złożyła pozew o rozwód.

Mąż nie przeprosił, nie tłumaczył się. Co więcej, oskarżył Olę o zdradę i odciął jej dostęp do wszystkich rodzinnych kont. Powiedział: „Chcesz rozwód? Masz. Ale pieniądze dostaniesz tylko po wyroku sądu. Żyj teraz z alimentów”. A do rozprawy zostało jeszcze pół roku.

Ola nie pracowała — zajmowała się dziećmi. Świadczenia były przepisane na męża, bo to on kiedyś wszystko załatwiał. Nie miała ani grosza przy duszy. Została na bruku z dwójką dzieci i walizką bólu. Mama, oczywiście, przygarnęła. Ale mama nie ma już ani wieku, ani siły, by codziennie być nianią, sprzątaczką i ofiarą kaprysów wnuków.

Wychowanie u Oli zawsze było… delikatnie mówiąc, dziwne. Gdy dzieci zaczynały dokazywać, nie stawiała granic, nie tłumaczyła, nie krzyczała. Po prostu odwracała ich uwagę — jakby wystarczyło, iż się rozproszą. „Nie przeszkadzaj dziecku wyrażać siebie” — mawiała. A teraz te „samorealizujące się” dzieci rzucają w babcię zabawkami, rozlewają zupę po podłodze i domagają się cukierków na śniadanie.

Kiedyś próbowałam z Olą porozmawiać. Mówiłam, iż dzieci muszą wiedzieć, co wolno, a czego nie. gwałtownie mnie ucięła: „Najpierw sama urodź, potem będziesz udzielać rad”.

Zamilkłam. To jej dzieci. Ale teraz doprowadzają do łez moją mamę. Mama, która kiedyś z euforią piekła dla nich drożdżówki i kupowała prezenty, teraz z przerażeniem czeka na wieczór. Narzeka, iż nie może ani posprzątać, ani odpocząć. Chłopcy biegają po mieszkaniu, krzyczą, urządzają sceny. A Ola pracuje.

Niedawno zatrudniła się w sklepie internetowym z meblami — odbiera telefony i przyjmuje zamówienia. Pensja głodowa, ale zawsze coś. Nie może się zwolnić — jest na okresie próbnym. Więc mama musi radzić sobie sama.

Gdy zadzwoniła, natychmiast wzięłam wolne i przyjechałam. Siniak na nodze był przerażający. Zalała mnie wściekłość. Weszłam do pokoju i podniosłam głos na siostrzeńców. Dość ostro, ale bez podnoszenia ręki. Cisza zapadła natychmiast.

Mama później szepnęła: „Dziękuję, córeczko, już zupełnie traciłam nadzieję”. To silna kobieta, ale jest jej ciężko. A ja nie mogę się przeprowadzić, bo sama wynajmuję mieszkanie z koleżanką, próbując odłożyć na własne.

Ola złożyła papiery, by dzieci poszły do przedszkola. Ale kolejka jest długa, a na razie wszystko wisi na mamie. Boję się, iż pewnego dnia po prostu nie wytrzyma.

Teraz zastanawiam się — co robić? Łzy cisną mi się do oczu, gdy myślę o mamie. Ale Ola to moja siostra. Rozwód, praca, dzieci — ona też ma trudny okres. Ale jej „metody wychowawcze” zamieniły wszystko w chaos.

Nie mogę zabrać dzieci do siebie. Nie byłoby mnie stać. Ale zostawić wszystko tak, jak jest — to poświęcić zdrowie mamy.

Może nadszedł czas, by porozmawiać z Olą bez ogródek? Postawić sprawę jasno: albo zmienia podejście, albo dzieci na jakiś czas jadą do ojca. Niech spróbuje z nimi przeżyć choć tydzień.

Bo jeżeli to się nie zmieni — stracimy mamę. I wtedy wszyscy stracimy oparcie.

Co byście zrobili na moim miejscu? Jak powiedzieć siostrze prawdę, nie niszcząc resztek rodziny?

Idź do oryginalnego materiału