Joshua Bassett – The Golden Years – recenzja albumu

popkulturowcy.pl 4 miesięcy temu

The Golden Years to debiutancki krążek Bassetta, który subtelnością swojej muzyki koi słuchaczy. Łagodne, naładowane emocjonalnie wokale artysty sprawiają, iż każdy utwór wydaje się osobistym wyznaniem. Z pewnością wiele młodych osób może utożsamić się z tekstami piosenek.

Wielu autora The Golden Years poznało dzięki Olivii Rodrigo. Fani podejrzewali, iż Sour opowiada właśnie o nim. Mogło wydawać się, iż Joshua Bassett nie da rady zdjąć z siebie łatki okropnego chłopaka Olivii. Jednak teraz, 3 lata i kilkanaście singli później, w końcu doczekaliśmy się jego pełnoprawnego debiutu! Głos, osobisty tekst i muzyka dopracowana do perfekcji wspaniale się ze sobą komponują. Chociaż nie jest to krążek idealny, zdecydowanie cechuje się dojrzałością, autentycznością i głębią emocjonalną.

Album zaczyna się niepozornymi dźwiękami Biting My Tongue. Piosenka wydaje się aż nużąca, jednak z czasem nabiera tempa i stanowi idealny przedsmak następnej, czyli The Golden Years. Jest to pierwszy singiel promujący debiut Basseta. Osobiście mam z tym utworem mieszaną relację, wręcz enemies to lovers. Początkowo kompletnie mi się nie spodobał, ale z czasem zaczęłam doceniać zarówno warstwę melodyczną, jak i tekstową. Można rzec, iż to subtelna, wakacyjna piosenka, idealna na piknik na łące przy zachodzie słońca.

Drugi singiel, Dancing With Tears In My Eyes, jest zupełnie inny. Śmiało mogę powiedzieć, iż jest to mój ulubiony kawałek z krążka. Melodia kojarzy mi się z latami 80. lub 90. ubiegłego wieku. Dzięki temu wybija się spośród pozostałych, o wiele spokojniejszych utworów. Potem następuje zwolnienie, a wraz z nim jedyny gościnny występ na krążku. Mam na myśli Don’t Let Me Down z Jenną Raine. Głosy wokalistów idealnie ze sobą współgrają, jednocześnie uspokajając słuchaczy. I po tym kojącym, choć może trochę też męczącym fragmencie The Golden Years, wracamy do wcześniejszego klimatu. Cherry Blossom oddaje ulotność, ale także euforia i słodycz młodości. To za sprawą tekstu oraz muzyki, która również utrzymana jest w stylu ubiegłego stulecia. Don’t Let Me Down jest dobrym przerywnikiem pomiędzy podobnie brzmiącymi piosenkami.

Po Cherry Blossom pozostajemy przy szybszej, ciekawszej melodii. Następną piosenką jest Circles. Po kilku przesłuchaniach zwrotki wydają się równie atrakcyjne jak refren. Są prawie tak samo interesujące i przyjemne dla ucha. Jedyną wadą tej piosenki jest dość nudny postrefren. Mogłoby go nie być, a piosenka jeszcze by na tym zyskała. Warta uwagi jest wybijająca się melodia, w której łagodne uderzenia perkusji podkreślają rytm wygrywany przez gitarę akustyczną. Wokal Bassetta wspaniale komponuje się z muzyką.

Kolejne zwolnienie następuje wraz z utworem Wildfire, który uspokaja, jednak z biegiem czasu może zmęczyć. Dopiero ostatni, trzeci akt piosenki ma to coś, co ją wyróżnia. Gdyby nie ten fragment byłby to kawałek do przewinięcia, taki, bez którego album niczego by nie stracił. Ale to właśnie dzięki tej powolnej, spokojnej melodii zwraca się większą uwagę na tekst o problemach wynikających z miłości. Inaczej prezentuje się to w przypadku Little Rita. Podczas pierwszego przesłuchu The Golden Years właśnie ta piosenka szczególnie zwróciła moją uwagę. Jest inna, łączy elementy indie popu z akustycznymi, folkowymi brzmieniami.

Jak już pewnie zauważyliście, wolę nieco szybsze piosenki. Potwierdza się to również przy Would Ya Tell Me, chociaż nie należy ona do grona moich ulubionych z tego albumu. Przyznam, iż początkowo się nie polubiłyśmy. Myślałam, iż będę mieć do niej takie samo podejście jak do twórczości Eda Sheerana. Byłam przekonana, iż z przyjemnością posłucham jej w radiu, ale sama z siebie jej nie puszczę. Po którymś przesłuchaniu jednak stwierdziłam, iż jest naprawdę dobra i stanowi wspaniałe przyspieszenie akcji po spokojnym poprzedniku. Kawałek jak najbardziej pasuje do wakacyjnych, samochodowych przejażdżek bez celu.

W Mirror spokojna melodia i subtelny głos Bassetta w zwrotkach są przełamywane szybszym, pewniejszym refrenem, który na koncertach ma prawo zostać prawdziwym hitem. Po prostu uwielbiam ten zabieg! Na zakończenie albumu dostajemy przyjemny dla ucha utwór – Look How Far You’ve Come. Jest to piękne zwieńczenie płyty skupiającej się na temacie miłości, tęsknoty, zagubienia.

Album The Golden Years jest naprawdę przyjemnym debiutem. Jednak trzeba przyznać, iż Joshua już dawno temu zamknął się w pewnym stylu, który nie każdemu przypadnie do gustu. Przez to piosenki za bardzo się od siebie nie różnią. Circles, Wildfire i Little Rita mają praktycznie taką samą linię melodyczną. Co prawda krążek jest przez to spójny i harmonijny, ale też minimalistyczny i stonowany. Jego dużym plusem są szczere, osobiste i emocjonalne teksty, z którymi osobiście mogę się utożsamić. Jestem pewna, iż wiele młodych osób również właśnie w tym albumie odnajdzie cząstkę siebie, a Joshua pomoże im w trudnych chwilach.

Warto wspomnieć, iż Joshua Bassett nie tylko napisał i zaśpiewał wszystkie piosenki. On również stoi za kompozycjami i produkcją. Świadczy to o olbrzymiej świadomości wokalisty. Znalazł i dopracował styl, w którym czuje się najlepiej. Mimo iż momentami The Golden Years może znudzić, trzeba przyznać, iż Joshua jest świetny w swoim fachu. jeżeli tym albumem wszystkim tego nie udowodnił, dajmy mu czas. Chłopak jeszcze się rozkręci! Na razie mogę przyznać, iż do płyty na pewno co jakiś czas będę wracać.


Źródło głównego obrazka: The Rolling Stone
Idź do oryginalnego materiału